Alessio Cerci został w Madrycie i nie poleciał razem z drużyną do Arabii Saudyjskiej. Wydawało się, że ma to związek z rychłym ogłoszeniem jego przejścia do Bolognii, jednak coraz więcej spraw stoi temu na przeszkodzie.
Włosi wznowili niedawno swoje zainteresowanie piłkarzem, którego ściągnęliby już w lecie gdyby nie problemy z jego kolanem. Teraz 29-latek jest już zdrowy i zdatny do gry i choć ekipa z Serie A chce gruntowanie przebadać jego kolano przed podpisaniem kontraktu, wydaje się to być czystą formalnością.
Problem leży gdzie indziej. Początkowo Rossoblu czekali aż w stolicy Hiszpanii zjawi się Diego Simeone, który wraz ze swoim sztabem szkoleniowym miał podjąć decyzję odnośnie przyszłości doświadczonego pomocnika. Na razie jednak Bologna nie może znaleźć wspólnego języka z samym zawodnikiem.
Według włoskich gazet, największą przeszkodą nadal jest kwestia zarobków. Włoski klub jest w stanie zaproponować co najwyżej 500-600 tysięcy euro za sezon, podczas gdy na Vicente Calderón Alessio Cerci zgarnia ponad 2,5 miliona euro za sezon. Rossoblu powoli wycofują się również z pomysłu obowiązkowej opcji wykupu (około 8-10 milionów euro), uznając to za zbyt ryzykowne posunięcie. Zwykłym półrocznym wypożyczeniem nie jest zainteresowane Atlético.
Kontrakt 29-latka z Colchoneros wygasa w 2018 roku i madrycki klub chce odzyskać jak największą część pieniędzy, które zapłacono kilka lat temu Torino (16 milionów euro). Jeśli impas w rozmowach z Bologną nie zostanie przełamany, Alessio Cerci najprawdopodobniej zostanie do końca sezonu w ekipie Rojiblancos, zwłaszcza że Włosi monitorują już sytuacją Jonathana Biabany’ego z Interu, który jest alternatywą w przypadku niepowodzenia negocjacji w sprawie gracza Atlético.
Źródło: Mundo Deportivo