Cristian Ansladi przybył do Atlético po ponad pięcioletnim pobycie w Rosji. Marzy o pozostaniu na Vicente Calderón i triumfowaniu w czerwono-białych barwach. Ponadto, nigdy nie jest usatysfakcjonowany z tego co ma, chociaż przyznaje, że staje się wiernym „wyznawcą filozofii partido a partido”. W wywiadzie dla dziennika Marca Argentyńczyk opowiedział o swojej pozycji w drużynie i oczekiwaniach w tym sezonie.
– Czy myślałeś o tym, że Atlético nie było w pełni przekonane do Ciebie, skoro chciało Cię tylko wypożyczyć?
– „Zrobienie” nazwiska jest dla mnie wielkim wyzwaniem. I nie tylko dla Cholo. Większość ludzi tak na prawdę mnie nie zna. Tylko słyszeli o tym jak gram, a ja teraz widzę, że mam rok na pokazanie tego, że umiem grać.
– Siqueira także dołączył do zespołu, a na dodatek to z nim właśnie osiągnięto trwałe porozumienie. Czy to ma jakiś wpływ na Twoją przyszłość?
– Nie wiem. To zależy od trenera. Jeżeli jeden gracz rozwija się szybciej od innego, to myślę, że nie ma znaczenia czy został kupiony, czy wypożyczony.
– Czy bardziej skupiasz się na najbliższym meczu, czy może wyznaczasz sobie cele długoterminowe?
– Idea skupiana się tylko na jednym spotkaniu jest lepsza, bo nigdy nie traci się głowy, co zmusza Cię do pozostania stale skoncentrowanym. Tak jest idealnie.
– Czy trzecie miejsce na koniec sezonu byłoby dobre, czy może uznałbyś je za niepowodzenie?
– Jeśli myślisz o skończeniu ligi na trzecim miejscu masz marną mentalność, nawet jeśli to realistyczne. Trzeba myśleć o osiąganiu swoich celów, a celem nie jest skończenie ligi na trzeciej pozycji, lecz jej wygranie. A ja zamierzam wygrać, a nie być trzecim.