Witajcie! W kilku słowach chcieliśmy Was wraz z Manianem powitać w naszym cyklu Wrzutka na aferę. Będzie on opierał się na prostej wymianie myśli odnośnie aktualnych spraw związanych z Atletico Madryt. Prawdopodobnie nasze teksty pojawiać się będą co tydzień lub co dwa tygodnie. Wszystko będzie zależeć od nas oraz od tego, czy w danym momencie wydarzy się coś ciekawego. Mamy nadzieję, że w komentarzach wyrazicie swoją opinię na ten temat. Na dobry początek wzięliśmy się za dość nietypowe podsumowanie 2012 roku. Zresztą sprawdźcie sami. Miłej lektury!
Wiesz co? Nie lubię podsumowań. Niby mamy koniec roku, niby jest o czym pisać, ale zastanawiam się jaki to ma cel? Wiadomo, Falcao – wspaniały, cała drużyna – wyśmienita, trener – nie mógłby być lepszy, a do tego dwa puchary, kilka pass, sporo zwycięstw, statystyki, procenty. Znam to wszystko na pamięć. Zresztą nie tylko ja, ale i zdecydowana większość kibiców, nie tylko tych polskich. Po co zatem znów to wszystko przypominać, wklejać zdjęcia i filmiki, skoro każdy może to zrobić na własną rękę? Najwolniejszemu internaucie zajmie 30 sekund, by na swoim ekranie oglądać piękne gole El Tigre, radość po Lidze Europy i takie tam.
Coś jednak trzeba naskrobać, bo zaczynać nowy rok bez podsumowania poprzedniego, to jakoś tak dziwnie. Na szczęście mogę skorzystać z tego, że wcale nie muszę pisać o tym, co mi się najbardziej podobało, co sprawiło, że skakałem z radości, co napawało mnie dumą. Wręcz przeciwnie. Podsumuję wszystko to, co mi nie pasowało. Lubię narzekać, więc większego problemu ze znalezieniem takich rzeczy nie miałem. Wybrałem dziesięć. Kolejność zupełnie przypadkowa, bo choć zacznę chronologicznie, to potem i tak wszystko się pomiesza, a niektóre sprawy tak naprawdę ciężko osadzić w czasie.
Jeden to odejście Jose Antonio Reyesa. Nie zdziwię się, jeśli rok temu pisałem coś w stylu 'I dobrze, że odchodzi!’, choć nic takiego sobie nie przypominam. W każdym razie teraz żałuję, że La Perli nie ma już z nami. Wiesz, nawet nie rozumiem tych ostatnich gwizdów w jego kierunku na Vicente Calderon. Niby się pokłócił z Gregorio Manzano, niby zawsze miał swój charakterek i niby sam chciał już odejść. Wszystko rozumiem, ale, kurwa, bez tego człowieka nie zdobylibyśmy dwóch pucharów w 2010 roku, a i później często ratował nam skórę. Szanowałem go, szanuję i zawsze będę szanował. Szkoda, że już go nie ma w drużynie. Od Adriana gorszy by nie był.
Dwa to brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów. Tak, wiem, że 5. miejsce i tak było niezłym wynikiem, tym bardziej że poprzednik Cholo zostawił drużynę w fatalnej sytuacji, bo dopiero na 10. pozycji. Tak, wiem, że Simeone i tak uzbierał mnóstwo punktów. Tak, wiem, że i tak na 99% za rok zagramy w Champions League. Tylko niesamowicie irytuje mnie fakt, że przez JEDEN REMIS nie zajęliśmy 4. miejsca. Dlaczego jeden remis? Straciliśmy do Malagi DWA PUNKTY, a więc dokładnie tyle, ile zyskalibyśmy z Racingiem (0:0), Sportingiem Gijon (1:1), Betisem (2:2, co było apogeum niedorzeczności w wykonaniu Rojiblancos), czy też Realem Sociedad (1:1). Nie chcę nawet wspominać o beznadziejnych porażkach z Mallorcą (1:2), Realem Saragossa (0:1) i Levante (0:2). Z tych SIEDMIU spotkań wystarczyło wygrać JEDNO, a chyba każdy pamięta jak niezrozumiale źle w każdym z nich zagrało Atletico. Bolało mnie to wtedy, boli trochę jeszcze teraz.
