Nie wiem skąd Sporting Lizbona czerpie potencjał swoich piłkarzy, ale źródło z którego korzystają obdarowuje obficie i to od bardzo dawna. Był przecież Luis Figo, Simao Sabrosa, Ricardo Quaresma, Nani i oczywiście Cristiano Ronaldo. Ale czas, w którym Sporting stał się najlepszym zaopatrzeniowcem Europy w utalentowanych skrzydłowych trwa już długo, a jego początków można się doszukiwać w 1985 roku. Wówczas na arenie międzynarodowej pojawiło się prawdziwie cudowne dziecko portugalskiego futbolu: Paulo Futre.
Paulo Jorge dos Santos Futre przyszedł na świat 28 lutego 1966 w portugalskiej miejscowości Montijo, pod Lizboną. W wieku ośmiu lat zwrócił na siebie uwagę półprofesjonalnego klubu C.D. Montijo, w którym pierwsze kroki prawie dwadzieścia lat później zaczął stawiać bramkarz Portugalii, Ricardo. Jak już wspomniałem, Montijo nie było wielkim klubem, w swojej historii tylko 3 razy wspięli się na poziom ekstraklasy: 72/73, 73/74 i 76/77. Poza tym znajdował się w „strefie wpływów” Sportingu CP, więc kwestią czasu okazało się skojarzenie Futre z zielono-białymi.
Na Alvalade zagrał nie od razu, chociaż już w 1975 roku przyjęła go tamtejsza akademia. Musiało minąć jednak sporo czasu, zanim młody Futre zadebiutował w koszulce popularnych Lwów. W Lidze Portugalskiej zadebiutował w sezonie 1983/84, gdy skończył 17 lat. W tym czasie zdołał rozegrać 21 meczów, w których trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców. Po obiecującym sezonie młokos zażądał podwyżki. Na warunki 17-latka nie przystał prezydent klubu, Joao Rocha i z lekkim sercem odprawił go do FC Porto.
Joao Rocha szybko tej decyzji pożałował. Futre z Dragoes rozegrał trzy wspaniałe lata i został okrzyknięty jednym z najbardziej uzdolnionych piłkarzy w całej Europie, a jego nazwisko trafiło do notesów scoutów najlepszych klubów. Everestem był sezon 86/87, który FC Porto zakończyło z Pucharem Mistrzów. Rewelacyjna forma ciągle stwarzającej zagrożenie ’10’ przykuła uwagę Interu Mediolan i Realu Madryt. Dlatego niedorzecznym wydawały się zapewnienia kandydata na nowego prezydenta Atleti, Jesusa Gila, który w swojej przedwyborczej kampanii obiecywał transfer Portugalczyka. Przekonanie 2. najlepszego piłkarza na świecie (w plebiscycie o Złotą Piłkę przegrał tylko z Ruudem Guillitem) zapewniło recydywiście (58 osób zginęło w wyniku zawalenia się budynku wzniesionego przez firmę Gila) fotel prezesa stołecznego klubu.
Stwierdzenie, że był wyjątkowy jest zbyt banalne. Dla madrytczyków był niezapomniany. Chociaż pisząc madrytczyków i „był” źle się wyraziłem, bo rzecz jasna nadal jest – często nawet stając się głównym bohaterem podczas prezentacji nowych graczy. Sympatie madrytczyków? Chodzi rzecz jasna o sympatię kibiców Los Rojiblancos. Gdy przyznał, iż tydzień w Hiszpanii wystarczył mu by znienawidzić Real Madryt, fani Atletico od razu uznali go za ’swojaka’, a kibice z Bernabeu uznali za dupka. Ślepo zakochany w talencie Portugalczyka był także kontrowersyjny prezes Atletico, Jesus Gil. Relacje na linii Futre-Gil były jak między ojcem i synem, choć jak sam Futre przyznał – był złym synem. Często iskrzyło między nimi, jak to zwykle bywa między dwójką ludzi, którzy nie godzą się na kompromisy. Portugalczyk – tak mówił o nim pogardliwie prezes Atletico, nie miał zamiaru tolerować publicznej krytyki całego zespołu, dlatego często dochodziło do sprzeczek w szatni i gabinecie szefa klubu, podczas których 'Wielki Paulo’ wykładał kawę na ławę popalając przy tym papierosy. Fajki zresztą towarzyszyły Portugalczykowi przez cały okres piłkarskiej kariery i w niczym mu nie przeszkadzały. W czasach świetności był nałogowym palaczem. Jego zdrowie tolerowało tytoń. Z płucami nigdy nie miał najmniejszych problemów, dlatego palenie w niczym nie mogło mu przeszkadzać – tak przynajmniej twierdził. Będąc już w tematyce zdrowotnej – tylko kolana odmawiały mu posłuszeństwa. Ich kontuzje doprowadziły Futre do rozstania się z Atleti w 1993 roku. Po tych przewlekłych urazach nigdy nie wrócił już do swojej wielkiej formy i w żadnym z kolejnych klubów – Benfice, Olympique, Milanie czy West Ham nie czarował tak, jak w stolicy Hiszpanii.
