Fernando Torres, który przygotowuje się do pierwszego starcia ćwierćfinału Copa del Rey przeciwko Barcelonie, zaimponował skutecznością tydzień temu w meczu z Realem, zdobywając 2 gole. Jak na razie to jego jedyny dorobek bramkowy od czasu powrotu na Vicente Calderon. Warto zauważyć, że inny Torres, Oliver, wypożyczony do Porto, chociaż napastnikiem nie jest, to z trafianiem do siatki rywala w tym roku nie ma problemu, zdobywając gole w 3 meczach z rzędu portugalskiej ekstraklasy. Co prawda klasa rywali pozostawia wiele do życzenia (Barcelos, Belenenses, Penafiel), to jednak wychowanek Atletico powoli staje się ulubieńcem kibiców na Estadio Dragao, będąc drugim najlepszym strzelcem swojego teamu w tym sezonie z 6 golami w 14 spotkaniach, ustępując miejsca jedynie Jacksonowi Martinezowi.
Skuteczność młodego Hiszpana może cieszyć tym bardziej, że wykańczanie akcji od zawsze było jego głowną bolączką. Jeśli będzie się dalej rozwijał w takim tempie (FC Porto zaś wydaje się być wymarzonym do tego miejscem), może w krótkim czasie stać się kluczowym piłkarzem swojego zespołu i wzbudzić zainteresowanie najsilniejszych klubów Starego Kontynentu. Nie bez przyczyny kibice wymyślili mu pseudonim „Mininiesta”, odnajdując w nim cechy jednego z bardziej zasłużonych ofensywnych pomocników w historii La Furia Roja. Warto również podkreślić, że we wczesnej młodości Oliver „otarł się” o szkółkę FC Barcelony. Przeszkodą w występach w katalońskiej drużynie okazała się między innymi… tęsknota za domem, która ponoć także cechowała wspomnianego Iniestę we wczesnych latach jego kariery.
Normalnym stał się z biegiem czasu fakt, że nazwisko pomocnika zaczęło wzbudzać wiele emocji wśród kibiców Rojiblancos, jednak piłkarz starał się unikać wszelkich porównań i odniesień do starszego kolegi, Fernando. Szybko stało się jasne, że to wielki talent i dobrze poprowadzony może rozwinąć się w światowej klasy zawodnika; świetnie grający zarówno prawą jak i lewą nogą, obdarzony znakomitym przeglądem pola i ponadprzeciętną techniką. Zaskoczeniem dla Olivera było powołanie do pierwszej drużyny od Diego Simeone w kwietniu 2012, kiedy to znalazł się w szerokiej kadrze zespołu. Co ciekawe, był wtedy zawdonikiem zespołu Atletico C. Na swój debiut czekał do sierpnia, kiedy to wybiegł po raz pierwszy na murawę przeciwko Levante. Swój talent zaprezentował również podczas mistrzostw Europy do lat 19 w Estonii, pośród takich zawodników jak Jese, Paco, Deulofeu czy Bernat, będąc ważnym ogniwem zespołu.
Niepokoić może fakt, że Cholo nie widzi miejsca dla piłkarza o takiej charakterystyce w swojej koncepcji gry, dlatego też kiedy Oliver pojawiał się na murawie (a zdarzało się to dosyć rzadko), zajmował miejsce bliżej skrzydła. Jedną ze swoich szans wykorzystał, strzelając Betisowi najszybszego gola w historii klubu w 12 sekundzie gry. Na jego talencie poznał się Julen Lopetegui, były trener hiszpańskiej młodzieżówki, który objął stery w Porto i zdecydował się na wypożyczenie Hiszpana, co z perspektywy czasu okazało się bardzo mądrym i korzystnym posunięciem dla obu stron.
To co wyróżnia Olivera spośród innych zawodników to oprócz umiejętności stricte piłkarskich skromność. Już teraz chciałyby go kupić największe kluby angielskie, jednak sam zainteresowany jakby się tym w ogóle nie przejmował. Jego największe marzenie to zagrać razem z El Nino, które może się już niebawem spełnić. Czy nie chcielibyśmy jednego Torresa od zdobywania goli, a drugiego od dogrywania mu?