Óliver Torres jest jedną z największych nadziei nie tylko Atlético Madryt, ale także reprezentacji Hiszpanii. 31 stycznia został wypożyczony do końca sezonu do Villarrealu, dzięki czemu gra on częściej i więcej, a co za tym idzie może się rozwijać, dojrzewać i zbierać doświadczenie na najwyższym poziomie. Jak sam przyznaje, teraz myśli tylko o zakwalifikowaniu się z Żółtymi Łodziami Podwodnymi do europejskich pucharów oraz o dublecie, na jaki szansę mają Rojiblancos. Poniżej wywiad, jaki z wychowankiem Los Colchoneros przeprowadziła hiszpańska MARCA.
Na El Madrigal przechodzisz nowy etap swojej kariery. Jak się czujesz po dwóch miesiącach pobytu tam?
– Czuję się bardzo dobrze. Na początku było trudno, bo przez kontuzję barku nie mogłem grac, choć bardzo tego chciałem. Dlatego też przez pierwsze tygodnie skupiałem się przede wszystkim na poznaniu klubu i zawodników oraz dostosowaniu się do nowego otoczenia. W międzyczasie dochodziłem do pełni zdrowia. Muszę przyznać, że nowi koledzy przyjęli mnie bardzo ciepło i wspierali. Mogę im tylko dziękować.
W ciągu kilku dni Twoje życie mocno się zmieniło…
– Przejście z Atlético do Villarrealu to spora rzecz. Wiem, że przede wszystkim chodzi o to, bym jak najwięcej się nauczył. Moim celem jest rozegranie jak największej liczby minut, rozwój i, jeśli to tylko możliwe, pomoc nowemu zespołowi. Czasem tego typu kroki mogą być punktem zwrotnym kariery i wierzę, że to wypożyczenie wpłynie na mnie tylko pozytywnie.
Codzienność na Vicente Calderón różni się od tej na El Madrigal?
– Tak, niemal całkowicie. W Madrycie spędziłem większość swojego życia, mam tam szkołę, kolegów i wszystko, co mi najbliższe. Villarreal jest miastem o wiele mniejszym i cichszym. Na szczęście żyją tu świetni ludzie, a koledzy z drużyny sprawiają, że nie czuję się tu samotny i wszystko jest w porządku.
Od początku stycznia mówiło się o tym, że zostaniesz gdzieś oddany na pół roku, by grać więcej i zdobywać doświadczenie. Wszystko trwało jednak dość długo i zostało dopięte dopiero ostatniego dnia zimowego okienka…
– Wiedziałem, że potrzebne mi jest to, by na jakiś czas opuścić tak wielki i wspaniały zespół jak Rojiblancos, walczący o najwyższe cele. Nie grałem zbyt dużo, a przecież w moim wieku zbieranie doświadczenia jest kluczowe. W końcu wszyscy zgodziliśmy się, że najlepszym wyjściem będzie półroczna przeprowadzka do Villarrealu.
Gdyby nie Żółte Łodzie Podwodne, dołączyłbyś do swojego przyjaciela w Rayo Vallecano.
– Coś takiego było na rzeczy, ale mój agent zrobił wszystko, by przypieczętować pierwszą opcję.
Myślałeś, że spędzisz cały sezon na Vicente Calderón?
– Tak naprawdę nie myślałem o tego typu rzeczach. W mojej głowie jest przede wszystkim to, by zawsze dawać z siebie wszystko i wykorzystywać każdą szansę najlepiej, jak to tylko możliwe. Przede wszystkim walczę, by grać jak najwięcej minut. Tak było w Atlético, tak jest teraz w Villarrealu. Trener zawsze wie, że może na mnie liczyć.
Pewnie nie było łatwo zrozumieć, że z jednej strony kibice zwariowali na Twoim punkcie i domagali się, byś grał w niemal każdym meczu, a z drugiej szkoleniowiec tonował te nastroje, wydzielając Ci stosunkowo mało minut do gry.
