Dziś mamy:18 April, 2024
21.04.2024, g. 18:30
La Liga (Hiszpańska Primera Division)
Alaves vs Atletico Madryt
Do meczu pozostało:
2dn.22godz.59min.
14.00 X3.40 21.95 Odbierz 630 zł i typuj na eFortuna.pl Zarejestruj konto
Transmisja na żywo

Od Arangelovicia do Emre, czyli historia bałkańskiego kotła w Atlético

Mario Mandžukić i Jan Oblak zostali niedawno piłkarzami Atlético Madryt. Bałkański (tak, Słowenia również zalicza się do tego rejonu) duet stoi przed trudnym wyzwaniem, jakim jest godne zastąpienie Diego Costy i Thibauta Courtois. Obaj mają wszystko, by podołać temu zadaniu i stać się nowymi idolami kibiców. Czy rzeczywiście dadzą radę? Przykład Ardy Turana pokazuje, że gracze z Bałkanów mogą poradzić sobie na Vicente Calderón, jednak w historii aktualnych mistrzów Hiszpanii było również kilku takich, którzy okazali się kompletną pomyłką. Przyjrzymy się zatem im wszystkim.

Pierwszym zawodnikiem z tamtego rejonu Europy, który zawitał do czerwono-białej części Madrytu był napastnik Aleksandar Aranđelović. Pochodził on z miejscowości Crna Trava (kiedyś Jugosławia, dziś Serbia) i trafił nad Manzanares w 1952 roku. Niestety z dostępnych danych wiadomo jedynie, że w barwach Los Colchoneros rozegrał on tylko jeden sezon. Wikipedia stara się przekonać, że jego bilans to 1 mecz i 1 gol, jednak ciężko w to uwierzyć.

Na kolejnego bałkańskiego piłkarza trzeba było czekać blisko 40 lat. Na początku 1993 roku Atlético Madryt ściągnęło na kilka miesięcy Vladana Lukicia. Urodzony w Sopocie (kiedyś Jugosławia, dziś Serbia) snajper nie zachwycił jednak niczym nadzwyczajnym. W sumie pojawił się na boisku 9 razy, zdobywając przez ten czas 2 bramki.

Był to jednak dopiero początek ściągania na Vicente Calderón graczy z tamtych okolic. Przez całe lata 90. przewinęło się ich bowiem całkiem sporo. Nie wzięło się to oczywiście znikąd, ale o tym za chwilę. Na razie skupmy się na kwestiach kadrowych.

Tuż przed mistrzowskim sezonem 1995/1996 w stolicy Hiszpanii pojawili się napastnik Lyuboslav Penev (Bułgaria) i skrzydłowy Milinko Pantić (Serb). Obaj okazali się strzałami w dziesiątkę. Pierwszy z nich bardzo mocno wyróżniał się w ataku. Choć nieco ponad rok wcześniej zmagał się z rakiem jąder, to zdołał wrócić do futbolu i miał swój udział w wywalczonym przez Rojiblancos dublecie. W 44 meczach na krajowym podwórku strzelił 22 gole. Po zakończeniu rozgrywek odszedł jednak do grającej wówczas w Primera División Composteli.

Milinko Pantić zadomowił się nad Manzanares na dłużej. Był jedną z gwiazd Los Colchoneros w drugiej połowie lat 90. i słynął ze znakomitych dośrodkowań z rzutów rożnych. Przez trzy sezony pojawił się na boisku w 137 spotkaniach, w których 36 razy trafiał do siatki. Jego najbardziej pamiętnym występem był pucharowy pojedynek na Camp Nou z FC Barceloną, który odbył się 12 marca 1997 roku. Serb w 30 minut skompletował hat-tricka, dzięki czemu do przerwy Atlético Madryt prowadziło 3-0. Niestety w drugiej połowie nie pomogła czwarta bramka bałkańskiego skrzydłowego. Gospodarze wzięli się bowiem za odrabianie strat, dzięki czemu wygrali 5-4.

Po zakończeniu piłkarskiej kariery Milinko Pantić ponownie zawitał na Vicente Calderón. Zajmował się on szkoleniem kolejnych roczników, aż w końcu został trenerem drużyny rezerw. W sezonie 2011/2012 zajął z nią 5. miejsce w trzeciej lidze, tracąc naprawdę niewiele do pozycji gwarantującej grę w barażach o awans na zaplecze La Liga. Od 2013 roku jest szkoleniowcem FC Baku, które po podpisaniu umowy sponsorskiej z Azerbejdżanem stało się jednym z klubów partnerskich aktualnych mistrzów Hiszpanii.