Trzy to odejście Diego, Eduardo Salvio i Alvaro Domingueza. Cóż, na tego pierwszego nie było kasy, a pozostała dwójka poszła dlatego, że dzięki nim ta kasa się pojawiła. No i w pewnym stopniu sami chcieli grać gdzie indziej, ale to inna historia. Mimo wszystko gdyby tylko zostali, wówczas niemal na pewno bylibyśmy pierwsi w tabeli. Tak, jestem trzeźwy. Tak, wiem co mówię. Pomyślcie: Diego nadal za Falcao, Salvio jako alternatywa na kiepsko obsadzone prawe skrzydło (pozdro Adrian), Dominguez zamiast Caty Diaza na pewno lepiej zastąpiłby Filipe. Marzenia.
Cztery to brak nominacji dla Diego Simeone w plebiscycie FIFA na najlepszego trenera 2012 roku. Z całym szacunkiem, ale co tam robi sir Alex Ferguson? Albo Pep Guardiola? Nie chcę już mówić o tak idiotycznych kandydatach jak Jupp Heynckes lub Cesare Prandelli. Brak Cholo w tym gronie to kpina. Człowiek podnosi drużynę niemal z dna, zdobywa z nią trofea, dokonuje niemożliwe, skutecznie miesza się między FC Barcelonę i Real i NIC Z TEGO NIE MA?! Wiesz, jak bardzo wkurwia mnie patrzenie na nazwiska, a nie relatywne osiągnięcia. No ale cóż, Yaya Toure też nigdy nie zostanie odpowiednio doceniony, bo nie nazywa się Sergio Busquets i nie gra już w pasiastej, znienawidzonej przeze mnie koszulce.
Pięć to porażka z Viktorią Pilzno. Wiem, to nie miało większego znaczenia, a zawodnikom chyba się nie chciało wysilać (wniosek na podstawie tego, co widziałem z trybun, ale wiem, że pewnie podzielasz moje zdanie), ale nie zająć pierwszego miejsca w tak słabej grupie Ligi Europy…Nawet grając rezerwami był to obowiązek. A tak tylko nieco popsuli nam wyjazd do Czech. Mają szczęście, że jesteśmy wyrozumiali, chociaż wypiździło nas wtedy cholernie.
Sześć to Pizzi. Nie wiem, czy uda mi się to dobrze wytłumaczyć. Nie przeszkadza mi fakt, że go ściągnęliśmy. Na pewno nie będzie to zawodnik na pierwszy skład, ale jako rezerwowy – może się przydać, szczególnie że może grać na obu skrzydłach. Nie podoba mi się jednak cena. 13.500.000 € to moim zdaniem przynajmniej o połowę za dużo. Wiem, że tak naprawdę to nie my za to wszystko zapłacimy, ale dlaczego wpisujemy się w trend przepłacania za, mimo wszystko, średnich piłkarzy? Przecież za MNIEJSZE pieniądze ściągnęliśmy do siebie Ardę Turana, którego umiejętności są większe. Dziwna ta ekonomia w piłce nożnej. A może to ja wciąż nie mam dostatecznej wiedzy, by to zrozumieć? Wszak wciąż walczę z zaliczeniem trzeciego semestru… Nieważne.
Siedem to mecze z Realem i FC Barceloną. Cztery spotkania i cztery wpierdole. Bez względu na to jak blisko było przynajmniej remisu, to i tak kończyło się jak zwykle. 1:2, 1:4, 0:2, 1:4. Kiepsko to wygląda. Oczywiście lepiej niż za kadencji Manzano (0:5 i 1:4), ale wciąż wyjeżdżamy z Santiago Bernabeu i Camp Nou z niczym, podczas gdy z Vicente Calderon wypuszczamy tę dwójkę z kompletem punktów. Coraz bardziej zaczynam wątpić w to, że dożyję derbowego zwycięstwa. Skoro nie udało się teraz (gdy gramy naprawdę ZAJEBIŚCIE – walecznie, ambitnie i skutecznie), to kiedy niby mamy to zrobić? Póki co, możemy się jedynie cieszyć, że Atletico B pokonało Real C.
