Gdyby zastanowić się nad tym, co jest najważniejszą rzeczą warunkującą osiąganie przez dany klub sukcesów, wówczas z pewnością jednym z głównych powodów byłoby posiadanie w swoich szeregach co najmniej dwóch bardzo dobrych bramkarzy. Nie inaczej jest w przypadku Atletico Madryt, które odkąd pamiętam dążyło do tego, by konkurencja w bramce była wysoka. Przez długi czas pierwszym golkiperem był Leo Franco, którego rywalami byli kolejno m.in. Sergio, Christian Abbiati i Gregory Coupet. Później zaistniał David de Gea, którego przeciwnikami byli głównie Roberto, Joel Robles i Sergio Asenjo. Właśnie ten ostatni bramkarz jest postacią co najmniej ciekawą. Z reguły ilość występów jest wprost proporcjonalna do talentu danego zawodniku, jednak w przypadku tego 23-latka ta zasada nie działa. Choć umiejętności ma ogromne, to przez swoje kontuzje stracił już o wiele za dużo i od ponad roku systematycznie przegrywa walkę o miejsce w składzie z wypożyczonym z Chelsea młodym Thibautem Courtoisem. Belg po zakończeniu obecnego sezonu zapewne wróci do Londynu, przez co już teraz coraz częściej pojawia się pytanie: kto będzie stał między słupkami za rok? Może Asenjo w końcu pokaże na co go stać, a może jest dobry jedynie jako opcja rezerwowa i trzeba będzie kogoś poszukać na rynku transferowym? Sam nie wiem, która opinia jest bliższa prawdzie, ale z pewnością warto poznać sylwetkę bramkarza, który jeszcze 3 lata temu był uważany za jeden z największych talentów na tej pozycji, a dziś ciężko walczy o to, by pojawiać się na boisku, choć jak sam zapewnia: – Cieszę się, że jestem ważną częścią tego zespołu i że sztab szkoleniowy mi ufa.
Wybuch talentu i szybki awans w klubowej hierarchii
Do szkółki Realu Valladolid Sergio zapisał się w wieku 15 lat. Był to okres, w którym klub ten znajdował się w Segunda Division i próbował powrócić do La Liga, z której spadł w sezonie 2003/2004. Asenjo nie potrzebował zbyt wiele czasu na to, by oczarować swoimi umiejętnościami trenerów sekcji młodzieżowych. Po niecałym roku został włączony na stałe do drużyny rezerw, choć z początku musiał się tam zadowolić rolą rezerwowego. Nie zraziło go to jednak i urodzony w Palencii zawodnik cierpliwie czekał na swoją szansę, którą na dobre dostał wraz z rozpoczęciem sezonu 2007/2008. W rozgrywkach Segunda Division B bronił bardzo dobrze i pewnie, jednak nawet jego świetna postawa nie wpływała znacząco na wyniki Realu Valladolid B, który balansował na granicy spadku i utrzymania. W międzyczasie pierwszy zespół również nie radził sobie najlepiej, a jednym z powodów była bardzo słaba postawa obydwu golkiperów – wypożyczonego z Valencii Francuza Ludovica Butelle oraz doświadczonego Alberto. Czara goryczy w końcu się przelała i nie mający nic do stracenia Jose Luis Mendilibar postanowił dać Asenjo szansę debiutu. Tym samym po niespełna 2.5 roku od przybycia na Estadio Jose Zorrilla Sergio po raz pierwszy stanął między słupkami w La Liga. 12 grudnia 2007 roku Los Pucelanos pokonali u siebie 2:0 Villarreal, a 18-letni wówczas bramkarz (w tamtym sezonie był najmłodszym zawodnikiem na tej pozycji w La Liga) zagrał na tyle dobrze, że na dłuższy czas zadomowił się w wyjściowym składzie. Jego początkowe występy przyciągały ogromną uwagę, bowiem w pierwszych pięciu spotkaniach puścił zaledwie jednego gola, a w międzyczasie podpisał z klubem profesjonalny trzyletni kontrakt. Do końca sezonu wystąpił w 24 pojedynkach, w których 9 razy zachowywał czyste konto i wielokrotnie był chwalony, a media coraz częściej kreowały go na jednego z następców Ikera Casillasa. Sam zresztą był w stanie powstrzymywać np. takich napastników jak Raul Gonzalez.
