Ostatnie dni nie są najszczęśliwsze do Vitolo. Oprócz złapania kontuzji, która eliminuje go z gry przynajmniej do końca roku, Hiszpan musi także radzić sobie z roszczeniami wysuwanymi przez Sevillę.
Po dokładniejszych badaniach Las Palmas poinformowało, że 28-latek nabawił się stłuczenia mięśnia dwugłowego w lewym udzie. Klub z Wysp Kanaryjskich oznajmił w swoim komunikacie, że oznacza to co najmniej miesiąc przerwy w grze. Ponieważ 1 stycznia skrzydłowy zostanie piłkarzem Atlético, Rojiblancos skontaktowali się już z Amarillos, by uzyskać zgodę na zaopiekowanie się Vitolo już teraz. Lekarze Colchoneros mieliby możliwość spokojnego wyleczenia hiszpańskiego zawodnika, podczas gdy Las Palmas zwolnione byłoby z płacenia mu grudniowej pensji. Na razie jednak nie została podjęta żadna decyzja, bowiem na Gran Canaria priorytetem jest obecnie znalezienie nowego trenera i ustabilizowanie sytuacji w drużynie.
W międzyczasie pojawiają się informacje, że ze swoich roszczeń nie rezygnuje Sevilla. Andaluzyjczycy domagają się od 28-latka 10 milionów euro. Jest to kwota będącą różnicą kwot zapisanych w klauzulach odstępnego w starym (35 milionów euro) i nowym kontrakcie (45 milionów euro), na który Hiszpan miał się zgodzić werbalnie oraz za pomocą wiadomości przesyłanych telefonem komórkowym. Skrzydłowy miał zapewnić o swojego ówczesnego pracodawcę o podpisaniu nowej umowy, ale ostatecznie tego nie zrobił, choć swoje sygnatury złożyli pod nią ojciec oraz agenci piłkarza.
Sevilla odmawia ponadto wypłacenia Las Palmas 12% kwoty, którą otrzymała po wykupieniu kontraktu Vitolo przez Kanaryjczyków. Gdy hiszpański zawodnik opuszczał w 2013 roku ekipę Amarillos, ci dogadali się z Andaluzyjczykami, iż otrzymają 12% kwoty z kolejnego transferu skrzydłowego. Sęk w tym, że – według Sevilli – opłacenie klauzuli odstępnego nie jest formalnie transferem. Klub z południowej Hiszpanii powołuje się przy tym na bliźniaczą sytuację z 2008 roku, gdy Barcelona pozyskała z niego Seydou Keitę poprzez opłacenie klauzuli odstępnego (14 milionów euro). Lens domagało się 10% od tej kwoty, jednak ostatecznie Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przyznał rację Sevilli, która twierdziła, iż nie był to transfer, gdyż ona nie chciała sprzedać zawodnika i de facto go nie sprzedała.