Wróćmy jednak do lat 90. W lecie 1996 roku na Vicente Calderón zameldowało się dwóch kolejnych graczy serbskiego pochodzenia. Żaden z nich jednak nie okazał się być zbawieniem. Đorđe Tomić spędził nad Manzanares dwa lata. Przez pierwszy rok pomocnik ten wystąpił w zaledwie 3 meczach, a później został odesłany do drużyny rezerw. W lipcu 1998 roku odszedł do Partizana.

O wiele bardziej zawiłe były losy Veljko Paunovicia. Przed dołączeniem do Atlético Madryt grał w Marbelli, którą zarządzał niegdyś Jesús Gil. 19-letni wówczas napastnik wydawał się być sporym talentem, mogącym do tego grać na wielu pozycjach w ofensywie. Niestety prawda okazała się inna i urodzony w Sturmicy piłkarz nie zdołał wejść na oczekiwany poziom. Pierwsze dwa lata upłynęły mu na balansowaniu pomiędzy pierwszym (37 spotkań, 7 goli) i drugim zespołem. Sezon 1998/1999 spędził w grającej w Primera División Mallorce.

Kolejne półtora roku było nieudolną próbą przebicia się przez ówczesną konkurencję. W styczniu 2000 roku Veljko Paunović został wypożyczony do końca rozgrywek do Realu Oviedo, a kolejny sezon spędził ponownie na Balearach. W 2002 roku sprzedano go do Tenerife, jednak już po roku zdecydowano się go odkupić. Niestety serbski napastnik po raz kolejny sobie nie poradził. Przed definitywnym odejściem w lecie 2005 roku, rozegrał pół sezonu w Hannoverze. Ogólny bilans jego kiepskiej przygody z Los Colchoneros to 111 meczów i 19 bramek.

W styczniu 1997 roku w stolicy Hiszpanii pojawił się Daniel Prodan. Rumuński obrońca przywędrował ze Steauy Bukareszt. Przez pierwsze miesiące był częścią podstawowej jedenastki, jednak od sezonu 1997/1998 nie prezentował się już tak dobrze, przez co niemal połowę przesiedział na ławce lub na trybunach. Mimo to w trakcie pobytu na Vicente Calderón zdołał rozegrać 43 spotkania i strzelić w nich 4 gole. Później za ponad 2 miliony funtów kupili go Rangers.

Całkiem ciekawy był przypadek Rade Bogdanovicia. Bośniak pojawił się w ekipie Rojiblancos latem 1997 roku. 6 września bośniacki napastnik zanotował świetny występ przeciwko Realowi Valladolid, który jemu i jego kolegom udało się pokonać aż 5-0, a on sam dwa razy wpisał się na listę strzelców. W nagrodę słynący z beztroskiego podejścia do futbolu Jesús Gil kupił mu BMW 316i prosto z fabryki. Niestety obecność w kadrze Christiana Vieriego i Kiko powodowała, że 27-latek grał raczej rzadko. Po rozegraniu 17 meczów i zdobyciu 7 bramek w połowie sezonu został oddany na wypożyczenie do Bredy, a następnie sprzedano go do Werderu.

Pod koniec lat 90. w Atlético Madryt pojawiło się jeszcze dwóch Serbów. Vladimir Jugović przeszedł do Los Colchoneros z Lazio, jednak nie prezentował się w czerwono-białych barwach tak, jak od niego oczekiwano. Nie było widać jakości, jaką przez wcześniejszych kilka lat pokazywał we Włoszech. W sezonie 1998/1999 zanotował 25 występów i strzelił 5 goli. Po zaledwie roku postanowiono go oddać do Interu.

W tym samym momencie co on nad Manzanares zjawił się jego rodak Zoran Njeguš. Zabawił on w stolicy Hiszpanii nieco dłużej, bowiem udało mu się być członkiem pierwszej drużyny przez trzy sezony. Choć był całkiem uniwersalnym zawodnikiem (mógł grać jako obrońca lub defensywny pomocnik), to nigdy nie odgrywał znaczącej roli. Pokazuje to jego bilans: 63 mecze i 3 bramki.

