… lecz nasze nadzieje nadziały się na realia.” – to jeden z dwóch cytatów, który dość trafnie obrazuje obecną sytuację Atletico Madryt. Drugim są słowa, które, pomimo wielokrotnego użycia względem innych trenerów, potrafią najlepiej wyrazić odczucia większości kibiców co do Gregorio Manzano. Mianowicie: „Nie można go zwolnić, trzeba go po prostu wypierdolić dyscyplinarnie.”. Cierpliwość, przynajmniej w moim przypadku, wyczerpała się już jakiś czas temu. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Pomijam już fakt, że większość najsilniejszych klubów w Europie ma na stanowisku trenera najlepszych fachowców, a my – mając aspirację bycia jednym z takim klubów – mamy za trenera co najwyżej średniej jakości fachowca.
Aguero El Frajero, czyli od bohatera do zera.
Koniec sezonu 2010/2011 okraszony był prawdziwą bombą – Sergio Aguero ogłosił, że chce odejść. I do tego momentu wszystko było w porządku. Argentyńczyk ładnie się pożegnał, podziękował, kibice podziękowali jemu. Wydawało się, że czas tylko na konkretne oferty z jakiegoś klubu (jakiegoś nie oznacza każdego) i wszystko będzie pięknie. Nie było. Aguero zaczął kombinować. Poczuł się panem i władcą. Woda sodowa uderzyła mu do głowy. Cokolwiek to było, jakkolwiek to nazwać – nigdy tego nie zrozumiem. Wyjechał na Copa America, strzelił więcej bramek niż Leo Messi i stracił chyba ostrość wizji. Dołożył do tego parę wywiadów, których na tyle arogancko odniósł się do swojego pobytu w Madrycie, że 80% kibiców, którzy dotychczas go wielbili – znienawidziło go. I tak oto Kun przeszedł drogę od bohatera do zera. Pertraktacje z Realem Madryt i FC Barceloną i wreszcie odejście do Manchesteru City – wszystko to w aferze skandalu, obraźliwych transparentów, przyśpiewek. Dostał to, na co sam sobie zasłużył. Nie chcę go w Madrycie. On nie wróci już na Vicente Calderon (czy też już na nowy obiekt – La Peineta). Większość kibiców tego nie chce. A Aguero? Z bólem muszę przyznać, że może się teraz z Atletico śmiać. I na pewno to robi, bo w końcu on teraz jest w takim cudownym klubie, a Rojiblancos są tak słabi… Dziękujemy, panie Manzano!
David De Gea, czyli projekt Atletico czas zacząć.
Paradoksalnie na zamieszaniu wokół Sergio Aguero najbardziej skorzystał David De Gea. W tym samym czasie, w którym fani Los Colchoneros rugali argentyńskiego napastnika, młody hiszpański bramkarz również odszedł do Manchesteru. Z tą różnicą, że do czerwonej strony miasta i z mniejszym rozgłosem. I nawet jeśli było to równie nieeleganckie pożegnanie z Vicente Calderon, to w świetle równoległych wydarzeń dotyczących Kuna, Dawid był wręcz gentlemanem. Jednak prawda jest brutalna – rozstał się równie nieprofesjonalnie i równie nielojalnie co Aguero. Jednak życie toczyło się dalej, a Atletico zostało bez swoich dwóch największych gwiazd. Inna sprawa, że dzięki temu w kasie klubu pojawiło się grubo ponad 60 milionów Euro.
Gregorio Manzano, czyli niewłaściwy człowiek na niewłaściwym miejscu.
W międzyczasie nowym trenerem został ogłoszony Gregorio Manzano. Przed przyjściem zajął z Sevillą 5. miejsce w sezonie 2010/2011, a wcześniej pracował m.in. w Mallorce (trzykrotnie) i… Atletico Madryt. Plotki były różne, ale w wyścigu o to miejsce pracy pokonał np. Luisa Enrique, Rafę Beniteza oraz Joaquina Caparrosa. Wtedy jeszcze fani Rojiblancos nie wiedzieli, że hasło „Flores, get the fuck out!” po 4 miesiącach zmieni się w „Flores, we miss you!”. Ale póki co, Manzano musiał zabrać się za skompletowanie składu. Kadra pierwszego zespołu była bowiem w opłakanym stanie, a szatnia wciąż żyła konfliktem na linii Quique Sanchez Flores – Diego Forlan.
Bramkarze, czyli jak ciężko zastąpić jest De Geę.
