45 tysięcy. Tylu fanów zebrało się w niedzielne popołudnie na Vicente Calderon żeby zobaczyć Fernando Torresa w koszulce Rojiblancos. 45 tysięcy rozpalonych nadzieją serc. 45 tysięcy gardeł oddających szacunek i okazujących wsparcie. 45 tysięcy spojrzeń skupionych tylko na jednym człowieku. Skąd ten entuzjazm i fenomen ‘upadłej’ gwiazdy?
Zostańmy dalej przy liczbach. 10 spotkań, 1 bramka, 0 asyst. Tak wyglądają statystyki Fernando Torresa z czasu ostatniego półrocza spędzonego w Mediolanie. Cofnijmy się jeszcze o kilka miesięcy, do Londynu. Sezon 2013/2014, 47 występów, 11 bramek, 6 asyst. Sezon 2012/2013, 62 występy, 23 bramki, 7 asyst. Generalne statystyki El Nino ze Stamford Bridge sugerują, że strzelał on średnio bramkę co 3,36 występów. Choć wygląda to lepiej niż jedno trafienie na 10 spotkań w Milanie, to i tak jest to wynik dwukrotnie gorszy od tego jaki uzyskiwał w barwach Liverpoolu. Tam El Nino potrzebował średnio 1,57 spotkania by wpisać się na listę strzelców, chyba wtedy też po raz ostatni widzieliśmy prawdziwego Torresa. Skąd więc takie poruszenie wśród czerwono-białych Madrytczyków?
Drużyna Atletico w ostatnich latach poczyniła ogromne postępy, nie tylko na krajowym podwórku, ale również w Europie. Wielu zawodników przychodziło do klubu, wielu go opuszczało, ale wydaje się, że powrót El Nino do domu jest tym, który z całą pewnością budzi najwięcej emocji od blisko dekady. I najgorsza w całym tym zamieszaniu jest próba zachowania obiektywizmu i trzeźwego spojrzenia na sprawę, ale jak można być obiektywnym, kiedy to nie rozum, a serce dyktuje te zdania. Każdy przeżywa emocje na swój sposób, ale spróbujmy przypomnieć sobie co te emocje wywołuje i za co tak naprawdę Madryt pokochał Fernando Torresa.
ATLETICO MADRYT
Miłością do Atletico zarazili go dziadek i ojciec. W 1993 roku zaledwie 9-letni Fernando po raz pierwszy odwiedził klubowe muzeum na Vicente Calderon. Jak wspomina sam zawodnik, do tej pory nie wie, kto był bardziej poruszony tą wizytą on, czy jego ojciec, ale ponoć właśnie wtedy w głębi duszy młodego chłopca zapłonęła chęć do reprezentowania czerwono-białych barw.
W 1995 roku, po jednym sezonie spędzonym w Rayo 13., El Nino trafia do Atletico Madryt. 11-latek przeszedł przez wszystkie kategorie wiekowe w strukturach Los Rojiblancos. Junior B, Junior A, Kadet Level.
W 1999 roku 15-letni Torres podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt z Atletico, trafiając do młodzieżowej drużyny występującej w Honour Division. Klauzula odstępnego zawarta w kontrakcie wynosiła 3 miliony euro. Mówi się, że mniej więcej w tym okresie po raz pierwszy odrzucono ofertę Realu Madryt za młodego zawodnika. Dziś Torres na swojej oficjalnej stronie wspomina: ,,Podpisałem wtedy pierwszy kontrakt z Atletico Madryt. Kontrakt na całe życie.”.
28 maja 2001 roku w wieku 17 lat i 68 dni, Fernando Torres zadebiutował w pierwszej drużynie Atletico Madryt, pojawiając się na murawie w 65. minucie spotkania przeciwko Leganes. Tym samym został on najmłodszym debiutantem w historii klubu.
Dokładnie tydzień później, 3 czerwca 2001, Fernando po raz pierwszy wpisał się na listę strzelców, zdobywając gola w potyczce z Albacete.