– To normalna sytuacja. Cholo rozmawia ze mną i mówi mi na bieżąco o mojej sytuacji. Oczywiście chciałem grać jak najwięcej i jak najczęściej, ale jednak to nie takie proste. Rojiblancos walczą w tym sezonie o najwyższe cele, każdy mecz jest niezwykle ważny, a kadra mocna i konkurencyjna. Musiałem patrzeć na wszystko realistycznie. W końcu podjęliśmy decyzję o wypożyczeniu.
Mimo wszystko Diego Simeone ma ogromny udział w tym, jakim piłkarzem jesteś teraz.
– Oczywiście! To niezwykle ważny człowiek w procesie mojego rozwoju. Podobnie jak Julen Lopetegui, który dał mi szansę w młodzieżowej reprezentacji, dzięki czemu czuję się jeszcze lepiej. Zawdzięczam im bardzo, bardzo wiele.
Co pomyślałeś, gdy dowiedziałeś się, że Diego Ribas wraca na Vicente Calderón?
– Nie miałem wiele czasu do namysłu. Mój agent zadzwonił do mnie i powiedział, że jest możliwość trójstronnej transakcji, w ramach której on przychodzi, a ja idę na wypożyczenie. Czułem, że to ważny moment, wielka zmiana. Nie wahałem się jednak ani chwili, zdecydowałem się przejść do Villarrealu, bo to świetny, ambitny zespół z mądrym trenerem. Na El Madrigal mogę się wiele nauczyć.
To najlepszy sposób, by niedługo być w Atlético kimś ważnym?
– Zdaję sobie sprawę, że piłkarze muszą radzić sobie w każdej sytuacji, nawet tej trudnej. Czasem trzeba zmienić otoczenie, by móc zacząć grać i nabierać doświadczenia, by później móc wrócić o wiele silniejszym, lepszym. Bez ciężkiej pracy nie będzie żadnych efektów. Na pewno miesiące spędzone tu zadziałają na moją korzyść i gdy w lecie przyjadę z powrotem na Vicente Calderón będę już na zupełnie innym etapie.
Patrząc tylko na boisko, to styl gry preferowany przez Marcelino bardziej odpowiada Twojej piłkarskiej charakterystyce?
– Cóż, w taktyce Atlético i Villarrealu są różnice, ale są też podobieństwa. Obaj trenerzy stawiają przede wszystkim na intensywność i zaangażowanie. Oczkiem w głowie Cholo jest solidna defensywa, podczas gdy mój obecny trener chce przede wszystkim grać szybko piłką i efektywnie atakować. To znakomici szkoleniowcy.
Jakie zmiany zaszły w Twoim życiu na poziomie osobistym?
– Nie jest łatwo się przyzwyczaić, bo w Madrycie jest o wiele więcej możliwości rozerwania się. Nie martwię się tym jednak, bo jestem typem człowieka, który zawsze znajdzie sobie coś do roboty i potrafi jakoś wypełnić wolny czas.
Spokój, jaki można znaleźć w mniejszym mieście był Ci potrzebny?
– Tak. Myślę, że to dla mnie dobra sytuacja. Jestem spokojną osobą, która lubi skupiać się przede wszystkim na swojej pracy. Nie ma mnie tu w centrum uwagi, co pomoże mi skoncentrować się na moim rozwoju.
Marcelino mocno w Ciebie zainwestował. Ściągnął Cię, choć byłeś kontuzjowany i teraz daje Ci sporo minut.
– Już pierwszego dnia powiedział mi, czego ode mnie oczekuje. Przede wszystkim mam grać najlepiej jak potrafię. Staram się więc to robić, bo wiem, że jeśli zacznę prezentować się kiepsko, to usiądę na ławce i ciężko będzie z niej wstać.
Przygoda z Villarrealem kończy się w czerwcu, czy też chciałbyś zostać tu na jeszcze jeden sezon?
– Na razie zostaję na El Madrigal do końca sezonu i w tym czasie pracuję na to, by stawać się coraz lepszym piłkarzem. Nie ukrywam, że czuje się tu bardzo dobrze. Myślę, że w czerwcu zostanie podjęta decyzja co do mojej przyszłości i w zasadzie nic jeszcze nie jest wykluczone.
