Kiedy jesteś jednym z najlepszych młodych napastników w Ameryce Południowej i przeprowadzasz się do Europy, wówczas cel jest jeden – wygrać tyle pucharów, ile się da. Nie inaczej było w przypadku Radamela Falcao, który w 2009 roku przeniósł się z River Plate do FC Porto, a od dwóch lat broni barw Atletico Madryt. Kolumbijski napastnik jest prawdziwym talizmanem, bowiem do tej pory wygrał wszystkie osiem finałów, w jakich brał udział na Starym Kontynencie.
W pierwszym sezonie na portugalskich boiskach El Tigre mógł cieszyć się z krajowego pucharu. W decydującym meczu (2:1 z Chaves) strzelił nawet jednego gola. Kolejny rok był już o wiele bardziej obfity w sukcesy. Poza mistrzostwem, Falcao wraz z FC Porto wywalczył kolejno superpuchar i puchar Portugalii, a na koniec dołożył do tego triumf w Lidze Europy. Przed odejściem na Vicente Calderon Kolumbijczyk zdołał jeszcze dopisać do swojej kolekcji kolejny krajowy superpuchar.
Po przeprowadzce do Atletico Madryt El Tigre niemal z miejsca stał się ulubieńcem kibiców i największą gwiazdą. Co prawda można było mieć do niego pretensje o to, że co jakiś czas potrafił niejako przejść obok meczu, jednak i tak to głównie jego bramki zadecydowały o sukcesach Rojiblancos.
Na koniec sezonu 2011/2012 Falcao po raz drugi z rzędu triumfował w Lidze Europy. Podopieczni Diego Simeone pokonali Athletic Bilbao (3:0), a kolumbijski snajper trafił do siatki dwa razy. Prawdziwy popis dał jednak parę miesięcy później, gdy w Monako niemal w pojedynkę ograł Chelsea. Los Colchoneros wygrali z Anglikami (4:1), El Tigre zaliczył hat-tricka, notując tym samym siódmy kolejny zwycięski finał w na europejskich boiskach.
Co prawda wczoraj 27-latek nie pokonał Diego Lopeza, ale to dzięki jego błyskowi geniuszu i świetnej akcji Rojiblancos zdołali wyrównać. To dzięki jego podaniu Diego Costa mógł zabrać się z piłką, a następnie umieścić ją w siatce. Radamel jest prawdziwym talizmanem – posiadanie go w składzie niemal w 100% gwarantuje zwycięstwo w finale. Ciężko powiedzieć jaka jest osobista hierarchia Kolumbijczyka, ale dla kibiców Atletico Madryt to właśnie pokonanie Realu było najważniejszym zwycięstwem chyba w całym XXI wieku.
Na razie licznik finałów El Tigre zatrzymał się na ośmiu. Co dalej? Jeśli zostanie na Vicente Calderon, wówczas czeka go co najmniej jeszcze jeden, czyli walka o superpuchar Hiszpanii. Niewykluczone jednak, że były snajper FC Porto opuści stolicę Hiszpanii na rzecz jakiegoś innego miasta. Jego przyszłość jest niepewna, ale jeżeli triumfy z Rojiblancos przynoszą mu tyle emocji, ile widać na zdjęciu poniżej, to czy warto stąd odchodzić, zwłaszcza mając w perspektywie grę w Lidze Mistrzów?