Zostało ich dwóch – Sergio Asenjo i Joel Robles. Obaj młodzi. Pierwszy z kartą stałego klienta oddziału rehabilitacji, a drugi z doświadczeniem równym zeru. Mimo wszystko wydawało się, że to między nimi rozegra się walka o miejsce między słupkami. Wszak Asenjo odmówić talentu nie można, a Joel miał warunki i kilkoma meczami pokazał, że rokuje na przyszłość. Jednak Manzano powiedział otwarcie – potrzebujemy ściągnąć bramkarza. Kibice to zrozumieli (chociaż ja nie do końca). Zaczęto wymieniać nazwiska i dyskutować nad tym, czy lepiej wziąć młodego utalentowanego golkipera, czy starszego, z dużym doświadczeniem, który uczyłby dwójkę młodych Hiszpanów. Niestety – najpierw jak grom z jasnego nieba padło nazwisko Roberto. Pamiętacie go? To taki były bramkarz Los Colchoneros, którego poziom występów był równy poziomi występów Clebera Santany (pamiętacie go?). Ostatecznie po wielu plotkach i doniesieniach ogłoszono, że nowym bramkarzem będzie 19-letni Belg – Thibaut Courtois. CV? Sezon 2010/2011 był pierwszym bramkarzem mistrza Belgii, Racingu Genk. Oprócz tego zdobył tytuł najlepszego bramkarza ligi i wiele świetnych interwencji. Jednym słowem – świetny wybór! Ale moment, bo na nasze nieszczęście było to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Bo trzeba dodać najważniejszą informację na jego temat. Nie kupiliśmy go, ale wypożyczyliśmy. Tak, od teraz szkolimy bramkarza dla Chelsea Londyn, która go kupiła, bo przebiła nasza ofertę o 500.000 Euro… Śmieszne pieniądze, prawda?
Obrona, czyli cyrk wliczony w cenę biletu.
W defensywie zawsze było krucho. Odszedł Tomas Ujfalusi, a przyszedł Miranda, o którym nikt nic nie wiedział, chyba że interesował się wówczas ktoś ligą brazylijską i występami drużyny FC Sao Paulo. Światełkiem w tunelu było sprowadzenie prawego obrońcy S.C. Braga, Portugalczyka Silvio. Ze swoim byłym klubem osiągnął on m.in. finał Ligi Europy w sezonie 2010/2011. Niezłe CV, jeszcze lepsze umiejętności. Można by rzec – wychodzimy na prostą! W głowach kibiców rysowała się formacja obronna, w której Diego Godin i Filipe wreszcie są zdrowi i wreszcie są w formie, a Alvaro Dominguez udowadnia swój talent na pozycji stopera. Niestety tak nie było i nie jest. Oczywiście nie jest to tylko wina dwójki ludzi, którą zaraz wymienię, jednak jak dla mnie – są oni głównymi winowajcami mizernej postawy bloku defensywnego. Pierwszy to Gregorio Manzano, który sprzedał zmiennika Silvio – Juana Valerę. Nie kupił nikogo więcej i tak oto zmiennikiem Portugalczyka został pan z numerem dwa – Luis Perea. Obrońca, którego porównałbym do zawodnika Wisły Kraków – Kew Jaliensa. Ma już swoje lata i lepszy nie będzie, bo najlepszy okres gry (Perea miał w ogóle taki? Zagrał kiedykolwiek tak dobrze jak w okolicach roku 2005?) ma za sobą i na 10 meczów potrafi zepsuć 9. A mimo to gra. I to w pierwszym składzie! A dlaczego? Bo Manzano nie przewidział, że Silvio złapie kontuzje i będzie problem. Więc wspaniałomyślny Gregorio przesunął operację Portugalczyka na okres zimowego okienka i ciśnie go tyle, na ile może, czyli maksymalnie 90 minut w ciągu tygodnia. Resztę gra Kolumbijczyk i wyraźnie mu nie idzie. Kolejny już sezon. I tak oto wygląda nasz obrona – brud, smród i Perea.
Środek pola, czyli na kogo wypadnie na tego bęc!
Diego Ribas, Koke, Gabi, Tiago, Mario Suarez, Paulo Assuncao, Eduardo Salvio. Wszyscy ci zawodnicy zagrali w tym sezonie przynajmniej 3-4 mecze, a nawet pewnie i więcej. Rozumiem konieczność stosowania rotacji, ale to, co robi Manzano, to lekka przesada. Za to jak gra drużyna najbardziej odpowiedzialna jest cała formacja środka pola, a nie tylko mediapunta Diego. Tak jak bramkarz musi być zgrany z defensywą, tak jak sama defensywa musi być zgrana ze sobą, aby tworzyła monolit nie do przejścia, tak i linia pomocy musi być zgrana ze sobą, aby mogła w meczu stosować wyćwiczone zagrania, które dadzą pożytek i pomogą klubowi w wygranej. A u nas wszystko się rozłazi, nie ma spójności, bo nie ma taktyki. A kto za to odpowiada? No chyba nie Enrique Cerezo, co? Taka „rotacja” tylko szkodzi, a pomijanie Koke to zbrodnia. Tu już nie chodzi o moje odczucia, ale ten chłopak ma talent i cholera trzeba go wykorzystać! Ile można patrzeć na grę Tiago, który zgarnia tyle forsy (pamiętacie jego fochy, że nie podpisze kontraktu, jak nie będzie dużo zarabiał?), a gra na poziomie Raula Garcii, który przeżywa obecnie w Osasunie jakieś odrodzenie, bo zjada swoją grą połowę naszych pomocników. Panie Manzano, tego pan już nie poskłada, bo pan nie umie. I nawet ściągnięcie Diego jest stosunkowo małym plusem przy całym tym gównie, które pan nazywa „kreowaniem gry przez środek pola”.