Wydaje się, że Żółte Łodzie Podwodne są idealnym miejscem dla młodych zawodników…
– Tak, to prawda. Można się tu bardzo rozwinąć. Zresztą istnieje tu bardzo dobra szkółka, w której co chwila pojawia się jakiś talent. To zespół, który opiera się na młodych zawodnikach. Stopniowo buduje się tu coraz mocniejszą ekipę, mającą w swoich szeregach coraz lepszych piłkarzy.
Z drugiej strony to, co dzieje się teraz w Atlético jest dla wielu spełnieniem marzeń. Nie żałujesz, że Cię tam teraz nie ma?
– Nie, bo tak naprawdę nie mam czasu tęsknić. Na bieżąco śledzę, co dzieje się w klubie. Oglądam każdy mecz i cieszę się, że dzieje się tak wspaniale. Poza tym wiem, że pobyt w Villarrealu da mi bardzo dużo i pomoże mi przebić się na Vicente Calderón.
Czujesz, że jesteś jakąś częścią obecnych sukcesów Rojiblancos?
– No jasne, w końcu wychowałem się tam, a w tym sezonie przez pierwsze pół roku dawałem z siebie wszystko na treningach i w spotkaniach. Koncentruję się teraz na Żółtych Łodziach Podwodnych, ale i tak niemal cały czas myślę o Atlético, bo to jest mój dom i moja przyszłość.
Myślisz, że uda im się wywalczyć tytuł?
– Nie, bo jestem pewien, że zdobędą dwa.
Mecz przeciwko Rojiblancos byłby dla Ciebie pewnie czymś szczególnym, ale niestety w nim nie zagrasz…
– Tak, to byłby dla mnie wyjątkowy występ. Obejrzę go w domu i mam nadzieję, że padnie wynik, który z jednej strony przybliży Atlético do mistrzostwa, a z drugiej sprawi, że Villarreal przybliży się do europejskich pucharów.
Niektórzy uważają, że w przypadku występu miałbyś niewiele do zyskania, a wiele do stracenia.
– No tak, wystarczy sobie wyobrazić, że w ostatniej minucie otrzymuję podanie, mam przed sobą pustą bramkę i już tylko ja mogę dać zwycięstwo Żółtym Łodziom Podwodnym… Nie dowiemy się jednak, co by się wówczas wydarzyło, bo ja nie mogę zagrać.
Jak Villarreal może zatrzymac Los Colchoneros? Na jesieni wywalczyli remis.
– To ciężkie zadanie, zwłaszcza na Vicente Calderón. Trzeba zagrać perfekcyjny mecz i nie popełniać żadnych, nawet najmniejszych błędów.
Na szczęście w Atlético zabraknie Diego Costy.
– To będzie duża strata, bo to znakomity piłkarz, który daje zespołowi bardzo wiele dobrego. Potrafi zrobić różnicę na boisku.
Co jest teraz największą zaletą Rojiblancos?
– Bycie zespołem. Nie ma miejsca na indywidualności – wszyscy tworzą jedną, zgraną drużynę. Każdy sukces opiera się przede wszystkim na tym.
A jak jest w przypadku Villarrealu?
– Tutaj kluczem jest nadzieja i ambicje. Każdy wierzy, że uda się dostać do europejskich pucharów i to zaledwie rok po tym, jak udało się wrócić do La Liga po rocznym pobycie w drugiej lidze.
Utrzymujesz kontakt z kolegami z Vicente Calderón?
– Tak, z niektórymi często się kontaktuję. Na przykład z Javim Manquillo, z którym łączy mnie również reprezentacja. Wspólnie wiele już doświadczyliśmy, znamy się od bardzo dawna. Rozmawiam także z Tiago, który jest dla mnie jednym z autorytetów. W szatni wiele się już od niego nauczyłem.
Dobrze, że nie zagra, bo mogło by się tak zdarzyć, że dzięki niemu Villarreal mógłby załóżmy zremisować, a co w dalszej konsekwencji mogło by doprowadzić do tego, że akurat te 2 stracone punkty zabrały nam szanse na mistrza. Ja na jego miejscu chyba sam powiedziałbym trenerowi, że nie chcę grać w tym meczu.