W obszernym wywiadzie udzielonym madryckiemu dziennikowi AS, Saúl Ñíguez poruszył wiele różnych kwestii. Wychowanek Atlético opowiedział między innymi o swoich wczesnych doświadczeniach piłkarskich, najlepszym momencie w czerwono-białym trykocie, zmianie pozycji w spotkaniu z Eibarem czy bieżącej sytuacji Los Rojiblancos. Pomocnik po raz kolejny przyznał także, że najchętniej pozostałby w Atlético do końca kariery. Poniżej przedstawiono niektóre z ciekawszych wypowiedzi.
Jak oceniasz bieżący sezon we własnym wykonaniu?
– Wszystko układa się dobrze. Przeciwko Eibarowi popełniłem głupi błąd, ale nie okazał się on decydujący. Potem zdobyłem bramkę na 2-1 i to było najważniejsze. Byłem pewien, że wygramy.
Masz 21 lat, a już regularnie grasz w wyjściowej jedenastce…
– Spełniam swoje marzenie, które miałem, od kiedy byłem mały i grałem w Cadete B. Klub postawił na mnie, zaopiekował się mną, nauczył mnie wartości i to jest w nim najwspanialsze. Codzienny wysiłek to najlepszy sposób, by podziękować klubowi za to, co mi dał.
Torres zadedykował setną bramkę Manuelowi Briñasowi. Kto ciebie wypatrzył dla Atleti?
– Ten sam człowiek, który ściągnął mnie do szkółki Realu, Pepe Fernández. Pierwszy rok był ciężkim doświadczeniem. Gdy sezon dobiegł końca, od razu wróciłem do Elche. (rodzinnego miasta Saúla – przyp. red.)
Co się wtedy wydarzyło?
– Miałem problemy niezwiązane z piłką – takie, z jakimi borykają się 11- czy 12-latkowie żyjący na co dzień z dala od rodziny i przyjaciół, ale pomogło mi to dorosnąć i dojrzeć.
Jak uraz Tiago wpłynął na twoją rolę w zespole?
– Jedyne, co się zmieniło to fakt, że dostaję teraz więcej minut. Wciąż pracuję tyle samo, jeśli nie więcej. Tiago jest świetnym zawodnikiem i cała szatnia ma nadzieję, że powróci on jak najszybciej i będzie mógł pomóc drużynie.
Przeciwko Eibarowi grałeś na stoperze. Jak się czujesz w takiej roli?
– Środek obrony nie jest moją pozycją, ale nie jest istotnym, gdzie się gra – ważne jest to, jak można pomóc grupie. Jeśli mam być wystawiony w obronie, wówczas jak najszybciej uczę się, jak tam grać.
Grałeś już jako bramkarz, napastnik, pomocnik…
– To prawda. Jestem najmłodszym z trójki braci i ze względu na wiek zawsze byłem bramkarzem lub tym, który musiał się zamoczyć, gdy piłka wpadała do morza. Gdy rozpoczynałem grę w Elche, grałem na pozycji napastnika, ponieważ byłem niski i szybki. Po przeprowadzce do Madrytu urosłem 10-15 centymetrów w ciągu roku i miałem problemy z przystosowaniem się do mojego ciała. Pepe Fernández był pierwszym, który ustawił mnie w środku pola. Zawsze grałem tam, gdzie byłem najbardziej przydatny. Najlepszym jest, jeśli potrafisz grać na kilku różnych pozycjach, nawet jeśli nie czujesz się na nich komfortowo.
Którą pozycję preferujesz – bok czy środek pomocy?
– Bez wątpienia jest to środek pomocy. Nie jestem typowym szybkim skrzydłowym, dobrze czuję się za to w odbiorze. Boczni pomocnicy w Atlético schodzą do środka. Najlepiej gram ustawiony jako „szóstka” lub „ósemka”, ale lubię także zagrać bardziej ofensywnie. Gdziekolwiek będę ustawiany, będę ciężko pracował.
Minął rok od twojej bramki strzelonej Realowi. Co pamiętasz z tamtego spotkania?
– Dobrze jest strzelić bramkę Realowi, ale najważniejsze wówczas było, że pokonaliśmy bezpośredniego rywala. Przerwaliśmy wtedy ich świetną passę.
Kto z nowych zawodników zaskoczył cię najbardziej?
– Correa. Przybył do Madrytu po przejściu operacji serca i sześciu miesiącach bez gry w piłkę. Rozpoczął wówczas trenowanie z niesamowitą pewnością siebie. Będzie w przyszłości gwiazdą.
Czy niedawny mecz z Barceloną był twoim najlepszym?
– Mecz, który przegraliśmy? Na pewno nie. Jestem dumny z tego, jak zagraliśmy, ale nie chcę myśleć o przegranym spotkaniu. Moim najlepszym meczem powinien być taki, który wygramy.
Fernando Torres był w dzieciństwie twoim idolem…
– Wszyscy związani z futbolem znają go. Jest idolem choćby z powodu tego, ile pracuje. Jest świetnym piłkarzem i gwiazdą, ale wciąż pracuje najwięcej i jest ostatnim, który wraca do domu.
Jak opisałbyś moment, w którym Fernando zdobył setnego gola?
– Każdy kibic Atleti zapamięta tę chwilę. Mając na uwadze, jak ciężko na tą bramkę pracował, wiadomym było, że prędzej czy później ją zdobędzie.
Saúl i Atlético – czy to związek na całe życie?
– Chciałbym zostać tu na zawsze. Atlético dało mi wszystko – to mój klub, mój dom. Jeśli otrzymałbym ofertę gry do końca kariery, byłbym skłonny grać tak długo, jak pozwoliłyby mi na to moje nogi.
Nie zagrałbyś wówczas nigdy dla Elche…
– Cóż, nie chciałbym zamykać się na taką możliwość. Zawsze moim marzeniem było dzielenie szatni z Aarónem (bratem Saúla – przyp. red.), który jest mi najbliższy wiekowo.