Tak, tytuł to nawiązanie do piosenki Myslovitz. Nasza gra na wyjazdach jest niestety tak marna jak za czasów Gregorio Manzano, a przynajmniej dzisiejsze spotkanie takie było. A propos – przepraszam. Po porażce 0:3 na San Mames z Athletic Bilbao napisałem, że Rojiblancos się skompromitowali. Myślałem wówczas, że Atletico Madryt gorzej zagrać nie może. Myliłem się, co podopieczni Diego Simeone właśnie mi uświadomili. Dzisiejsza porażka 1:2 z Rayo Vallecano poniesiona została w koszmarny stylu. Chociaż nie, stylu nie było. Niech nikogo nie zwiedzie mała różnica bramkowa, bo to Franjirrojos dyktowali warunki. Szczególnie w pierwszej połowie, w której obrona Los Colchoneros grała tragicznie. Nie istniał atak, Juanfran i Filipe byli ogrywani jak dzieci, a Miranda i Daniel 'Cata’ Diaz kryli powietrze. Druga połowa była nieznacznie tylko dlatego, że gospodarze nieco się cofnęli i nie forsowali już tak tempa, choć gdyby chcieli, to pewnie wcisnęliby jeszcze jakiegoś gola. Honor uratowała bramka Radamela Falcao w ostatnich sekundach gry, ale niestety kompletnie nic ona nie dała. No, co najwyżej El Tigre sprawił sobie mały prezent na swoje 27. urodziny. W każdym razie taki mecz już się nie może powtórzyć. Co dalej? Najbliższy cel to Rubin Kazań, z którym Atletico Madryt zmierzy się w czwartek na Vicente Calderon.
PIERWSZA POŁOWA
Od samego początku dość mocno przycisnęli gospodarze, którzy wyraźnie chcieli zacząć ten mecz od szybko strzelonego gola. Rayo Vallecano mądrze grało piłką i coraz mocniej atakowało. Ich wysiłki przyniosły efekt już w 3. minucie Jose Manuel Casado na lewej stronie boiska podał do Pitiego. Pomocnik Franjirrojos nic sobie nie zrobił z tego, że obok niego byli Juanfran i Daniel 'Cata’ Diaz i bez problemu zagrał płaską piłkę wszerz pola karnego. Co prawda futbolówka nie dotarła do zbiegającego na środek Leo Baptistao, ale Miranda i Filipe tak się skupili na kryciu młodego Brazylijczyka, że nie pomyśleli o tym, aby zabezpieczyć długi słupek. Tam bowiem czyhał Lass Bangoura, który kompletnie niepilnowany strzałem z sześciu metrów nie dał najmniejszych szans Thibautowi Courtoisowi.
To był szok nie tylko dla podopiecznych Diego Simeone, ale również dla ich kibiców. Wydawało się, że Atletico Madryt może teraz tylko i wyłącznie naciskać na rywali, by wyrównać, a później walczyć o wygraną. Niestety, tak się nie stało. Było wręcz odwrotnie – to Rayo Vallecano nadal atakowało. W 6. minucie Piti po raz kolejny podał na prawą stronę do Lassa, ale tym razem Gwinejczyka powstrzymał Filipe. Stopniowo Los Colchoneros zaczęli się jednak otrząsać i próbowali coś wskórać w ofensywie. Po około dziesięciu minutach spotkania obrona gospodarzy popełniła błąd, po którym najpierw został zablokowany strzał Radamela Falcao, a następnie uderzenie Juanfrana sprzed pola karnego poleciało obok słupka.