Mistrzostwo Europy U-19
Ogromny talent Asenjo dostrzegał też Juan Santisteban. Kiedy w sezonie 2006/2007 rozgrywano kwalifikacje do Mistrzostw Europy U-19 ówczesny selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Hiszpanii zaczął powoływać do kadry młodego bramkarza Realu Valladolid B. Niestety, Sergio przegrywał tam rywalizację z Felipe Ramosem Sanchezem z Realu Madryt B i z reguły miał bardzo mało okazji, by pojawić się na boisku, bowiem młody zawodnik Królewskich niemal w każdym meczu grał po 90 minut i to nie tylko w eliminacjach, ale także w turnieju głównym. Wszystko jednak zmieniło się na kilka dni przed zakończeniem mistrzostw. Z powodu kontuzji Sanchez opuścił turniej, a do bramki wskoczył Asenjo. Półfinał z Francją był właściwie jego popisem, gdyż po bezbramkowym remisie Hiszpanie wygrali 4:2 w rzutach karnych, a Sergio wybronił dwie 'jedenastki’. W wielkim finale bramkarz Realu Valladolid B zaprezentował się równie pewnie i po zwycięstwie 1:0 nad Grecją mógł świętować zdobycie Mistrzostwa Europy tuż przed startem sezonu 2007/2008. Późniejsza przygoda z kolejnymi reprezentacjami młodzieżowymi nie była już tak udana, jednak udało mu się wystąpić m.in. na Mistrzostwach Świata U-20 w Egipcie w 2009 roku. Poza tym dla kadry U-21 w latach 2008-2010 rozegrał 15 meczów (w tym 3 na Mistrzostwach Europy) i niestety – od tamtej pory nawet na chwilę nie zbliżył się do dorosłego zespołu La Roja.
Kolejny całkiem udany rok i transfer do Atletico
Rozgrywki 2008/2009 Asenjo rozpoczął jako pewny pierwszy bramkarz Los Pucelanos. Wszyscy byli ciekawi, czy ten młody golkiper udowodni, że poprzedni sezon nie był przypadkiem i rzeczywiście drzemią w nim ogromne umiejętności oraz wielki talent. Z początku wszystko wyglądało bardzo dobrze. Choć jego zespół nie osiągał spektakularnych wyników, to podobnie jak rok wcześniej trzymał bezpieczny dystans do strefy spadkowej, w czym wybitnie pomagał im Sergio. 13. września 2008 roku Real Valladolid pokonał u siebie 2:1 Atletico Madryt, a 19-letni bramkarz gospodarzy popisywał się wówczas niezłymi interwencjami. Dwa miesiące później Asenjo pokazał, że szybko potrafi się podnieść po nieudanym występie. Choć 8 listopada w starciu z FC Barceloną aż 6 razy wyjmował piłkę z siatki, to tydzień później na tyle skutecznie powstrzymał Real Madryt, że Królewscy musieli uznać wyższość Los Pucelanos i sensacyjnie przegrali 0:1. Od tego momentu drużyna z Estadio Jose Zorrilla zaczęła grać zaskakująco dobrze. Bardzo pewny golkiper i skuteczny atak spowodowały, że dwa kolejne mecze z Villarreal i Mallorką zakończył się zwycięstwami 3:0. Wszystko szło świetnie: Sergio znalazł się na celowniku kilku bardzo mocnych klubów, jego ówczesny zespół radził sobie lepiej niż ktokolwiek mógł to przewidzieć, a w reprezentacji U-21 był niemal stałym bywalcem. Niestety, wszystko nagle załamało się w grudniu 2008 roku, kiedy 19-latek doznał swojej pierwszej poważnej kontuzji kolana. Uraz ten wykluczył go z gry na ponad 3 miesiące i na boisko wrócił dopiero 4. kwietnia 2009 roku. Wówczas Real Valladolid przegrał u siebie 0:1 z FC Barceloną. Do końca sezonu Asenjo wystąpił w każdym meczu, jednak Los Pucelanos nie zdołali wygrać żadnego z nich i tylko dzięki bardzo dobrej postawie z początku rozgrywek mimo wszystko zdołali się utrzymać. O końcowe wyniki ciężko było obwiniać Sergio, bowiem mimo długiej przerwy w grze po powrocie dalej bronił dość solidnie i pewnie, a zainteresowanie jego osobą nie zmniejszyło się znacząco. W całym sezonie 2008/2009 wystąpił 23 razy, z czego siedmiokrotnie zachowywał czyste konto.