Osiem to kwestia bramkarza. Lubię Thibauta Courtoisa i wbrew temu, co dzieje się po głupio puszczonej przez niego bramce, staram się tonować nastroje i przypominać ile razy Belg uratował nam dupę. Zawiódł w jakimś finale? Można się do niego przyczepić, że w poprzednim sezonie straciliśmy wygraną bodaj z Realem Sociedad, no ale bez jaj – Liga Mistrzów została przegrana wówczas w paru innych miejscach. Zresztą nie chodzi o to, że jest ogromnym bramkarskim talentem, a o to, że po sezonie wróci do Londynu i zostanie już w Anglii. My zostaniemy wówczas z Sergio Asenjo (dać mu, kurwa, ostatnią szansę!) i Joelem Roblesem. Jeżeli klub nie ma póki co jasnego stanowiska w tej sprawie (’Tak, trzeba sprowadzić jakiegoś golkipera i nawet wiemy kogo’ lub 'Nie, nie trzeba nikogo ściągać’), to lepiej niech zacznie o tym myśleć. Przyszłe rozgrywki trzeba zacząć z PEWNYM bramkarzem, który będzie wiedział, że jest PEWNIAKIEM. Koniec, kropka.
Dziewięć to reklamy na koszulkach. Czepiam się szczegółów, wiem. Dostajemy przecież kasę od Azerbejdżanu, więc co mi to przeszkadza, skoro to logo nawet nieźle komponuje się z koszulkami? Cóż, w porównaniu do czasów, gdy na trykotach był znak KIA lub Huawei, to 'Land of fire’ wygląda mizernie. Lepiej niż Rixos Hotel, jednak 'być od gówna lepszym to nie wstyd, ale też nie honor’. W każdym razie nie podoba mi się ta reklama. Doceniam cały nasz plan ekspansji na różne mniejsze tereny oraz fakt, że chcemy pomagać słabszym, ale Azerbejdżan? Serio? Nie można było pierdolnąć napisu 'Invest in Africa’? To wygląda szlachetniej, lepiej by się komponowało i na pewno ma lepszy wydźwięk niż kraj ze stolicą w Baku. Czyżbyśmy byli rasistami i wstydzimy się pomagać Czarnemu Lądowi? Dlaczego od dawna w składzie nie ma żadnego rdzennego Murzyna? Na szczęście bracia Salomon i Fede Obama przywracają mi wiarę w Rojiblancos. Chcemy jeszcze Mandandy i M’Vili, prawda?
Dziesięć to dziwne zachowanie Ardy Turana. Mógłbym o tym napisać cały referat, ale biorąc pod uwagę to, ile już napisałem, to ograniczę się do skrótowego przedstawienia swojej opinii. Otóż drogi Turku, jeśli rzeczywiście ci tu źle i chcesz odejść z klubu, który jeszcze niedawno tak kochałeś, by grać w zespole, który coś znaczy i zdobywa trofea i gra w Lidze Mistrzów (kurwa, przecież to się nie trzyma kupy, bo to w pewnym sensie definicja obecnego Atletico…), to WYPIERDALAJ. A jeśli jest to zasłona dymna po to, by wymusić nowy kontrakt, na który chętnie się zgodziłeś rok temu i o którym opowiadałeś ostatnio, że Ci odpowiada, to RÓWNIEŻ WYPIERDALAJ. Z niewolnika nie ma pracownika i nie chcę takich graczy w drużynie, której kibicuję. Więc skoro twierdzisz, że są kluby, które na Ciebie stać i które Cię chcą, to droga wolna. Nie życzę Ci powodzenia, a raczej tego, żebyś w razie czego spotkał się z nami w jakimś finale, a po przegranej zrobił minę a’la Fernando Torres z Superpucharu Europy. Bezcenne.
I tyle. To w 2012 roku mi się cholernie nie podobało i to zapamiętam na dość długi czas. Na równi z wyczynami Falcao, na równi z euforią po kolejnych trofeach, na równi z 40 punktami na koncie i 2. miejscem w tabeli. Nie ma co się zatracać, potrzebna jest równowaga, szczególnie, gdy niektórzy tracą ostrość wizji i nie dostrzegają widocznych wad. Zrobiło się smutno, ale jestem ciekaw jak Ty zapamiętasz ten rok i jak go podsumujesz. Pomysłu Ci nie zabraknie – to wiem na pewno. Trzymaj się i życz mi, bym w 2013 roku otrzymał kolejną garść powodów do narzekań. A ja życzę Ci tego, co Ty będziesz chciał, abym Ci życzył.