W 13. minucie bliski doprowadzenia do wyrównania był El Tigre. Na prawej stronie ładnie pokazał się Adrian, który dośrodkował piłkę na piąty metr, gdzie znajdował się Kolumbijczyk. Niestety, pod presją rywali napastnik Atletico Madryt główkował niecelnie. Powoli było widać mały postęp w grze Los Colchoneros, który jednak skończył się zanim się na dobre zaczął. Przez kilka kolejnych chwil na boisku dominowała szarpana gra, w której dominowało jednak Rayo Vallecano. Było to spowodowane tym, że podopieczni Paco Jemeza mieli po prostu przewagę w środku pola. W 18. minucie po dośrodkowaniu Koke z rzutu rożnego nad bramką główkował Adrian.
Po dwudziestu minutach Franjirrojos niemal nie powiększyli swojego prowadzenia. Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się Lass, który na prawej stronie przedryblował Filipe i próbował podać piłkę do Leo. Próba ta została zablokowana, ale futbolówka trafiła do Aritza Arbilli, który dośrodkował ją wgłąb pola karnego. Z dośrodkowaniem minął się Miranda i na całe szczęście Piti wślizgiem na długim słupku posłał piłkę nad poprzeczką. Kilkadziesiąt sekund później Courtois dobrze odbił na rzut rożny strzał Chori Domingueza z około osiemnastu metrów. W odpowiedzi z lewej strony 'szesnastki’ gospodarzy uderzał Falcao, ale zrobił to mało precyzyjnie i piłka poleciała obok bramki.
Podopieczni Diego Simeone w ogóle nie potrafili się odnaleźć w tym meczu. Słabo wyglądała obrona, mizernie prezentował się atak i nie zmieniały tego pojedyncze próby akcji ofensywnych. W 31. minucie w polu karnym futbolówkę otrzymał Miranda, ale ostatecznie Brazylijczyk z ostrego kąta trafił tylko w boczną siatkę. Chwilę później padła druga bramka dla Rayo Vallecano. Po raz kolejny na lewym skrzydle świetnie zachował się Piti, który ograł Juanfrana i próbował zagrać do Leo. Napastnik gospodarzy nie doszedł do piłki, ale zanim ta wyszła poza boisko zdołał ją uratować Lass. Gwinejczyk z prawej strony zagrał na krótki słupek, Leo uciekł obrońcom i z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki. Szkoda, że Filipe go nie zauważył, kiedy tak stał sobie ni to blokując wrzutkę, ni to kryjąc kogokolwiek.
Dla Atletico Madryt to był cios, po którym do przerwy już nie zdołało się podnieść. Co prawda Rojiblancos próbowali, ale kompletnie brakowało im pomysłu na rozegranie dobrej akcji i nie potrafili się w żaden sposób przeciwstawić świetnie grającym gospodarzom. A ci konsekwentnie robili swoje, kontrolowali przebieg spotkania, w międzyczasie nadal szukając kolejnego gola. W 40. minucie na strzał z dwudziestu metrów zdecydował się Arbilla, ale na szczęście piłka poleciała nad poprzeczką. Tym samym Diego Simeone miał piętnaście minut na to, by spróbować cokolwiek zmienić w grze swojego zespołu przed drugą połową.
DRUGA POŁOWA
Jeśli ktoś myślał, że obraz gry ulegnie zmianie, to niestety, ale się grubo mylił. Chociaż nie, Rayo Vallecano nieco zmieniło taktykę, cofając się do defensywy i licząc na kontrataki, ale nawet to nie pomogło Rojiblancos, którzy jakby zapomnieli jak się atakuje. W 47. minucie po raz pierwszy defensywa Los Colchoneros spisała się tak, jak powinna. Lass dobrze zagrał do Leo, ale obrońcy nie pozwolili mu na oddanie strzału i Brazylijczyk musiał wycofać piłkę poza pole karne.