Po spadku do Segunda División jednym z piłkarzy, którzy mieli wzmocnić Rojiblancos był Mirsad Hibić. Bośniacki środkowy obrońca wywiązywał się ze swoich obowiązków całkiem nieźle. Przez pierwsze trzy lata grywał dość często, pojawiając się na boisku 99 razy. Niestety pierwsza połowa sezonu 2003/2004 była dla niego kompletną klapą. Nie wystąpił w żadnym spotkaniu, przez co zdecydował się zakończyć karierę, mimo że miał dopiero 30 lat.

Jovan Stanković był kolejnym Serbem w szeregach Atlético Madryt. Urodzony w Pirocie pomocnik reprezentował czerwono-białe barwy w latach 2001-2003. Piłkarzem był raczej przeciętnym i niczego wielkiego na Vicente Calderón nie dokonał. W 57 meczach tylko raz trafił do siatki.

W międzyczasie w ekipie Los Colchoneros pojawił się Cosmin Contra. Rumun przyszedł po nieudanej rocznej przygodzie z Milanem. Okazało się jednak, że z tego bocznego obrońcy wielkiego pożytku nie będzie. W dwa lata uciułał zaledwie 41 występów. Uznano, że okolice Manzanares nie są dla niego dobrym miejscem. Dlatego też później dwukrotnie wysyłany był na wypożyczenie – najpierw do West Bromwich Albion, a potem do Getafe, do którego odszedł definitywnie w lecie 2006 roku.

Duże szanse na zostanie ważnym piłkarzem klubu ze stolicy Hiszpanii miał Demis Nikolaidis. Grecki napastnik pojawił się w zespole przed sezonem 2003/2004. Choć miał wtedy 30 lat, sztab uważał go za cenne wzmocnienie. Początkowo faktycznie tak było. Wraz z Fernando Torresem tworzył całkiem skuteczny duet w ataku. Na jego nieszczęście zaczęły nękać go kontuzje, z którymi walczył przez drugą połowę rozgrywek. Na Vicente Calderón chciano go zatrzymać i zaoferowano mu pomoc, jednak sam zainteresowany postanowił zawiesić buty na kołku. Ostatecznie jego bilans to 23 mecze i 6 goli.

W 2005 roku w Atlético Madryt zameldował się kolejny Bułgar. Był nim Martin Petrov. Bałkański skrzydłowy dostawał bardzo dużo szans, jednak jego statystyki pozostawiały wiele do życzenia. Co gorsze w październiku 2006 roku zerwał więzadła w kolanie, co wykluczyło go z futbolu na sześć miesięcy. Wychowanek Botevu Vratsa zdołał wrócić na końcówkę sezonu 2006/2007, ale i tak po jego zakończeniu został wystawiony na listę transferową. Ostatecznie trafił do Manchesteru City. W koszulce Los Colchoneros zdobył 3 bramki w 52 występach.

Razem z Matrinem Petrovem w ekipie znad Manzanares pojawił się Mateja Kežman. Niewykluczone, że to właśnie on jest największą bałkańską porażką w historii klubu. Choć w barwach PSV ładował gola za golem, to transfer do Chelsea okazał się niewypałem. Rojiblancos zdecydowali się kupić go z The Blues wierząc, że w serbskim napastniku nadal drzemie duży potencjał i spore umiejętności. Niestety w trakcie sezonu 2005/2006 rozegrał on tylko 33 mecze (w środku rozgrywek leczył kontuzję), w których 10 razy trafiał do siatki. Po wielu pozostawiających sporo do życzenia występach bez większego żalu oddano go do Fenerbahçe.

Poważnym konkurentem Matei Kežman o miano najgorszego Bałkańczyka w historii Atlético Madryt może być Giourkas Seitaridis. Grek jest jednym z największych niewypałów transferowych Los Colchoneros w ostatnich latach. Kupiono go w 2006 roku z Dynama Moskwa za 12 milionów euro. Przez trzy lata z sezonu na sezon coraz bardziej udowadniał on, że nie nadaje się do gry w tym zespole. W końcu w maju 2009 roku rozwiązano z nim kontrakt, posyłając go w diabły. Jego bilans to 72 spotkania i 1 bramka.

