„Jeśli nie z Almeríą, to z kim, do cholery, mamy w końcu wygrać?!” – mniej-więcej takie pytania będą się rodzić w głowach niezwykle rozżalonych i sfrustrowanych kibiców przed jutrzejszym meczem Atlético Madryt. Gdy po derbowym zwycięstwie podopieczni Diego Simeone zanotowali dwa słabsze wyniki (nie mylić z grą), wśród fanów zaczęły się lamenty, obwinianie piłkarzy, biadolenie i wytykanie błędów. Oberwało się niemalże wszystkim. Bez wyjątku.
Choć kibice ci różnią się od siebie stażem, to łączy ich jedno. Po niesamowicie udanym, najlepszym w historii klubu sezonie 2013/2014 większość z nich odleciała. Oderwali się od rzeczywistości, poprzewracało im się w głowach (żeby nie powiedzieć „w dupach”) i na dobre zapomnieli o najważniejszych, fundamentalnych wręcz sprawach. Po pierwsze Rojiblancos nigdy nie byli stałymi bywalcami ligowej – nie mówiąc o europejskiej – ścisłej czołówki. Oczywiście są trzecią najbardziej utytułowaną drużyną w Hiszpanii. Oczywiście rzadko wypadali poza granice przyzwoitości. Jednak jeszcze nieco ponad dziesięć lat temu grali w drugiej lidze!
Wyłączając erę Diego Simeone, w XXI wieku Los Colchoneros byli co najwyżej solidną ekipą La Liga. Poza sezonem 2009/2010, który udało się zakończyć triumfem w Lidze Europy i finałem Copa del Rey, czasem zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów, czasem zanotowali jakiś fajny mecz. Mimo to, spotkania takie jak z Olympiakosem lub z Celtą były na porządku dziennym. Niesamowicie frustrowały, ale jednocześnie hartowały kibiców, dzięki czemu nie powinny teraz robić na nikim wrażenia. Ot, wypadek przy pracy. Ot, brak szczęścia. Nie wszyscy jednak są w stanie to zrozumieć.
Ktoś może powiedzieć: „Hola, hola! Przecież mamy prawo wymagać od mistrzów Hiszpanii i finalisty Ligi Mistrzów czegoś więcej, prawda?! Chyba to normalne, że chcemy samych zwycięstw, a nie takich kiepskich wyników!”. Może byłaby to i słuszna uwaga, gdyby nie to, co działo się w lecie. Z Vicente Calderón pożegnało się czterech kluczowych zawodników, którzy w poprzednim sezonie grali praktycznie w każdym meczu. Powstała dziura o powierzchni 36% całości. Do tego w różnej formie z klubu odeszło sześciu zmienników. Razem daje to co najmniej dziesięciu piłkarzy do zastąpienia.
Niedawno w jednym z wywiadów Diego Simeone powiedział: „W tym roku zabawa jest jeszcze lepsza, bo muszę budować moją ekipę niemalże od podstaw”. Tego nie da się zrobić przez kilka tygodni pretemporady, zwłaszcza jeśli wielu nowych graczy prychodziło w jej trakcie, czy też wręcz na jej koniec. Wiadomo, że jeśli piłkarz jest dobry, to bez problemu odnajdzie się w nowym otoczeniu. Pamiętajmy jednak, że w Atlético Madryt to nie umiejętności są najważniejsze. Od „świeżaków” Cholo wymaga przede wszystkim zrozumienia jego filozofii, przestawienia swojej mentalności i ogromnego zaangażowania połączonego z wyznawaniem klubowej ideologii. Jeśli nie ma chemii między zawodnikami, to nie ma zgranej grupy, a jeśli nie ma zgranej grupy, to nie ma jednego z fundamentów, na których Argentyńczyk chce budować sukcesy Rojiblancos.
