Diego Costa musiał przejść bardzo długą i wyboistą drogę zanim na stałe zadomowił się w pierwszej drużynie Atletico Madryt. Na początku sporo wypożyczeń, potem transfer do Realu Valladolid i powrót po roku na Vicente Calderon. Dodatkowo pojawiało się trochę kłopotów zdrowotnych. Wydawało się, że kontuzja, której doznał ponad rok temu nie pozwoli mu już nigdy więcej grać na wysokim poziomie. Brazylijczyk się jednak nie poddał i gdy tylko doszedł do siebie pokazał w trakcie wypożyczenia do Rayo Vallecano, że nie zapomniał jak się kopie piłkę. Teraz mało który kibic Rojiblancos wyobraża sobie kadrę meczową bez tego 24-latka, a wielu z nich uważa wręcz, że na tę chwilę Costa (do tej pory 7 meczów, 2 bramki i 6 asyst w tym sezonie) jest o wiele bardziej przydatnym zawodnikiem niż Adrian Lopez. Poniżej prezentujemy tłumaczenie wywiadu, który ukazał się wczoraj w hiszpańskiej MARCE:
Jesteś w Madrycie od ponad 5 lat. Trochę czasu jednak musiało upłynąć zanim w końcu zacząłeś odgrywać w tym klubie ważną rolę. Jak to wytłumaczysz?
Cóż, wszystko ma jakiś powód. Do Europy przyjechałem w bardzo młodym wieku. Ligi portugalska i hiszpańska były dla mnie zupełną nowością, a do tego z reguły miałem ogromną konkurencję w ataku. Starałem się korzystać z każdej danej mi minuty. Cieszę się, że w 2007 roku zainteresowało się mną Atletico, bo to był dla mnie bardzo ważny moment.
Czyli na początku byłeś po prostu za młody?
Jasne, że tak. Kilka lat temu myślałem w zupełnie innych kategoriach niż teraz. Udało mi się jednak dojrzeć, dzięki czemu patrzę na wszystko w odpowiedni sposób i jestem tu po to, by walczyć o miejsce w składzie klubu, który jest jednym z najwspanialszych w Hiszpanii.
Gdy pojawiłeś się na Vicente Calderon spotkałeś Kuna i Forlana i wówczas praktycznie nie grałeś.
Tak, musiałem rywalizować wówczas z dwoma naprawdę świetnymi napastnikami, z których jeden był, a drugi jest jednym z najlepszych piłkarzy na tej pozycji. To był dla mnie bardzo trudny okres, ale nauczyłem się wówczas bardzo wielu rzeczy, dzięki którym jestem teraz w takim, a nie innym miejscu i mam nadzieję, że szybko się to nie zmieni.
Ale nie przeszkadzało Ci to, że oni praktycznie sami grali w ataku Atletico, a Ty przez dwa sezony musiałeś prezentować swoje umiejętności na boiskach drugoligowych?
Nie, ani trochę. Zdawałem sobie wówczas sprawę, że aby kiedyś grać dla pierwszego zespołu Rojiblancos muszę się jeszcze trochę nauczyć, a to było ku temu dobrą okazją. Jak widać nie było to błędem ze strony klubu, bo tam przynajmniej mogłem grać, strzeliłem parę goli i miało to duży wpływ na moją karierę i na to, że teraz jestem naprawdę dobrym napastnikiem.
Teraz wreszcie stałeś się ważną częścią Atletico i pomagasz drużynie strzelając i wypracowując gole.
Tak, to prawda, ale nasze wyniki to zasługa całego zespołu. Wiesz, teraz jest tu nieco inaczej i wszyscy piłkarze są ważni, wszyscy dostają od trenera szansę. Trzeba ciężko pracować aby nie zostać w tyle, bo jedno potknięcie i łatwo można wypaść ze składu, tym bardziej że kadrę mamy bardzo mocną i wyrównaną.
Myślałeś w lecie o tym, że może pozostanie na Vicente Calderon jest błędem?
Nie. Wiedziałem, że są oferty z innych klubów, w których byłbym nawet pierwszym napastnikiem, ale prawda jest taka, że powiedziałem mojemu agentowi, że chcę zostać w Madrycie. Kocham to miasto, ten klub, tych ludzi i cieszę się, że powoli spełniają się moje marzenia. Jestem tu szczęśliwy i chcę ciężko trenować po to, by grać dla tego zespołu jak najczęściej.
Po latach adaptacji i pokonaniu wielu przeszkód wreszcie przyszła nagroda.
Tak, to pokazuje, że nie można się załamywać i trzeba trenować i wierzyć w to, że w końcu się uda. Dodatkowo mam to szczęście, że obecny trener Atletico to świetny człowiek, który potrafi pracować z piłkarzami. Zaufał mi, dzięki czemu miałem jeszcze większą motywację do treningów i teraz zbieram tego owoce.