Rozpoczęło się letnie okienko transferowe i było pewne, że urodzony w Palencii 20-latek odejdzie z Estadio Jose Zorrilla, bowiem był wówczas najbardziej obiecującym bramkarzem w La Liga. Codziennie pojawiały się nowe informacje odnośnie jego nowego klubu, jednak głównie spekulowano na temat FC Barcelony i Atletico Madryt. Ostatecznie Asenjo zdecydował przeprowadzić się na Vicente Calderon, a na konto Realu Valladolid wpłynęło 5mln €. Rywalami o miejsce w bramce byli przede wszystkim Roberto i David de Gea, jednak z uwagi na ostatnie dwa sezony w wykonaniu Sergio to właśnie on od początku sezonu był golkiperem numer jeden. Kibice Rojiblancos wiele wymagali po tym transferze wierząc, że pozyskanie tak utalentowanego zawodnika jest strzałem w dziesiątkę. Niestety, stało się inaczej. Od samego początku Asenjo bronił bardzo niepewnie i popełnił kilka głupich błędów. Dodatkowo cały zespół nie prezentował jakiegoś nadzwyczajnego poziomu, przez co dość kiepskie występy nowego bramkarza wydawały się być gorszymi niż były w rzeczywistości. Coraz częściej zaczęto mówić o tym, że szansę powinien dostać inny golkiper. Sergio utrzymywał się jednak między słupkami tak długo, jak długo trenerem pozostawał Abel Resino. Z uwagi na słabą grę i mizerne wyniki został on jednak zwolniony jeszcze przed zimową przerwą, a na jego miejsce przyszedł Quique Sanchez Flores. Tym samym mniej-więcej od lutego 2010 do bramki na stałe wskoczył młodziutki De Gea, który miał swój ogromny udział w triumfie Atletico w Lidze Europy. Posadzony na ławce Asenjo miał bardzo mało okazji do grania, a kiedy już wyszedł na boisko… to ponownie doznał kontuzji kolana. Uraz odniesiony 8 maja był na tyle poważny, że były bramkarz Realu Valladolid do treningów wrócił dopiero w listopadzie.
Wypożyczenie do Malagi i… kolejna kontuzja
Kiedy zawodnik wrócił już do optymalnej formy fizycznej, wówczas musiał zderzyć się z faktem, że jest dopiero trzecim bramkarzem Rojiblncos. Podczas jego rekonwalescencji niepodważalną pozycję wyrobił sobie De Gea, przez co Sergio został wysłany na półroczne wypożyczenie do Malagi, gdzie zresztą nie pojechał sam, bo towarzyszył mu również Ignacio Camacho. Asenjo wskoczył do bramki praktycznie od razu, jednak ciężko było mówić o tym, by był w dobrej dyspozycji. W pierwszych pięciu meczach puścił aż 14 bramek i coraz częściej zaczęły pojawiać się opinie, że gracz ten nie zdoła już nigdy wrócić do takiej dyspozycji, jaką prezentował w Realu Valladolid. Mimo to większa część kibiców wciąż w niego wierzyła i ściskała kciuki, by udało mu się powrócić na najwyższy poziom. 6 lutego 2011 stała się jednak rzecz straszna. W 6. minucie spotkania z Sevillą Sergio doznał kontuzji tego samego kolana, które wyleczył ledwie dwa miesiące wcześniej. Był to kolejny cios dla młodego bramkarza, który po raz kolejny musiał pożegnać się z boiskiem na kilka miesięcy i do zajęć wrócił już po zakończeniu sezon 2010/2011.
