Ostatnio we „Wrzutce” było o podsumowaniu roku 2012, więc teraz pochylę się nad oczekiwaniami i szansami na rozpoczęte kilka dni temu 12 miesięcy. A dokładniej chodzi mi o pewną kwestię, która w moim przekonaniu będzie decydującą w osiągnięciu sukcesów bądź ich braku. To tyle tytułem wstępu.
Jak dobrze wiesz, nie lubię… chociaż nie – NIENAWIDZĘ przedmeczowych konferencji prasowych. Z racji mojej funkcji na stronie, muszę jednak czytać, najczęściej przetłumaczone przez Ciebie, wypowiedzi trenerów oraz zawodników. Jakieś 94,21% z nich to banały, a treściwe to niczym śniadanie składające się z cukierków. Czasem zdarzy się, że ktoś jednak wybije się ponad poziom i wniesie coś ciekawego. I tak właśnie uczynił trener Mallorki – Joaquin Caparros, którego słowa stały się przyczynkiem do moich dzisiejszych dywagacji. Chodzi o stwierdzenie dotyczące absencji naszych najlepszych graczy, a za przykład posłużył Radamel Falcao. Szkoleniowiec naszych dzisiejszych rywali (piszę ten tekst w niedzielę) powiedział, że El Tigre nie zagra tylko w jednym spotkaniu, podczas gdy on musiał sobie radzić bez swoich podstawowych graczy nawet przez kilka miesięcy. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, bo faktem jest, że do tej pory kontuzje obchodzą się z naszymi piłkarzami w sposób dosyć łagodny (jeśli kogoś to uspokoi, to odpukuję w niemalowane). Niemniej przy każdej okazji kibice robią w gacie, gdy tylko ktoś pauzuje za kartki czy też nie może wziąć udziału w meczu z powodu urazu. A trzeba powiedzieć, że porażki odniesione z Barcą, Realem i Valencią ponieśliśmy, kiedy Simeone mógł wystawić optymalny skład (no dobra, zabrakło Filipe z Realem). Czasem obawy spowodowane absencją, któregoś z naszych asów są zwykłą histerią, ale muszę przyznać, że coś jest na rzeczy. O ile jednomeczowe braki poszczególnych graczy nie odbijają się znacząco na ostatecznym rozstrzygnięciu np. w rozgrywkach ligowych, to już brak któregoś z najlepszych graczy na dłuższy okres mógłby stanowić poważny problem dla Cholo. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych, Rojiblancos nie mogą sobie pozwolić na posiadanie w swojej kadrze, na każdej pozycji dwóch równorzędnych zawodników, reprezentujących poziom międzynarodowy.
Przeglądając nasz skład, aż razi obrona. Tutaj mamy bardzo silny skład, ale niestety tylko czwórkę grającą pierwsze skrzypce. Nasi boczni obrońcy są wprost wymarzeni. Z dwóch stron może pójść akcja oskrzydlająca, bo zarówno Filipe jak i Juanfran oprócz zadań defensywnych, znakomicie potrafią wesprzeć drużynę w ataku. Brak Brazylijczyka jest chyba jedną z największych bolączek. A z racji zastępcy pokroju Cismy (na myśl przychodzi mi Twoje określenie – pozorant) rzekłbym, że nawet jest to brak większy, aniżeli luka powstała z powodu zawieszenia Falcao. Oczywiście, że Kolumbijczyk to jeden z najlepszych napastników świata, a w mojej opinii, obecnie nosi miano najlepszego snajpera, ale kilka meczów w tym sezonie pokazało, że nawet przy słabej grze, zawsze znajdzie się ktoś, kto błyśnie szczyptą geniuszu i skieruje piłkę do bramki przeciwnika (#Adrian). Linia obronna to zupełnie inna bajka. Tutaj nikt nie wymaga przebłysków, ani geniuszu. Liczy się solidność, bo tak jak napastnik w słabym meczu może zostać bohaterem dzięki jednemu strzałowi, tak samo obrońca po dobrych 89 minutach jest w stanie zaprzepaścić wszystko jednym błędem prowokującym stratę bramki. W obronie oprócz Filipe jest jeszcze jeden gracz, bez którego ciężko byłoby grać na przestrzeni kilku miesięcy. Jest nim Miranda, który przez ostatni rok w moich oczach zyskał wielki szacunek. Koleś nie wie, co to stres, nie wybija na auty, rogi, tylko spokojnie jest w stanie przyjąć piłkę i wyekspediować ją, zażegnując niebezpieczeństwo nie tylko na chwilę. Ani Diaz, ani Pulido nie są graczami, którzy w chwili obecnej byliby w stanie w dziesięciu meczach z rzędu grać solidnie jak brazylijski stoper. Reasumując, dwójka brazylijskich defensorów jest obecnie niezastąpiona, a nie szafuję tym słowem zbytnio, więc tym bardziej pokazuje to podziw dla ich umiejętności przy obecnej sytuacji kadrowej. Jedynym graczem, który jeszcze zasługuje moim zdaniem na to miano, jest oczywiście El Tigre. Wyżej wspominałem, że jeśli obrona zagra na wysokim poziomie, to jest szansa, że z przodu coś wpadnie. Niemniej, nie mieliśmy jeszcze sytuacji, w której przez kilka czy nawet kilkanaście kolejnych spotkań musielibyśmy sobie radzić bez byłego gracza FC Porto. Adrian, Diego Costa to zawodnicy dobrzy i potrafiący zdobywać bramki, jednak lepiej wychodzi im pomaganie Radamelowi, bo systematyczność w strzelaniu goli na pewno nie jest obecnie ich głównym atutem.