W swoim pierwszym pełnym sezonie 2002/2003 El Nino pojawiał się na boisku 29 razy, przy czym 13-krotnie wpisywał się na listę strzelców. Sezon 2003/2004 to 35 spotkań i 19 trafień, co pozwoliło zając mu 3 miejsce w klasyfikacji generalnej strzelców Ligi Hiszpańskiej. Dwa trafienia w Pucharze Intertoto przeciwko OFK Belgrad były pierwszymi bramkami zdobytymi w europejskich pucharach. Przejmując kapitańską opaskę w wieku 19-lat, El Nino znów wpisał się do historii klubu, zostając najmłodszym zawodnikiem, który wziął ten ciężar na swoje barki.
El Nino dla Rojiblancos rozegrał 244 oficjalnych spotkania, w których strzelił 91 goli, jednak z powodu ograniczonych możliwości rozwoju, szczególnie na arenie europejskiej, zawodnik, jak i klub postanowili, że czas pozwolić napastnikowi wypłynąć na szersze wody. Tak więc ku rozpaczy kibiców Atletico, 4 lipca 2007 roku oficjalnie potwierdzono transfer Fernando do Liverpoolu za kwotę ok. 28 milionów euro. Zawodnik wielokrotnie podkreślał, że jego miejsce jest w Madrycie i z pewnością wróci na Vicente Calderon, ale przyszedł czas powalczyć o wyższe trofea.
-Liverpool będzie moim nowym klubem, ale Atletico na zawsze pozostanie moim domem.- tak El Nino próbował osłodzić gorzkie łzy fanom Colchoneros, deklarując swoją bezgraniczną miłość do klubu. Słowa te w czasie przygody na wyspach Fernando potwierdzał wielokrotnie.
LIVERPOOL
Przygoda El Nino w LFC była niezwykle udana. Hiszpan w 102 występach zanotował 65 trafień, ale i w mieście Beatlesów nie udało mu się zdobyć wymarzonych trofeów klubowych. Nadszedł za to jego czas w reprezentacji. Fernando będąc zawodnikiem Liverpoolu, wraz z reprezentacją La Roja triumfował w turniejach EURO 2008 i w czasie Mistrzostw Świata 2010 w RPA. Mimo, iż nie był już zawodnikiem Rojiblancos, to zawsze dawał nam powody do dumy świętując puchary z flagami, czy koszulkami Atletico. Dzięki takim małym gestom pozwalał czuć się nam wszystkim w niewielkim stopniu również uczestnikami tego sukcesu, szczególnie, że na nadmiar naszych zawodników w hiszpańskiej kadrze w ostatnich latach raczej narzekać nie mogliśmy.
Z flagą Atletico po zdobyciu Mistrzostwa Europy
Z flagą i koszulką ze swoim nazwiskiem w trakcie świętowania po zdobyciu Mistrzostwa Świata.
Z szalikiem Atletico i Pucharem Świata.
CHELSEA
31 stycznia 2011 roku, w ostatnim dniu zimowego okienka transferowego, El Nino zamienił Liverpool na Chelsea, a kwota transferu opiewała na 58 milionów euro. Miesiąc po swoim transferze do Londynu Torres na łamach brytyjskiego dziennika „The Sun” po raz kolejny przypomniał się kibicom w Madrycie, tak odpowiadając na pytanie o to, czy po zakończeniu kontraktu z The Blues zawodnik zamierza wrócić na Vicente Calderon.
-Wciąż pozostało jeszcze mnóstwo czasu, jednak to jest idea, której zawsze pragnąłem. Rozmawiałem już nawet z Miguelem Angelem Gilem i wiem, że dopóki piastuje on swoje stanowisko, dopóty drzwi klubu będą dla mnie otwarte. Zawsze byłem blisko rodziny Gilów i mnóstwo zawdzięczam Atletico. To zawsze będzie moja drużyna.