Ofensywa, czyli wymiana Frajero na Gargamela i Jasia Fasolę.
Diego Forlan – drugi obok Ujfalusiego piłkarz, który odszedł z klubu tak, jak na profesjonalistę przystało (no trzeci, bo jeszcze Valera). W linii ataku został więc Jose Antonio Reyes (który gdy jest w formie i ma zaufanie trenera, to gra jak natchniony, a gdy go nie ma, to wyzywa trenera i popada z nim w konflikt), Diego Costa (który postanowił pójść na kompromis i złapał kontuzję, która wyeliminowała go z gry na pół roku; on pobiera pieniądze za bycie w Atletico, a kibice nie muszą go oglądać na boisku) i Adrian, który przyszedł za darmo z Deportivo La Coruna. Wiadomo było, że za te 40 milionów Euro ze sprzedaży Aguero trzeba będzie kupić środkowego napastnika. W międzyczasie pojawił się Arda Turan (bo nie doszły do skutku transfery Pablo Piattiego (przespaliśmy to) i Lafity (WTF?!). Rojiblancos starali się o niego już od dawna i było warto, bo to niesamowicie dobry zawodnik – niezły technicznie, ze świetnym przeglądam pola i dobrze ułożoną stopą do podań i strzałów. Problem w tym, że znajomi z Turcji pewnie go pytają, co on tam robi, bo niestety w obecnej sytuacji Arda wydaje się być dla nas za dobry. Oby Manzano wyleciał szybko i nowy trener to poukładał, bo Turan się zrazi i będzie chciał odejść. Co do snajpera, to w przeciągu miesiąca wyklarowały się 3 nazwiska: Giuseppe Rossi, Pablo Osvaldo i Radamel Falcao. Przyszedł ten ostatni i przytargał ze sobą Rubena Micaela, którego FC Porto nam wepchnęło, a którego my wypchnęliśmy na roczne wypożyczenie. Szkoda chłopaka, bo stał się popychadłem, ale cóż zrobić. Falcao natomiast, pomimo głosów, że jest słaby, że tylko umie wykańczać akcje, że poza tym, to nic nie wnosi do gry, okazuje się być najlepszym wyborem. Być może trochę przepłaconym, ale gdyby tylko miał lepsze wsparcie od zespołu, to strzeliłby już więcej bramek (co nie znaczy, że i tak nie powinien mieć ich więcej niż 9). Ale jak ma strzelać, skoro jeśli tylko przeciwnik się przed nami nie położy, to my nie potrafimy nic zrobić? Dzięki, panie Manzano!
Podsumowanie, czyli adios Manzano i co dalej?
Ktoś może pomyśleć, że jak to ja mogę być kibicem Atletico, skoro nic mi się nie podoba? Czemu oglądam te marne mecze? A no właśnie dlatego, że jestem kibicem Los Colchoneros od 9 już lat i nie podobają mi się wymysły Manzano, nasza taktyka, brak chęci, motywacji i ogólny marazm. Chce o tym mówić, co mnie to martwi i sam żądam zmian, jak myślę większość fanów Rojiblancos. Przyznaję – byłem zwolennikiem Manzano, ufałem mu. Ale teraz marzę o jego zwolnieniu. Nie sprawdził się. Niech idzie do Wisły Kraków, tam może tworzyć równie radosny futbol co i u nas, ciekawy czy przebije w tym Roberta Masskanta. A co do projektu Atletico… Miał być „cannabis, whisky, ananas”, czyli zwycięstwo w Lidze Europy, kwalifikacja do Ligi Mistrzów i dobry występ w Copa del Rey. Niestety, jedyne, co mamy, to majeranek, ruska wódka i zgniłe jabłka (ciekawostka: Manzano po hiszpańsku znaczy „jabłko”), a więc średnie występy w Europie, fatalne w lidze i totalny rozkład drużyny. Tak ma wyglądać zespół, który ma zagrozić najlepszym? Wolne żarty, panie Manzano. I nawet zwycięstwa takie jak z Udinese mnie nie przekonują, bo były one możliwe tylko dlatego, że dany rywal nie chciał grać i oddał nam spotkanie za darmo. W każdym innym spotkaniu, gdzie przeciwnik postawił się nam, nasza gra wyglądała katastrofalnie i po prostu w najlepszym wypadku udaje nam się zremisować. Myślę, że jest na świecie choć jeden trener lepszy niż Gregorio, który to wszystko poukłada. Ale by dało to efekt, zmiana musi nastąpić natychmiast.
A gdy w przyszłości zapragnie nasz trener kandydować w wyborach, to mam dla niego hasło wyborcze: Jutro damy z siebie 100% tak, byście byli z nas zadowoleni! *
* Gregorio Manzano zastrzega sobie prawo do własnego rozumienia terminów takich jak „jutro” i „zadowoleni”.