Także przy okazji muszę wykazać więcej zrozumienia dla taktyki Simeone dotyczącej oszczędzania najlepszych piłkarzy, za którą ostatnio nieco zganiłem Cholo. Trzeba mierzyć siły na zamiary i trzymać kciuki, że poważne kontuzje ominą szerokim łukiem naszą kadrę i na wszystkich frontach uda się powalczyć w najsilniejszym składzie. W Lidze przewaga nad Realem jest dosyć bezpieczna, drabinka w Pucharze Króla przystępna, a najbliższy przeciwnik w Lidze Europy jak najbardziej do pokonania. Wszystko wskazuje na to, że plan minimum, czyli awans do Ligi Mistrzów, jest na wyciągnięcie ręki, a wszystko, co uda się więcej, będzie tym bardziej napawało dumą i stanowić jeszcze większą radość. Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia należy życzyć podopiecznym Argentyńczyka, bo jeśli tylko ono dopisze naszym piłkarzom, to na koniec sezonu będą powody do zadowolenia.
Chciałem się również odnieść do sytuacji, której bohaterem w ostatnim czasie stał się Arda Turan. Uważam, że sytuacja wymaga komentarza i zajęcia przeze mnie konkretnego stanowiska. Do tej pory głównie biernie obserwowałem rozwój wydarzeń i przyswajałem informację związane z chęcią zmiany barw klubowych przez Turka. Styczniowe okienko się zaczęło i jeszcze w grudniu wydawało się, że jest wielce prawdopodobnym, że Turan opuści Vicente Calderon. Osobiście nie chciałem zbyt szybko oceniać go i porównywać do Aguero. Nigdy nie znamy całej sytuacji, bo zwyczajnie nie jesteśmy częścią otoczenia zawodnika. Myślę, że cała sytuacja została głównie nakręcona przez menadżera Ardy, który pewnie z jego transferu uzyskałby niezłą prowizję. Sam piłkarz oczywiście nie jest tylko obserwatorem, bo sam zabierał głos w tej sprawie i deklarował chęć gry w „jednym z pięciu najsilniejszych klubów Europy”. Kiedy większość już skreśliła Turka, czuję się zobowiązany stanąć w jego obronie. To, że ktoś chce wygrać Ligę Mistrzów, nie jest niczym zły, a że w jego mniemaniu z Atletico nie jest w stanie tego osiągnąć, to również nie zbrodnia. Wielu już postawiło na nim krzyżyk i posadziło na ławce teoretycznie silniejszych klubów. Dla mnie to podświadome uznanie Turka za odważnego i ambitnego piłkarza. Gdyby każdy myślał takimi kategoriami, to wielu nie wychylałoby się i nie spełniało swoich marzeń. Realia dzisiejszego futbolu są jakie są. Niestety nie ma już wyrównanego poziomu i możemy tylko pomarzyć o finale LM Porto-Monaco. Arda nie wypina się na zespół będący w dołku, a cała afera wybuchła w momencie awansu do kolejnej fazy Ligi Europy i zajmowania drugiego miejsca w ligowej stawce. Ja się cieszę, że Arda Turan ciągle gra dla Atletico i jakoś ustały szumne doniesienia. Dodatkowo Simeone uspokoił mnie wyznaniem, że skrzydłowy nigdzie się nie rusza.
To już koniec moich dzisiejszych rozważań. Jestem ciekaw jak Ty nastawiasz się na wznowione po świątecznej przerwie rozgrywki patrząc przez pryzmat naszej kadry. Czy również dostrzegasz uzależnienie od indywidualności czy jednak monolit bierze górę? Wiem, że stanowisko wobec Ardy masz zgoła inne, więc tutaj akurat spodziewam się riposty. A może coś jeszcze ciekawego poruszysz?
