W ciągu pierwszych miesięcy obecnego sezonu był jednym z najlepszych graczy Atlético. Od początku pozytywnie się wyróżniał, dzięki czemu wywalczył pozycję bramkarza nr 1. O swoich początkach i dotychczasowym pobycie w Atlético dziennikowi As opowiedział Miguel Ángel Moyá.
Czy przeanalizowałeś to, co stało się w czasie meczu z Valencią?
– Chcieliśmy potwierdzić nasze aspiracje w czasie bardzo trudnego tygodnia, kiedy graliśmy z Sevillą, Juventusem i Valencią. Są takie chwile w piłce nożnej, gdy nie można wyjaśnić pewnych porażek. To co się stało w czasie pierwszego kwadransa – nie można tego przeanalizować.
Zaskoczyli nas bardzo wcześnie swoim stylem i ruchliwością, co okazało się dla nas bardzo niekorzystne. Jeśli trener do tego nie wracał, lepiej żebyśmy też tego nie robili. Kiedy znów będziemy razem i Cholo uzna to za stosowne, to wrócimy i omówimy pewne sprawy. Mimo wszystko, początek sezonu możemy uznać za udany.
Do Atlético przylgnęła opinia drużyny bardzo brutalnej…
– Słyszeliśmy to i nic nie możemy z tym zrobić, ale myślę, że ta opinia została wykreowana przez media. Traktujemy to z humorem. Jest to dla nas absolutnie nieważne i nie chcemy kreować żadnych kontrowersji. Jest wiele drużyn, nie tylko Atlético, które bazują na intensywnej grze. To jest sport kontaktowy i grając zgodnie z zasadami jesteśmy mocni. To nam pomaga. Nie lubię, kiedy ludzie nazywają nas brutalnymi, gramy twardo i intensywnie, ale nie mam magicznej różdżki, którą mógłbym zmienić opinie ludzi.
Kiedy tu przybyłeś powiedziałeś, że nie chcesz być drugim wyborem. Czy sądzisz, że przez kwotę transferu Oblaka byłeś trochę niedoceniany?
– To oczywiste, że są sytuacje, w których rozmiar transferu kreuje oczekiwania i entuzjazm. Myślę też, że niektórzy uważnie śledzili La Liga i znali mnie. Generalnie uważam, że kibice myśleli, iż pozycja bramkarza jest dobrze obsadzona dzięki takiemu golkiperowi jak ja, który już trochę grał w La Liga oraz Oblakowi, przed którym jest świetlana przyszłość.
Kibice tworzą swoje składy, ale oczywiście to trener wybiera. Jedyną rzeczą, jaką staram się robić jest utrudnienie tego wyboru, poprzez bycie dobrze przygotowanym i konkurencyjnym.
Zacząłeś dobrze, wygrywając Superpuchar, ale ustąpiłeś Oblakowi w momencie rozpoczęcia rozgrywek Ligi Mistrzów. Co wtedy myślałeś i co mówił Simeone?
– Powiedział mi, że chciał wystawić Jana, bo uważał to za odpowiednie. Pomimo rozegrania 10 spotkań w barwach Atlético w tym sezonie moje podejście się nie zmieniło. Trzeba się nauczyć, że kiedy zamiast Ciebie gra kolega, narzekanie i protestowanie nie jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Zamiast tego, trzeba pokazać swoją gotowość w czasie sesji treningowych. To trener zawsze wybiera i to on zawsze nam mówi dlaczego dane rozwiązanie jest najlepsze dla zespołu.
Ostatnio pozycja bramkarza stała się bardzo mocno dyskutowanym tematem, szczególnie w przypadku najlepszych drużyn. Czy popierasz pomysł rotowania bramkarzami?
– Kiedy debiutowałem w La Liga i w ciągu kolejnych pięciu-sześciu lat, nie był to tak popularny temat. Podstawą było posiadanie pierwszego bramkarza i jego zastępcy. W ostatnich latach ważni zrobili się trenerzy mający inne spojrzenie, a Ci starzy zmienili swoje podejście. Posiadanie dwóch bramkarzy na wysokim poziomie zwiększa rywalizację, ale też nastręcza dodatkowych problemów trenerom.