Po spotkaniu z Celtą pojawiły się słowa krytyki pod adresem Miguela Ángela Moyi. Hiszpan jest obwiniany za pierwszego gola, choć nie zrobił niczego złego. Wystarczy uważnie przeanalizować powtórkę. Gdy piłka jest w powietrzu i leci w kierunku pola karnego Rojiblancos, Diego Godín praktycznie cały czas trzyma w ryzach Pablo Hernándeza. Trajektoria lotu futbolówki jest jasna – wyjdzie ona poza boisko. Hiszpan reaguje więc standardowo, czyli schodzi do słupka, by ewentualnie ją złapać, zwłaszcza że widzi, iż Urugwajczyk kontroluje sytuację. Problem w tym, że stoper Los Colchoneros za wcześnie odpuścił, co sprytnie wykorzystał walczący do samego końca zawodnik Celty, któremu dodatkowo dopisało szczęście.
Jak pokazują dotychczasowe spotkania, nie jest łatwo zastąpić Filipe. Lewa obrona – zarówno w osobie Guilherme Siqueiry, jak i Cristiana Ansaldiego – bezpośrednio zawiniła przy trzech straconych golach. Gołym okiem widać, że choć Diego Simeone szuka optymalnego rozwiązania, to obu zawodnikom brakuje jeszcze pełnego automatyzmu i zrozumienia z kolegami, co widać zwłaszcza podczas gry w defensywie. Antoine Griezmann z meczu na mecz rozkręca się coraz bardziej, Mario Mandžukić robi swoje, czyli zdobywa bramki i walczy na całego przez 90 minut. Niewyraźnie prezentuje się Alessio Cerci, ale czego spodziewać się po kimś, kto pojawił się w stolicy Hiszpanii dopiero 1 września?
No i ulubieniec wszystkich, czyli Raúl Jiménez. Bezsensownie wygwizdywany za bycie rzekomym „wielkim madridistą i wrogiem Atlético Madryt”, niesłychanie krytykowany za swoją nieskuteczność i przeciętną grę. Czy pokazał do tej pory coś mega pozytywnego poza sparingiem z Sampdorią? Oczywiście, że nie. Radzę się jednak opamiętać, bo skreślanie go i wyszydzanie po MIESIĄCU to kpina, absurd, istne szaleństwo. Chłopak ma 21 lat i w jeden dzień ma przestawić się z futbolu granego w Meksyku na futbol grany w Europie? Co niektórzy zapomnieli chyba jakie początki na Vicente Calderón miał Miranda. Ileż było krytyki, ileż było wyzwisk, że po co nam jakiś nie najmłodszy Brazylijczyk bez doświadczenia na Starym Kontynencie. A teraz? Nikt nie wyobraża sobie defensywy bez niego, a dla wielu jest ulubionym piłkarzem. Spokojnie, jeszcze odszczekacie i przeprosicie się z Raúlem Jiménezem. Zresztą Diego Costę w pewnym momencie też wszyscy chcieli sprzedać w pizdu. Ale w końcu odpalił. Stosunkowo późno, ale dał swoją grą m.in. mistrzostwo i puchar Hiszpanii oraz finał Ligi Mistrzów.
Dlatego też nade wszystko trzeba być spokojnym. Wszyscy doskonale wiemy, że powtórzyć poprzedni sezon będzie niesłychanie ciężko. Nawet jeśli Cholo wszędzie podkreśla, że jego zespół nie osiągnął jeszcze szczytu możliwości, to i tak nadchodzący rok (a przynajmniej jego początek) może być trudny. W połowie nowej drużyny nie da się zgrać w miesiąc. Niemożliwym jest utrzymanie tego samego poziomu przy tak wielu transferach. Pamiętajmy też, że styl Atlético Madryt zna już każdy, rywale wiedzą, jak mają grać z podopiecznymi Diego Simeone. Takich meczów jak z Olympiakosem i z Celtą było już wiele i to nawet za kadencji Argentyńczyka. Będzie ich jeszcze sporo, więc warto być cierpliwym.
Po tym krótkim wstępie czas na kilka słów o spotkaniu z Almeríą. Wszyscy chcą zwycięstwa, to oczywiste. Problem jednak w tym, że w żadnym z dotychczasowych pięciu ligowych pojedynków na Estadio de los Juegos Mediterráneos nie udało się Los Colchoneros wygrać. Trzy remisy i dwie porażki to bardzo słaby bilans, zwłaszcza że Indálicos to nie jest zespół, z którym nie można wygrać na ich terenie. Warto przełamać tę niekorzystną serię, tym bardziej że Valencia i Sevilla (tak, tak, drugi sezon równorzędnej walki z Realem i Barceloną jest niemalże poza zasięgiem Rojiblancos) rozpoczęły rozgrywki ligowe w świetnym stylu i szkoda tracić do nich dystans.