Atletico Madryt miało nieco więcej miejsca, a ponieważ w przerwie Arda Turan zmienił Adriana, to ofensywa nie wyglądała już tak tragicznie. Juanfran dobrze dośrodkowywał w kierunku Falcao, ale główkę El Tigre bez problemu wyłapał Ruben. Swoją drogą była to pierwsza interwencja bramkarz gospodarzy w tym meczu. Podopieczni Diego Simeone w pewnej chwili chyba zrozumieli, że być może ten mecz nie jest jeszcze przegrany. Niestety, nawet gdy udało się wywalczyć jakiś stały fragment gry w okolicach pola karnego, to niemal zawsze idealnie marnował go Gabi. Kapitan Rojiblancos jest w tej kwestii po prostu beznadziejny i nie powinien brać się za wykonywanie rzutów wolnych.
W 59. minucie po faulu na Koke do piłki zdecydował się podejść Falcao, ale i on trafił jedynie w mur. Swoją drogą El Tigre znokautował wówczas Pitiego, którego futbolówka trafiła w twarz. Kilka chwil później w znakomitej sytuacji znalazł się Filipe. Po wymianie piłki na lewej stronie z Ardą Turanem Brazylijczyk wbiegł z nią w pole karne i momentalnie znalazł się sam na sam z Rubenem. Niestety, lewy obrońca Los Colchoneros uderzył prosto w bramkarza gospodarzy i wywalczył tym samym tylko rzut rożny. W 66. minucie podopieczni Paco Jemeza domagali się rzutu karnego, ale powtórki pokazały, że ani Miranda, ani Mario Suarez nie dotknęli futbolówki ręką po wrzutce Pitiego.
W międzyczasie na boisku w miejsce Lassa pojawił się Juan Carlos. Pomocnik Franjirrojos już po upływie kilku sekund zdołał pokazać się z dobrej strony. Dośrodkował w kierunku Pitiego, który jednak z ostrego kąta huknął z woleja w trybuny. Diego Simeone zdołał się z kolei posłać do boju Cristiana Rodrigueza, który zastąpił Mario Suareza. Był to wyraźny sygnał do ataku, który chyba Rojiblancos zignorowali. W 74. minucie po zasłużonej żółtej kartce obejrzeli Cata Diaz i Gabi. Robiło się coraz mniej ciekawie, a coraz bardziej brutalnie.
Na dziesięć minut przed końcem kolejną okazję zmarnował Filipe. Tym razem Brazylijczyk zamiast strzelać postanowił dryblować i dryblować, i dryblować, i dryblować… I nic z tego nie wyszło, a powinien być gol. Kilkadziesiąt sekund później po zamieszaniu w polu karnym z kilku metrów strzelał Falcao, ale było to zbyt słabe by zaskoczyć Rubena. Później sędzia wyrzucił Paco Jemeza, choć chyba nikt tak do końca nie wie za co. Następnie ciekawe uderzenia oddali Arda Turan i wprowadzony na ostatnie kilka minut Oliver Torres, ale pierwsza próba była niecelna, a strzał 18-latka pewnie wyłapał golkiper Rayo Vallecano.
Gdy wydawało się, że wynik nie ulegnie już zmianie, w czwartej minucie doliczonego czasu gry Atletico Madryt zdołało wepchnąć honorową bramkę. Z narożnika boiska dośrodkował Juanfran, główkę Raula Garcii zdołał odbić Ruben, ale futbolówka trafiła pod nogi Mirandy, który dość przypadkowo podał ją do Falcao, a El Tigre z bliskiej odległości bez problemu umieścił ją w siatce.
Skład Atletico: Courtois – Juanfran, Miranda, Cata Diaz, Filipe – Gabi, Mario Suarez (Cristian Rodriguez 71′), Koke (Oliver Torres 82′), Raul Garcia – Adrian (Arda Turan 46′), Falcao
Bramki:
1:0 – Lass 3′
2:0 – Leo 32′
2:1 – R. Falcao 90+4′
PRZYPOMINAM O WYSYŁANIU DO MNIE PRYWATNYCH WIADOMOŚCI (NA STRONIE LUB NA FORUM) Z OCENAMI DLA PIŁKARZY ATLETICO MADRYT ZA DZISIEJSZY WYSTĘP PRZECIWKO RAYO VALLECANO!