15 listopada 2011 miała miejsce premiera jego autobiografii zatytułowanej ‘Numer dziewięć’. Po raz kolejny słowa wypowiedziane przez piłkarza poruszyły setki tysięcy czerwono-białych serc.
– Jestem prawdziwym szczęściarzem, że mogę być jednym z ludzi Atletico i że w Madrycie jestem tak szanowany i ceniony przez fanów. 95% z nich uważa mnie za jednego ze swoich i to jest to, co daje mi niebywałą satysfakcję. Atletico jest moim domem i zawsze będę tak czuł, ponieważ to tam nauczyłem się co w życiu jest ważne i dorastałem jako piłkarz i człowiek. Nie ukrywam, że bycie tak mocno zżytym z Colchoneros kosztowało mnie wiele krytyki, ale nigdy nie chcę tego zmieniać.
31 sierpnia 2012 po raz pierwszy Fernando miał okazję wystąpić przeciwko Atletico (w dwumeczu fazy grupowej Ligi Mistrzów w barwach Liverpoolu zmagał się z kontuzją), w spotkaniu o Superpuchar Europy.
– Przegapiłem wszystkie poprzednie spotkania przeciwko Atletico. Ten mecz będzie dla mnie czymś specjalnym, jego stawką jest prestiżowe trofeum. To będzie pierwszy raz w moim życiu, kiedy będę chciał, by Atletico przegrało.– mówił El Nino na przedmeczowej konferencji prasowej. – Nie ukrywam kim jestem, któremu klubowi zawdzięczam najwięcej i który klub zawsze wspieram. W Liverpoolu czułem się jak w domu, jednak kiedy stamtąd odchodziłem, zrozumiałem, że moim jedynym domem jest Atletico.
30 kwietnia 2014 roku Torresowi znów przyszło mierzyć się z Atletico, tym razem w półfinale Ligi Mistrzów. Wtedy też zdobył on pierwszą bramkę przeciwko swojej ukochanej drużynie. Jak przystało na wiernego fana nie okazał przy tym najmniejszej oznaki radości.
POWRÓT DO DOMU
W domu przywitały go tłumy ludzi. Te same tłumy, które zachwycał jeszcze niespełna 7 lat temu. Czy była to dobra decyzja Zarządu? Każdy kij ma dwa końce. Pod względem sportowym – przyznaję – nie popierałem tego transferu. Forma Fernando w ostatnich sezonach pozostawiała wiele do życzenia, zarabiał kolosalne pieniądze jak na budżet naszego klubu, no i miał ważny kontrakt do czerwca 2016, a to wiązałoby się z niemałym wydatkiem na kwotę za transfer. Finansowo byśmy stracili, sportowo nie zyskali nic. Rozum próbował górować nad sercem, ale niestety tak to nie działa. Fernando wrócił do domu. Wrócił tam, gdzie zawsze było jego miejsce. I to w ramach wymiany za gracza, który kompletnie nie pasował do tej drużyny. I chociaż zdaje sobie sprawę, że będzie on tylko uzupełnieniem składu, to niesłychaną radość sprawi oglądanie go ponownie w czerwono-białej koszulce. Pomijając wszystkie aspekty i korzyści poza sportowe, które niewątpliwie niesie ze sobą ten transfer (na dziś ponad 2.000 sprzedanych koszulek z numerem 19 i nazwiskiem El Nino), ja osobiście mam jeszcze jeden powód, by cieszyć się z tego transferu – tego chciał Cholo, a on z pewnością wie czego chce.
Dodatkową nutką pieprzu w związku z powrotem El Nino do domu, jest fakt, że zadebiutować może on już w środowych derbach Madrytu. Torres jako Rojiblanco nigdy nie wygrał z Realem Madryt i udało mu się zdobyć tylko jedną bramkę przeciwko Królewskim. Analizując ostatnie wyniki derbowych spotkań, zdaje się, że w środę może mieć on pierwszą poważną okazję by to zmienić.
Trzymamy kciuki!