O piłce ręcznej piszemy mało, ale trzeba wspomnieć fakt, że w zespole Los Rojiblancos występuje Polak, który jest jedynym przedstawicielem naszego kraju w lidze hiszpańskiej. Mariusz Jurkiewicz udzielił wywiadu na łamach internetowego wydania Gazety, gdzie powiedział kilka słów o swoim nowym-starym klubie (Atlético reaktywowało sekcję piłki ręcznej). Można więc powiedzieć, że mamy drugiego po Romanie Koseckim biało-czerwonego w… czerwono-białych barwach.
Kogo by Pan wolał do swojej grupy w LM z Atlético, Czechowskimi Niedźwiedziami, MKB Veszprem, Füchse Berlin i Bjerringbro-Silkeborg?
– Oczywiście najbardziej Vive, bo to oznacza jedną więcej podróż do Polski (śmiech). Jeśli mnie pamięć nie myli – w listopadzie [5. kolejka zaplanowana jest na 16-20 listopada – przyp. red.]. To zawsze jest bardzo miłe, a z przyjemnością odwiedzę Kielce.
Już w odmienionym klubie, w którym zaszło sporo zmian. Wielki Ciudad Real to teraz zespół ze stolicy.
– Jesteśmy jeszcze cały czas w Ciudad Real [miasto w środkowej Hiszpanii – przyp. red.], trenujemy na tamtejszej Quijote Arena. Natomiast – jak zapewniają działacze – w przyszłym roku przenosimy się już do Madrytu na stałe. Ale przez to teraz praktycznie wszystkie spotkania rozgrywamy na wyjeździe – z Ciudad Real podróż do stolicy na mecz trwa przynajmniej półtorej godziny. Takie ciągłe przemieszczanie się jest męczące.
Po przeprowadzce do Madrytu będzie Pan chodził na mecze Atlético czy wielkiego Realu?
– Jestem zawodnikiem Atletico, więc kibice by mi nie wybaczyli, gdybym kibicował drużynie José Mourinho (śmiech). Także nie wchodzi to w grę, wolę zobaczyć Falcao w akcji.
Rozmawialiśmy o Polsce. Myśli Pan o grze tu jako zawodnik?
– Aż tak daleko w przyszłość to nie wybiegam. Skupiam się na najbliższym sezonie – musimy porwać madryckich kibiców, przekonać ich do piłki ręcznej na najwyższym poziomie. To nasz cel na ten rok. Ja sam mam jeszcze ważny kontrakt przez trzy lata i zamierzam go wypełnić. Na pewno po zakończeniu kariery wrócę do Polski, ale nie wiem, jak będą wyglądać moje sportowe losy.