Dylan
Tak, podsumowania na ogół są nudne, bo zestawiają plusy i minusy, z których wyciągane są wnioski. Wszystko najczęściej zajeżdża zwykłym bilansem i ma więcej wspólnego z ekonomią (nie żebym coś miał do Twojego przyszłego zawodu), niż emocjami i tym co tak naprawdę w futbolu się liczy najbardziej. Procenty i statystyki zostawmy „kibicom” Barcelony, liczących kolejne bramki Messiego, które jednak nie przełożyły się na żaden znaczący sukces.
W Twoim podsumowaniu pewnie wielu zauważy czepialstwo i być może wyzwie od „typowego Polaka”. Ja jednak widzę inny przekaz, mianowicie: zawsze może być lepiej. I trudno się z tym nie zgodzić, bo choć mijające 12 miesięcy przyniosły piękne chwile, to jednak kilka spraw nie daje powodu do pełnej satysfakcji. Z jednej strony to dobrze, że ciągle jest pole do polepszenia się i osiągania kolejnych, wyższych poziomów, ale również pozostawia niesmak. Wprawdzie nie numeruję swoich części niniejszego podsumowania, ale również poruszam kilka spraw, których nie można ująć w ramach statystycznych.
Najpierw zacznę od pozytywu i sytuacji, która pokazała, że czasem jestem człowiekiem małej wiary. Chodzi o zatrudnienie Diego Simeone na stanowisku trenera Atletico. Jego doświadczenie zdobyte w klubach argentyńskich i włoskim przeciętniaku napełniły mnie sceptycyzmem. Jak się okazało później, Cholo zmienił oblicze klubu z Madrytu, co nie podlega żadnej dyskusji. Jest on kolejnym przykładem na wyższość znajomości specyfiki danego klubu nad doświadczeniem. Od razu nasuwają mi się skojarzenia z Andre Villasem-Boasem w FC Porto, Roberto Di Matteo w Chelsea oraz Pepem Guardiolą w FC Barcelonie. Dla mnie osobiście osiągnięcia Argentyńczyka są o tyle ważne, że już po raz drugi Atletico nauczyło mnie z większym optymizmem patrzyć w przyszłość (za pierwszym razem chodziło o zatrudnienie Radamela Falcao, w które wierzyłem równie mocno jak w istnienie potwora z Loch Ness). Podobnie jak Ty, ubolewam nad brakiem nominacji dla Argentyńczyka w kategorii na najlepszego trenera roku. Do teraz zachodzę w głowę jak dwa, zdobyte w spektakularny sposób (3:0 z Bilbao, 4:1 z Chelsea), puchary europejskie mogły przejść bez echa wśród kapituły tego plebiscytu. No, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Lepiej wygrywać i być niedocenionym, niż być nagradzanym i zdobywać szacunek za wicemistrzostwa z teoretycznie mocniejszymi ekipami.
Wspominałeś o niemożności pokonania Realu oraz Barcelony. Poszedłbym jeszcze dalej i wytknąłbym brak zwycięstwa ligowego nad Valencią. Ekipa, która od kilku lat stara się prowadzić walkę z wielką dwójką wywiozła z Vicente Calderon punkt po bezbramkowym remisie, choć tak naprawdę grała słabo i to nasi piłkarze oddali więcej strzałów. Niedawno przyszło nam z kolei przełknąć gorycz porażki po naszej słabej grze na Mestalla. A najbardziej denerwuje fakt, że Valencia w tym sezonie nie pokazuje nic specjalnego. Nie chcę umniejszać naszych serii kolejnych zwycięstw ogólnie i braku porażek na własnym terenie, ale trzeba przyznać, że zazwyczaj pokonujemy drużyny co najwyżej przeciętne. Żeby nie być zupełnym malkontentem to dodam, że rehabilitacja w półfinale Ligi Europy przeciwko Nietoperzom była przednia.
