Co czułeś, gdy po raz pierwszy wszedłeś na murawę na Wanda Metropolitano?
– Zbiór różnych emocji. Brakuje mi Vicente Calderón i musimy przenieść to, co był tam, na nowy stadion. Krok po kroku kibice przyzwyczają się do nowego obiektu, zwłaszcza że widzą, iż my dajemy na nim z siebie absolutnie wszystko.
Jak to jest nosić numer Luisa Aragonésa?
– To wielki zaszczyt. Nie tylko ze względu na Luisa Aragonésa, ale także z uwagi na Raúla Garcíę. Jest dla mnie przykładem i cieszę się, że mogłem z nim grać w jednej drużynie. To duże wyróżnienie. Zawsze lubiłem ten numer i ciężko pracowałem, by móc go nosić.
Wielu kibiców przychodzi na treningi, by Cię oglądać, bo jesteś ich idolem. Robiłeś to jak dziecko? Kto był Twoim idolem?
– Nie robiłem tego bezpośrednio. Miałem w zwyczaju patrzeć jak grają moi bracia i zdarzało mi się odwiedzać ich szatnię. Pewnego razu brat zabrał mnie do szatni Valencii, gdzie poznałem Joaquina. To niesamowicie zabawny i pozytywny człowiek. Do dziś to jedno z moich ulubionych wspomnień.
Kto był Twoim idolem, gdy dorastałeś i czy chciałbyś się dziś napić z nim piwa?
– Mam to szczęście, że gram z moim idolem w jednej drużynie i zawsze chętnie napije się piwa z Fernando Torresem.