Manian
Zanim odpowiem na Twój tekst, na początek poczęstuje Cię niesamowitym i jednocześnie bardzo znanym sucharem. Brzmi on mniej-więcej tak: Po wysoko wygranym meczu przez Legię, w którym świetnie zagrał Ljuboja, do Serba podchodzi jeden z dziennikarzy i przeprowadza wywiad. W końcu pada pytanie: – Panie Danielu, a kim by pan był, gdyby nie został pan piłkarzem? – Bartoszem Ślusarskim.
Wiem, że już Ci ten 'dowcip’ odpowiadałem, ale przytoczyłem go nie bez powodu. Zrobiłem to, bo na początku odpowiem Ci w kwestii naszych zmienników. Jak sam zauważyłeś, w linii obrony jest z tym cienko. Pierwsza czwórka jest wyborna. Wydaje mi się nawet, że dzięki Mirandzie o wiele lepiej prezentuje się Diego Godin, który nie dość, że złapał całkiem niezłą formę, to potrafi ją utrzymywać już od dłuższego czasu. Nie ma co rozpisywać się o bocznych obrońcach, bo każdy wie, jak wielki to dla nas skarb. No, prawie każdy. Niestety selekcjonerzy reprezentacji Hiszpanii i Brazylii nie potrafią ich docenić (Arbeloa lepszy od Juanfrana? No nie wydaje mi się). Jednak kto jest na ławce? Znajdziemy tam Bartosza Ślusarskiego lewej obrony, czyli Domingo Cismę. Po grudniowym meczu z Viktorią Pilzno ten facet nie znaczy w moich oczach nic. Fakt, jest lepszym zmiennikiem dla Filipe niż Cata Diaz, no ale nie oszukujmy się – to mniej-więcej tak, jakby twierdzić, że w Wolfsburgu w zastępstwie Diego lepszy będzie Klich niż Josue (chociaż akurat z tym potrafiłbym polemizować) – jasne, charakterystyka zbliżona, ale różnica, jak nawijał VNM, to: – Lata świetlne, później galaktyki.
Jedźmy dalej. Kto z rezerwowych może grać na środku obrony? Jest Cata Diaz. W tym momencie poważnie zastanawiam się jak go ocenić. W pierwszych swoich występach imponował mi spokojem i dokładnością podań. Nie pękał, wygrywał pojedynki i na inaugurację z Levante to dzięki niemu ta eksperymentalnie złożona defensywa trzymała fason. Jednak jest już po 30-tce i będzie tylko gorszy. Pomijam fakt, że coraz częściej przytrafiają mu się niepotrzebne faule i złe interwencje (#mecz z Mallorką). Drugą opcją jest Jorge Pulido, który tak naprawdę nie wiadomo co w tym klubie robi. Kilka lat temu okrzyknięty wielkim talentem, w moim mniemaniu ma przed sobą dobre perspektywy, ale chłop ma już 22 lata, a w tym roku skończy 23. MUSI GRAĆ. Nie może być czwartym stoperem w hierarchii, bo jak ma potem grać w pierwszym składzie? Za duży przeskok. Wypożyczać go dopóki nie znajdzie się dla niego miejsce w składzie, bo inaczej zakisi się na dobre i skończy jak Keko.
Nad prawą stroną pastwić się nie będę, bo tu w pełni popieram Diego Simeone. Nie widzi Silvio w kadrze? Niech więc zostanie on sprzedany, a wprowadzajmy powoli Javiego Manquillo, który według mnie będzie za parę lat kotem większym niż Juanfran. TYLKO GO NIE ZMARNUJMY. Żeby zgrabnie przez temat kontuzji przejść do tematu konferencji prasowych powiem tak: dobrze, że 18-letniego defensora nie zahamowała kontuzja, jakiej nabawił się podczas Mistrzostw Europy do lat 17. Być może stało się tak dlatego, że na jednym z przedsezonowych spotkań z dziennikarzami Oliver Torres i Saul Niguez podnieśli go na duchu. Sprytnie, co?
Jednak co do tych konferencji prasowych. Problem jest chyba bardziej złożony. Oczywiście – piłkarze są nudni, szczególnie w Hiszpanii. To bardzo źle, bo cytując klasyka: – Przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda mieście (#Bolec). Ale z drugiej strony uwierz mi, że nie jest aż tak źle! W porównaniu z tym, co działo się za czasów Gregorio Manzano, to Cholo jest prawdziwym showmanem, wodzirejem i nieprzewidywalnym człowiekiem. Kiedy u sterów był pan Jabłko, wówczas jego konferencje prasowe były żałosne. Nie wiem, czy ten człowiek nie odczuwał zażenowania faktem, że ciągle mówi o tym samym? Nie, nie mówi. PIERDOLI. Wyglądało to tak, jakby nagrano jego pierwsze spotkanie z dziennikarzami, a potem puszczano to z jakiegoś odtwarzacza, a pan Jabłko ruszał tylko ustami. Diego Simeone potrafi czasem zażartować, powiedzieć coś ciekawego i osobistego, potrafi sprytnie zripostować głupie pytania. O, właśnie! Dotarliśmy do drugiej strony medalu.