Jedynym nieobecnym po stronie mistrzów Hiszpanii jest Mario Mandžukić, co niemalże z automatu daje miejsce w wyjściowym składzie dla Raúla Jiméneza. Partnerować ma mu Antone Griezmann lub Raúl García, przy czym wiele wskazuje na to, że wybór padnie na będącego w gazie Francuza. Najważniejszą zmianą w drugiej formacji ma być to, iż na ławce rezerwowych zasiądzie Gabi. Kapitan Atlético Madryt nie jest w najwyższej formie i nie zmieniają tego nawet notowane przez niego asysty. Podobnie sprawa ma się z Koke, choć akurat on raczej z jedenastki nie wypadnie. Na lewej obronie kolejną szansę ma dostać Guilherme Siqueira, który – podobnie jak Cristian Ansaldi – nie przekonał jeszcze do siebie Diego Simeone.
Cholo zaś już po raz ostatni zasiądzie na trybunach. Jego zawieszenie skończy się po ostatnim gwizdku jutrzejszego meczu, co cieszy nie tylko fanów, ale z pewnością także piłkarzy. Przy całej sympatii do Germána Burgosa, nie daje on na ławce tyle, ile daje 44-latek. Argentyńczyk z pewnością przyda się bliżej boiska, zwłaszcza że jego zawodników czeka teraz prawdziwy maraton. Przed przerwą na reprezentacje rozegrają oni bowiem aż cztery spotkania w zaledwie jedenaście dni. Zmierzą się kolejno z Almeríą, Sevillą, Juventusem i Valencią. Niezwykle istotne będą szczególnie trzy ostatnie pojedynki. Od ich wyników będzie bardzo dużo zależeć. Zarówno w La Liga, jak i w Lidze Mistrzów.
Co natomiast słychać u Indálicos? Podopieczni Francisco są w świetnych humorach, bowiem w weekend wygrali na wyjeździe z Realem Sociedad. Jedynym problemem jest to, że w starciu z Los Colchoneros zabraknie dwóch podstawowych piłkarzy. Za czerwoną kartkę pauzować musi Sebastián Dubarbier, którego na lewej obronie zastąpi Mané. W środku pola zabraknie natomiast Thomasa. Wypożyczony z Atlético Madryt pomocnik mógłby zagrać, gdyby Almería zdecydowała się za to zapłacić kwotą, jaka jest wpisana w specjalnej klauzuli. Andaluzyjczycy nie zamierzają jednak tego robić.
W lutym tego roku Rojiblancos rozegrali jedno z najgorszych spotkań w poprzednim sezonie i przegrali na Estadio de los Juegos Mediterráneos 0-2. Nie układało się w grze nic, a do tego sędzia miał wyjątkowo zły dzień. Oby teraz było inaczej, oby tym razem nic nie przeszkodziło podopiecznym Diego Simeone w zwycięstwie. Ani sędzia, ani błędy w obronie, ani kiepska skuteczność.
Dotychczasowe pojedynki na Estadio de los Juegos Mediterráneos:
8 lutego 2014, La Liga
Almería vs. Atlético Madryt 2-0
12 marca 2011, La Liga
Almería vs. Atlético Madryt 2-2
21 lutego 2010, La Liga
Almería vs. Atlético Madryt 1-0
18 stycznia 2009, La Liga
Almería vs. Atlético Madryt 1-1
11 listopada 2007, La Liga
Almería vs. Atlético Madryt 0-0
25 października 1995, Copa del Rey
Almería vs. Atlético Madryt 1-4
Przewidywany skład Almeríi:
Przewidywany skład Atlético Madryt:
Sędziowie:
Jesús Gil Manzano (główny)
Ángel Nevado Rodríguez (asystent)
Miguel Martínez Munuera (asystent)
Víctor García Maqueda (techniczny)
Transmisja:
Rojadirecta
LiveTV
Hahasport