’Futre es dios’ – śpiewali w latach 90. kibice Colchoneros. Z Paulo Atletico regularnie odnosiło zwycięstwa w derbach, w szczególności na Bernabeu, gdzie padały różne wyniki, od legendarnego 0-2 (o którym za chwilę), do 0-4. Zawsze spory udział w sukcesach miał Grande Paulo, który Wikingom strzelił kilka bramek w karierze, a do kolejnych kilku przyczynił się posyłając kluczowe podania.
Najwspanialszy mecz jaki przyszło mu rozegrać to z całą pewnością derby Madrytu w finale Pucharu Króla w 1992 roku na Estadio Santiago Bernabeu, które w pamięci fanów Rojiblancos zapisało się jako jeden z najbardziej wyjątkowych wieczorów w historii klubu. Atletico pokonało odwiecznego rywala zza miedzy 2-0, a autorem pierwszej bramki był właśnie Futre, który potężnym strzałem przy krótkim słupku pokonał bramkarza madridistas Paco Buyo. Golkiper Realu Madryt przez długi czas, mówiąc łagodnie, działał Portugalczykowi na nerwy. Właściwie był jego największym wrogiem po wydarzeniu z grudnia 1988 roku, gdy doszło do derbów w lidze hiszpańskiej. Starcie między obojgiem graczy zakończyło się wykluczeniem z gry innego piłkarza Atleti, Orejuelii. Całego zajścia nie będę opisywał, gdyż możecie obejrzeć je poniżej:
Kontrowersyjna decyzja arbitra wyprowadziła Wielkiego Paulo z równowagi i Portugalczyk tego meczu również nie dokończył. W 92. minucie Real strzelił decydującego o losach spotkania gola na 2-1. Wszyscy Rojiblancos widzieli, że bramka padła ze spalonego, lecz sędzia główny – pan Martin Vazquez pozostał nieugięty wobec apelacji zawodników i bramkę zaliczył. Za niewybredne komentarze pod adresem liniowego, Futre wyleciał z boiska, a ukaraniem piłkarza zajęła się również komisja dyscyplinarna. Nie przeszkodziło to jednak Portugalczykowi w odwiedzeniu szatni sędziowskiej po zakończonym meczu, by jeszcze raz dowieść swoich racji. Portugalczyk ostatecznie zapłacił karę w wysokości 159 tysięcy peset, a zawieszenie przedłużono do 3 spotkań.
Z Atleti nie odniósł jednak spektakularnych sukcesów, bo za takie nie można uznać dwóch wygranych w Copa del Rey. Najbliżej tytułu mistrzowskiego był w 1991 roku. Wtedy Rojiblancos wyprzedziła jednak Blaugrana. Uznawany za trzeciego najwybitniejszego piłkarza Konkwistadorów zaraz po Eusebio i Luisie Figo. Pewnie gdyby nie niektóre decyzje i bezkompromisowość mógłby być jeszcze większy. Cezar Menotti, wybitny argentyński trener przepowiadał Futre świetlaną przyszłość, prorokując, że będzie jeszcze lepszy niż Maradona. Jednak po niezbyt owocnej współpracy z Paulo, szybko zmienił zdanie. Przed odejściem z Atletico zdążył powiedzieć: – prawa noga Maradony jest sto razy więcej warta niż obie Portugalczyka.
Futre to człowiek Atletico z krwi i kości. Rewelacyjny piłkarz. Piłkarz-legenda, obecnie często widywany pośród Frente Atletico na Vicente Calderón. Nigdy nie zachowuje się jak VIP, na mecze ubiera czapkę i szalik z herbem Atleti. Skacze i krzyczy razem z innymi fanatykami klubu. Co by powiedział kolegom przed kolejnymi derbami, gdyby grał teraz razem z Falcao i Adrianem? Powiedziałby, że trzeba mieć jaja, wyszedłby na boisko, gryzł trawę i najpewniej strzeliłby bramkę.