Powiedz mi, czy dziennikarze zadają sobie jakikolwiek trud? Oglądałem w życiu wiele konferencji prasowych. Poza kilkoma ciekawymi prowokacjami (#Weszło!) niemal za każdym razem jest to samo: słówko o przeciwniku, słówko o jakimś piłkarzu, słówko o nastrojach, słówko o celach. To samo w rozmowach z piłkarzami. Daniel Sikorski nie trafił do siatki w poważnym meczu (choć definiowanie T-Mobile Ekstraklasy jako poważnej jest już mocno naciągane) od czasów, gdy na dobre zaistniał hit Adele – Rolling In The Deep. Czy ktoś ostatnio spytał go wprost, czy ma zamiar zostać pierdołowatą ciapą udającą snajpera do końca życia? To samo w Hiszpanii. Szczytem bezczelności jest spytanie Radamela Falcao o to, czy odejdzie on z klubu. Jasne, kurwa, że odejdzie. Czemu nie zapytać go o to, czy próbował kiedykolwiek kolumbijskiego koksu? Czemu nie zapytać go, dlaczego nadal wierzy w Boga? Po prostu – na nudne pytania nie da się nudno odpowiedzieć. No, chyba że jest się Piotrkiem Żyłą, który jest dla mnie mistrzem wywiadów i wypowiedzi po wszelkich zawodach. Więcej takich ludzi w piłce nożnej i będziemy zadowoleni!
Przed chwilą nie nawiązałem do El Tigre przypadkowo. Czas na chyba najbardziej oczekiwaną przez Ciebie odpowiedź, tę o Ardzie Turanie. To, co napisałeś jest naprawdę piękne. Wizja rozmarzonego Turka, goniącego za marzeniami, by wykorzystać szansę, że udało mu się uciec od trzech najbardziej powszechnych opcji dla tureckich ludzi, czyli sprzedawcy na bazarze, właściciela kebabu gdzieś w Europie lub obywatela Niemiec. Rozumiem to, ale spójrz. Czy Falcao chce na zawsze grać na Vicente Calderon? Nie. Czy potrafi z klasą wypowiadać się o swojej przyszłości? Tak. Kolumbijczyk gdy trzeba było, to sam sprostował idiotyczne wypowiedzi swojego agenta, a zarazem ojca. Nie przeszkadzało mu, że musiał publicznie dać swojemu tacie prztyczka w nos. A Arda Turan? Nie bronię mu myśleć o grze w większym klubie, być może nawet się w nim odnajdzie i będzie gwiazdą jak Mesut Ozil. Ale niech używa czasem mózgu i niech stanie na wysokości zadania i wszelkie pierdolenie swojego agenta sprowadzi do parteru, przenosząc je jedynie na PRYWATNE rozmowy. Tak robią profesjonaliści. Nie mówię o całkowitym zatuszowaniu kwestii odejścia i potem wyskoczenie z nią jak z kosmosu (#Felix Baumgartner). Niech po prostu tonuje tę sprawę tak, jak robi to Falcao. Kibice są w stanie zrozumieć konsekwentne wypowiedzi w stylu: – Chcę grać kiedyś w innym klubie, ale póki co daję z siebie wszystko dla Atletico, mam ważny kontrakt i nie myślę o transferze, bo na to przyjdzie czas. Ale zmiana swojego stanowiska o 180 stopni jest nie do przyjęcia.
Mam nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowany moją odpowiedzią. Jak widzisz, z większością się zgadzam, ale co w tym dziwnego, skoro nasz pogląd na futbol jest w 99% bardzo podobny? Co do 2013 roku, to pozwól, że przyjmę punkt widzenia Diego Simeone i zamiast wybiegać do przodu, to powiem, że wystarczy, jeśli na koniec lutego wciąż będziemy na drugim lub chociaż trzecim miejscu, ale z bardzo bezpieczną przewagą nad pozostałymi 17 zespołami. A reszta? – We will say what time will tell! (#Wojciech Pawłowski)
Dylanowy
JAK ZAWSZE ZACHĘCAMY WAS DO KOMENTOWANIA I WYRAŻANIA SWOICH OPINII!