Skoro była mowa o najgorszych, czas na tego najlepszego. Mowa o Ardzie Turanie, który przyszedł na Vicente Calderón w lecie 2011 roku. Sprowadzono go za 12 milionów euro z Galatasaray. Od samego początku było widać, że ma on spore umiejętności. Jego wadą była jednak kiepska gra w obronie, a ponadto w końcówce swojego pierwszego sezonu nękały go drobne urazy. Pod wodzą Diego Simeone wszystko się jednak powoli zmieniało na lepsze.

Przede wszystkim turecki pomocnik nauczył się bronić, a na boisku było widać u niego coraz większe zaangażowanie. Dziś jest on prawdziwym wojownikiem i choć statystyki w pełni tego nie oddają, to jest szalenie przydatny w ofensywie i w pełni zasługuje na numer 10 na plecach. Kluczowy piłkarz w układance Cholo, który jest najbardziej utytułowanym graczem z Bałkanów w historii Rojiblancos. Ma na swoim koncie mistrzostwo i puchar Hiszpanii, triumf w Lidze Europy, Superpuchar Europy oraz grę w finale Ligi Mistrzów. Do tej pory rozegrał już 132 mecze w czerwono-białych barwach i strzelił 19 goli.

Na koniec został Emre Belözoğlu, który w Atlético Madryt spędził zaledwie pół roku. Został ściągnięty za darmo w lecie 2012 roku, jednak już po kilku miesiącach zdecydował się wrócić do Fenerbahçe, za którym tęsknił, zwłaszcza że Diego Simeone nie dawał mu zbyt wiele szans do gry. Bilans: 17 spotkań i 1 bramka.

A dlaczego w drugiej połowie lat 90. pojawiło się tylu zawodników z Bałkanów, wśród których dominowali Serbowie? Odpowiedź jest prosta. W tamtym okresie trzykrotnie (1995-1998 oraz krótkie epizody w 1999 i 2000 roku) trenerem był Radomir Antić. Już w pierwszym sezonie doprowadził on ekipę znad Manzanares do dubletu. Niestety ostatecznie rozstał się z nią po spadku do Segunda División. W 188 meczach odniósł 87 zwycięstw (46,3%).

Przed nim był tylko jeden szkoleniowiec z tamtych rejonów Europy. W sezonie 1990/1991 Los Colchoneros prowadził Tomislav Ilić. Chorwacki fachowiec wygrał Puchar Króla. Ogółem w 19 z 41 starć wychodził zwycięsko (46,3%).



Share
0 0 Głosy
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marc
Marc
2024 lat temu

Keżmana źle nie wspominam. Był średni, ale odczuwamy rozczarowanie, bo spodziewaliśmy się po nim więcej. Pozytywnie wspominam Petrova. Szkoda tej kontuzji, którą dostał chyba w podobnym czasie co Maxi Rodriguez. Strasznie śmigał po lewym skrzydle, aż mi się przypomniał mecz z Barceloną, jak na piątym biegu szarpnął skrzydłem i wrzucił piłkę na głowę Torresa, po czym padła bramka. No i ta petarda w nodze… Żałowałem jego odejścia do City, ale bądź co bądź – Simao okazał się jeszcze lepszy.

chmielo
chmielo
2024 lat temu

Ach ten Seitaridis… Nie wiem czemu ale zawsze jak wspominam tamtą ekipę to przychodzi mi na myśl jako pierwszy On i Torres. Co ten gość wywijał na boisku…

Dr.Football1
Dr.Football1
2024 lat temu

Znakomity artykul.

Zawsze mialem ogromna slabosc do zawodnikow z bylej Jugoslawii i strasznie mi ich w Atleti brakowalo ostatnimi czasy.

Milinko Pantic <3

Matheo
Matheo
2024 lat temu

Miło sobie przypomnieć bałkańskich przedstawicieli u nas. Ja najbardziej pamiętam i chyba najmilej wspominam Martina Petrova, mimo że grał w sumie dość mało. Ale te jego rajdy lewą stroną były kapitalne.

Jarałem się również, gdy kupywaliśmy Keżmana. Pamiętam jego golleady w PSV i pomimo słabej postawy w Chelsea, wierzyłem że u nas wróci do formy. Niestety stało się inaczej.

No a Seitaridis to już legenda… 😀

Chillmos
Chillmos
2024 lat temu

Genialny artykuł!

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.

0
Chcielibyśmy wiedzieć co o tym sądzisz, zostaw komentarz!x