Kolejną kwestią, która również będzie nawiązaniem do Twojego podsumowania, jest sytuacja z bramkarzem. Jednak coś innego w tej sprawie wywołuje moją dezaprobatę. Chodzi mi o to, że przez dwa lata szkolimy i dajemy się ogrywać w jednej z najlepszych lig świata golkiperowi, który w przyszłości będzie stał między słupkami innej europejskiej ekipy. Ktoś pewnie powie, że przez te dwa lata mamy praktycznie za darmo znakomitego zawodnika, ale uważam, że obsada bramki jest na tyle ważną pozycją, że każdy klub powinien patrzyć perspektywicznie i myśleć o bramkarzu na długie lata, a wiadomo, że nie ma mowy o kupnie Courtoisa. Gdyby nie my, Belg grałby zapewne w lidze belgijskiej lub holenderskiej jak inni gracze Chelsea przebywający na wypożyczeniu. To, że Chelsea nie wie, co począć z takim talentem nie powinno być naszym problemem. Robimy wielką przysługę londyńskiemu klubowi, który jeśli nie będzie miał pożytku z niego (nie łatwo będzie mu wygryźć Cecha), to dzięki Atletico cena za Thibauta jest stale podbijana i pozwoli zyskać finansowo The Blues.
Podczas letniego okienka transferowego w związku z faktem braku kwalifikacji do Champions League rozpoczęła się akcja „Falcao za wszelką cenę”. Włodarze Atletico kombinowali i pewnie nie raz przeliczali planowany budżet, aby go domknąć. Coraz to nowsze doniesienia mnie dobijały i zastanawiałem się, czy warto zatrzymać jednego, nawet najlepszego, piłkarza poświęcając kilku innych. Wyszło jak wyszło. Falcao został na Vicente Calderon, z czego jestem cholernie zadowolony. Z perspektywy czasu przyznam, że jeśli pogłoski o sprzedaży Adriana Lopeza do Arsenalu za 18 mln € były prawdziwe, to byłaby to dobra opcja. Mając te pieniądze można było zatrzymać Alvaro Domingueza, który tak jak wspomniałeś byłby lepszą konkurencją w obronie albo spróbować doprowadzić do definitywnego transferu Diego.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przez to, że nie udało nam się zatrzymać brazylijskiego rozgrywającego, inny piłkarz mógł na tym skorzystać. Mowa o Jorge Resurreccionie Merodio albo po prostu Koke. Zastanawiałem się, którego piłkarza wyróżnić i poświęcić mu kawałek tekstu. Myślę, że Koke to dobry kandydat. Po pierwsze jest on naszym wychowankiem, a to dobrze świadczy o klubie, jeśli może pochwalić się graczem „własnej produkcji”, który w znacznym stopniu decyduje o obliczu drużyny. Drugim powodem jest jego rozwój na przestrzeni ostatniego roku, który zaczynał jako rezerwowy, by wkrótce coraz częściej pojawiać się wyjściowej „jedenastce”. Często bywał jokerem w talii Simeone. Działo się tak np. w końcówce zeszłego sezonu, gdy po wejściu z ławki ratował remis z Betisem oraz przyczynił się do zwycięstwa nad Malagą, które dało cień szansy na miejsce premiowane grą w eliminacjach do Ligi Mistrzów. W tym sezonie natomiast przeciwko Granadzie zaczął mecz jako rezerwowy, a ostatecznie to jego akcja dała nam 3 punkty. Widzę w nim zadatki na mediapuntę i myślę, że miłość do naszego klubu pozwoli cieszyć się jego grą przez długie lata. A wiesz, że sprowadzonych piłkarzy w dzisiejszych realiach piłkarskich ciężko zatrzymać na dłuższy okres. Wystarczy przypomnieć sytuację z Aguero albo świeżą sprawę z Ardą Turanem. Zresztą El Tigre też nie będzie grał u nas wiecznie, więc uważam, że o tyle ważnym i godnym uwagi piłkarzem jest Koke.