Było jednak jeszcze coś, od czego było uzależnione Twoje pozostanie w Madrycie…
Tak, wszystko rozgrywało się o miejsce dla zawodników bez paszportu UE. Wiadomo było, że wszystko rozgrywa się pomiędzy mną i Eduardo Salvio, bo Falcao i Miranda to najważniejsi gracze i oni musieli zostać. W końcu okazało się, że Toto odszedł, dzięki czemu zrobiło się miejsce dla mnie i byłem szczęśliwy, że dostanę szansę walki o miejsce w składzie. On jest wspaniałym zawodnikiem i ma ogromne umiejętności, ale klub potrzebował pieniędzy, a za niego mógł dostać ich więcej. Dwa miesiące temu nie byłem pewien swojej przyszłości, a teraz praktycznie jestem jej pewien.
Jak to teraz wygląda w Atletico jeśli chodzi o strzelanie goli?
Wiadomo, że kluczowym graczem jest Falcao. To on zapewnia nam najwięcej trafień i często przesądza o wyniku spotkania. Trener ma jednak przede wszystkim zgrany zespół, w którym każdy jest w stanie wziąć na siebie ciężar gry, jak np. Raul Garcia. To również świetny zawodnik, który umie współpracować ze wszystkimi. To dobrze, że w każdej chwili niemal każdy piłkarz może wejść na boisko i wygrać nam spotkanie.
No właśnie, wcześniej konkurowałeś z Aguero i Forlanem, a teraz za przeciwnika masz El Tigre. Jest ciężej?
Na pewno nie jest łatwo, ale właśnie o to chodzi. Konkurencja jest dobra i im jest wyższa, tym lepiej dla zespołu, bo wówczas każdy z nas wie, że musi dawać z siebie 110%. Od tej pierwszej dwójki wiele się nauczyłem, a jeśli chodzi o Falcao, to rywalizacja z nim jest czystą przyjemnością i również przydatną nauką. Jednak można zauważyć, że nie gram tylko jako napastnik. Często operuję gdzieś z boku, na skrzydle lub czasem za plecami wysuniętego napastnika i ja to rozumiem, bo jestem w stanie grać tam, gdzie aktualnie wymaga tego trener. Póki co wszystko idzie dobrze.
Jak na razie w lidze radzicie sobie wyśmienicie. Jesteście w stanie utrzymać obecną pozycję?
Nie można teraz tego stwierdzić. Do końca sezonu zostało jeszcze bardzo dużo meczów i choć teraz jesteśmy wiceliderem, to po ostatniej kolejce możemy być o wiele niżej. Najlepiej jest iść krok po kroku i skupiać się tylko na tym, co bezpośrednio przed nami. Barcelona i Real są najlepszymi klubami na świecie i trzeba być ostrożnym, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że i my jesteśmy w tej chwili bardzo silni. Nie ma co myśleć o ewentualnym mistrzostwie, bo to jest naprawdę niepotrzebne w tym momencie.
Czyli celem jest na razie tylko pierwsza czwórka?
Dokładnie tak. Chcemy zakwalifikować się do Ligi Mistrzów, choć nie będzie to łatwe, bo jest wiele zespołów z podobnymi aspiracjami i o podobnej sile. Czas pokaże jak ta walka się zakończy.
Ale musisz zgodzić się z tym, że coś istotnego się zmieniło, bo ostatnio ciężko było Wam wygrywać mecze takie jak z Espanyolem, Rayo Vallecano i Malagą.
Tak. Jeszcze w poprzednim sezonie takie spotkania zakończyłyby się remisem lub porażką, ale nie tym razem. Kluczem do tego jest trener i to jak z nami rozmawia, pracuje, czego wymaga i jaką taktykę ustala. Nie można zawsze grać pięknych spotkań, ale najważniejsze jest to, by dawać z siebie 100% i wygrywać. Do tego wszyscy wiemy, że bycie Rojiblancos to coś więcej niż bycie piłkarzem w jakimś innym klubie. To wszystko nakłada się na siebie i powoduje takie, a nie inne wyniki.
Na koniec powiedz tylko jakie są Twoje osobiste cele, marzenia?
Przede wszystkim omijają mnie urazy i oby było tak jak najdłużej, bo to jest najgorsze, co może się przytrafić. Chciałbym też kiedyś być tak ważnym graczem Atletico, by ludzie mówili: 'Mamy Diego Costę, więc możemy spać spokojnie’. Poza tym codziennie ciężko trenuję po to, by być jak najlepszym piłkarzem. Chcę odnosić sukcesy w tym klubie i to nie tylko moje marzenie, ale również każdego z moich kolegów z zespołu. Jestem w Madrycie już pięć lat i wierzę w to, że wszystko będzie dobrze i że będę tu szczęśliwy jeszcze przez długi czas.