W teorii zawodnicy przychodzą jako Ci drugiego wyboru lub rezerwowi, ale trenerzy chcą dawać im szanse i dzięki temu grają. To właśnie widać w Europie i coraz częściej trzeba myśleć o rotacji w kontekście naszej pozycji, w różnych rozgrywkach bądź w tych samych.
W Lidze Mistrzów nie grałeś w Atenach, ale grałeś w meczu z Juventusem przeciwko Buffonowi, który do tego meczu był niepokonany. Czy było to coś specjalnego dla Ciebie?
– Tak, ponieważ debiutując w Lidze Mistrzów w barwach Valencii doznałem kontuzji, zostałem zmieniony i już mogłem nie wrócić do tych rozgrywek. Bardzo czekałem na ten mecz [z Juventusem] i wszystko poszło perfekcyjnie. Zadebiutować, wygrać i zachować czyste konto przeciwko zespołowi, który do tego momentu nie przegrał i ma takiego bramkarza…
Przegrana w Atenach oznaczała, że nie możemy sobie pozwolić na kolejną porażkę. Drużyna podeszła do meczu skoncentrowana, co było niezbędne. Wiedzieliśmy jak mamy zagrać i to, że musimy cierpieć w niektórych momentach. Myślę, iż dobrze się im przeciwstawiliśmy, gdyż nie pamiętam, żeby mieli jakieś strzały na bramkę.
Pokazałeś opanowanie w trudnych momentach…
– Po latach doświadczeń zdałem sobie sprawę, że w czasie meczu intuicyjnie wykonuję drobne rzeczy, których bym nie zrobił osiem czy dziesięć lat temu z powodu zbyt wielkiej impulsywności. Posiadanie młodych, żywiołowych bramkarzy jest dla zespołu korzystne, ale czasami golkiperzy muszą przekazywać spokój poprzez drobne gesty, takie jak rzucenie się na ziemię na kilka sekund by przytrzymać piłkę, czy też komunikowanie się z zespołem, kiedy ten tego potrzebuje. Takich rzeczy nie można kupić lub się nauczyć: one przychodzą z czasem. Tiago i Gabi też są tego przykładami.
Po dobrym początku sezonu wraz z kolegami zajmujecie piąte miejsce. Czy to pozycja, której oczekiwaliście?
– Naszymi rywalami są Sevilla, Valencia i Athletic. Jeśli chodzi o dwóch pozostałych, to jeśli będziemy blisko nich, będzie bardzo dobrze. Na ten moment Valencia i Sevilla są przed nami i musimy spróbować zmniejszyć straty jak najszybciej się da. Nasza pozycja w tabeli nie jest zła, ale chcemy więcej. Jednakże, nie lubię patrzeć dalej niż na najbliższy mecz [z Espanyolem]. To nasza najbliższa misja.
Czy zauważyłeś, że rywale grając z wami są bardziej zmotywowani, gdyż mierzą się z mistrzem?
– Być może. Granie przeciwko wielkim zespołom jest zawsze ekscytujące. Real, Barça, Atlético, Valencia… Może przez to, że Atlético jest mistrzem nasi przeciwnicy są bardziej zmotywowani, ale my zawsze wychodzimy grać tak samo. To co osiągnięto w zeszłym sezonie będzie trudne do powtórzenia. Bardzo chcielibyśmy to zrobić, ale musimy być świadomi faktu, że Atlético wygrało tytuł myśląc o innych drużynach, jako o bezpośrednich rywalach. Na końcu Atlético uznano za wielki zespół.
Chociaż prasa może tego nie lubić i postrzegać nas jako czarnego konia, my tego tak nie widzimy. Jesteśmy realistami, nasze miejsce to trzecie-czwarte, a walczymy przeciwko Valencii, Sevilli i Athletikowi oraz innym drużynom obracających się w tych rejonach tabeli. Real i Barcelona są na innym poziomie budżetu oraz innych rzeczy. Mimo to, staramy się im postawić na boisku i czasami się udaje.