Brak funduszy i zaciskanie pasa od razu nasuwa pomysł, że luki kadrowe należy wypełnić zdolnymi wychowankami. Simeone daje się pokazać takim piłkarzom jak Jorge Pulido, Javier Manquillo, Saul Niguez, Kader, Oliver Torres czy też Pedro Martin. Z reguły dostawali oni jednak szansę gry w fazie grupowej Lidze Europy oraz Copa del Rey. Rozumiem, że trzeba stopniowo wprowadzać młodych piłkarzy do drużyny, ale myślę, że nieco częściej powinniśmy oglądać wyżej wymienionych graczy w rozgrywkach ligowych. Nikt mi nie powie, że np. Manquillo jest gorszy od Cismy.
Rozgrywki Ligi Europy Atletico wykorzystało do pokazania się rezerwowym i nie było w tym nic dziwnego patrząc na naszych rywali. Niczego nie ujmując Academice, Hapoelowi czy Viktorii, ale nie są to ekipy, które mogłyby nam przeszkodzić w awansie do fazy pucharowej. Wprawdzie wyjście z grupy nie było zagrożone, to jednak zajęcie drugiego miejsca pozostawia mały niedosyt. Tym bardziej, że z trybun oglądałem, zresztą w Twoim towarzystwie, jak nasi bezradnie starali się zremisować w Pilznie, a oprócz pozycji lidera, straciliśmy na najbliższe dwa etapy tych rozgrywek Diego Costę. Mam nadzieję, że teraz będziemy oglądać w miarę podstawowy skład w rozgrywkach europejskich, bo to trzymanie pod kloszem naszych najlepszych graczy nieco mnie denerwuje. Rozumiem, że Falcao jest naszym filarem, ale liczba spotkań rozegranych przez niego w tym roku mogłaby być wyższa. Chuchanie i dmuchanie, żeby tylko nasz as nie nabawił się kontuzji jest złudne, bo równie dobrze może to nastąpić na treningu, podczas brania kąpieli, czy nawet w czasie łóżkowych igraszek.
Skoro już jestem przy Falcao, to kolejnym powodem do zdenerwowania, a może raczej zażenowania, były doniesienia medialne o transferze Radamela, najczęściej do Chelsea, po każdym fenomenalnym meczu. Czasem myślę, że bycie dziennikarzem to tak naprawdę bajkopisarstwo poparte… no właśnie czym? Najczęściej niczym. Kolejne dementi naszych włodarzy i zapewnienia Falcao nas uspokajały, a jednak pismakom wciąż było mało i co chwila sprzedawali El Tigre.
Nawiążę jeszcze do kwestii czarnoskórych graczy, którą w Twoim tekście odbieram pół żartem, pół serio. Wychodzi na to, że mój afrykański fanatyzm jest zaraźliwy i nawet Tobie się udzielił. Fakt, że osobiście przyjemniej oglądałoby mi się Rojiblancos z domieszką negro. Wiesz przecież, że podstawową „11” mojego Atletico na Pro Evolution Soccer stanowią m.in. Mandanda, Sakho i M’Vila, a wśród rezerwowych można znaleźć Willemsa, Okore oraz Matipa. Oczywiście nie wymagam od włodarzy naszego klubu zakupu aż sześciu Murzynów, ale dwóch-trzech by się przydało.
Z mojej strony to wszystko, jeśli chodzi o podsumowanie mijających 12 miesięcy. Rok 2012 był niesamowity i na pewno życie napisało scenariusz, o którym mogliśmy sobie pomarzyć. Zdobyte puchary i historyczne serie naprawdę są dla mnie ważne, dla Ciebie pewnie też. Jednak trzeba również pokazać drugą stronę medalu, tę nie zawsze pozytywną. Bo w każdej beczce musi być przecież łyżka dziegciu. My dajemy dwie i to dosyć sowite, ale ktoś musi. Oczywiście, Tak jak chciałeś, życzę Ci, aby zbliżający rok dawał jak najwięcej powodów do narzekań. Obyś w kolejnym podsumowaniu mógł napisać: „Falcao niestety zawalił karnego, a mogło być 4:0 w derbach Madrytu”. Ponadto życzę Ci, abyś w sytuacjach stresowych zachowywał spokój Mirandy, na studiach był skuteczny niczym Falcao, a w tekstach nieprzewidywalny jak Diego Costa. Ja natomiast życzę sobie pojawienia się czarnoskórych graczy na Vicente Calderon, o których w poprzednim akapicie rozprawiałem.
Manian