Powrót do Madrytu i przegrana walka z Courtoisem
Lato 2011 roku było dla Asenjo jednym z najgorszych okresów w karierze. Co prawda z Vicente Calderon odszedł De Gea, ale na jego miejsce sprowadzono na roczne wypożyczenie Thibauta Courtoisa, który z miejsca stał się pierwszym bramkarzem. Tym samym po wyleczeniu dwóch groźnych kontuzji i ogromnej przerwie w graniu Sergio przystępował do okresu przygotowawczego z ogromnymi ambicjami, ale jednocześnie ze świadomością, że to nie będzie jego sezon. Taka sytuacja nie może być łatwa dla kogoś, kto jeszcze parę lat wcześniej wydawał się mieć wspaniałą karierę przed sobą i wręcz przebierał w ofertach różnych klubów. Asenjo zacisnął zęby i musiał uzbroić się w cierpliwość, by w przypadku słabszej formy belgijskiego rywala wykorzystać moment i zająć jego miejsce. Na jego nieszczęście Courtois posiada chyba jeszcze większe umiejętności i jeszcze większy talent niż były golkiper Realu Valladolid, więc o częstym graniu nie było mowy. Dość powiedzieć, że w poprzednim sezonie Sergio rozegrał zaledwie 5 spotkań, z czego 2 z nich wynikały tylko i wyłącznie z czerwonej kartki, jaką w meczu derbowym z Realem Madryt obejrzał jego przeciwnik. Do tego doszły 2 występy w Copa del Rey (gdzie Atletico skompromitowało się w dwumeczu z Albacete) i 1 mecz w Lidze Europy.
Tegoroczne letnie okienko transferowe nie przyniosło dobrych informacji. Rojiblancos przedłużyli wypożyczenie Courtoisa o kolejny rok, więc pozycja Asenjo praktycznie nie uległa zmianie. Nadzieją na dość regularną grę są jednak dla niego rozgrywki Ligi Europy. Diego Simeone od początku sezonu wyraźnie dał do zrozumienia, że na arenie międzynarodowej będzie dawał szansę gry tym piłkarzom, którzy na co dzień są co najwyżej rezerwowymi. Póki co Cholo w pełni wywiązuje się z tego stwierdzenia, dzięki czemu Sergio w europejskich pucharach rozegrał w tym sezonie już dwa pełne mecze (3:0 z Hapoelem Tel Awiw i 1:0 z Viktorią Pilzno). Z powodu kontuzji kolana jeden mecz ligowy opuścił Courtois, przez co Asenjo bronił w spotkaniu z Betisem (4:2), jednak był to jego najsłabszy występ w obecnych rozgrywkach. Co będzie dalej? Wypożyczony z Chelsea Belg ma niepodważalną pozycję między słupkami, więc 23-letni były bramkarz Realu Valladolid na swoją kolejną szansę musi poczekać co najmniej do następnego pojedynku w Lidze Europy.
Jakie perspektywy na przyszły sezon?
Po zakończeniu obecnego sezonu niemal na 100% do Londynu wróci w końcu Courtois. Co prawda belgijski bramkarz jest bardzo dobrym specjalistą (mimo tak młodego wieku), ale Atletico powinno wreszcie pomyśleć o golkiperze, którzy zagości na Vicente Calderon na stałe i nie będzie własnością innego zespołu. Rodzi się pytanie: czy będzie to czas, w którym należy dać drugą szansę Asenjo? Na pewno nie zapomniał on jak się broni, a i talent z niego raczej wyparować nie zdążył. Pozostaje kwestia ogrania, co nie oszukujmy się – ma ogromny wpływ na grę, szczególnie między słupkami. Brak minut, to brak pewności, a brak pewności, to kiepskie interwencje, a kiepskie interwencje, to słabe wyniki całej drużyny. Jest nadzieja, że występy w Lidze Europy pomogą Sergio i że u progu przyszłych rozgrywek będzie on gotowy do tego, by wziąć na siebie ciężar bycia pierwszym bramkarzem. W klubie konkurencji praktycznie nie ma, choć nie można zapominać o Joelu Roblesie, którego stać na zostanie dobrym golkiperem, o ile w zimie uda się go znów gdzieś wypożyczyć. Czy Atletico spróbuje ściągnąć jakiegoś gracza na tę pozycję? Ciężko powiedzieć, ale nie jest to niemożliwe. Żeby jakoś podsumować ten artykuł, zakończę go słowami Asenjo sprzed ponad roku: – W przeszłości kibice wierzyli we mnie, więc teraz muszę zrobić wszystko, aby z powrotem zasłużyć na ich szacunek i podziw. Mimo wszystko, czy nie warto dać mu ostatniej szansy?