Jednym z naigorętszych nazwisk we włoskiej Serie A jest obecnie Mauro Icardi. Młody snajper to prawdziwe objawienie tego sezonu. Pomimo że za niecały tydzień skończy dopiero 20 lat, to już teraz stał się czołowym napastnikiem Sampdorii. Jak dotąd, w 18 meczach strzelił 9 goli, z czego 2 bramki zdobył w wyjazdowym wygranym starciu z Juventusem (2:1), a 4 trafienia zaliczył w pojedynku z Pescarą (6:0). W ostatniej kolejce pokonał także bramkarz Romy (3:1). Ogromne zainteresowanie jego usługami wykazuje Inter, który jest w stanie zapłacić za niego 16.000.000 €. Gdzieś w cieniu tych plotek rozgrywa się także walka o to, czy Icardo ma grać w reprezentacji Włoch, czy w reprezentacji Argentyny (z powodzeniem występuje w tamtejszym zespole do lat 20).
No dobra, ale co on ma wspólnego z Atletico Madryt? Okazuje się, że bardzo dużo. Mianowicie prawie pięć lat temu Rojiblancos mieli szansę podpisać z nim kontrakt, ale niestety, krótko mówiąc – spóźnili się. Najszybsza okazała się FC Barcelona, choć o pozyskane go walczyły m.in. takie kluby jak Real Madryt, Arsenal, Villarreal i Liverpool. Jak doszło do tego, że Los Colchoneros przegapili swoją okazję?
Główną rolę odgrywa tu przede wszystkim jedna postać, którą jest Jose Antonio Sosa Espinel. Swego czasu (lata 2006-2007) był on częścią sztabu szkoleniowego Atletico B. Choć ostatecznie pożegnał się z Vicente Calderon, to nigdy nie ukrywał, że darzy Rojiblancos sporą sympatią. W 2008 roku był on dyrektorem sportowym w UD Vecindario (taki tam klubik z Wysp Kanaryjskich). To właśnie w tej drużynie wychowywał się Icardi i w ciągu siedmiu lat strzelił łącznie ponad pięćset goli. Espinel był nim oczarowany, więc postanowił od razu opowiedzieć o nim Jose Marii Amorrortu, który pracował wówczas w Atletico Madryt jako dyrektor do spraw piłki młodzieżowej.
Niestety, władze z Vicente Calderon ociągali się z podjęciem decyzji na tyle długo, że z rodzicami młodego chłopca skontaktowali się przedstawiciele FC Barcelony i niemal natychmiast przekonali ich do wysłania syna do ich sławnej szkółki. Nie pomogła interwencja Miguela Angela Gila i Espinela. Było już za późno. Icardi zdecydował, że jego następnym krokiem w karierze będzie La Masia. Na Wyspy Kanaryjskie poleciał nawet Amorrortu, ale i to nic nie dało.
Temat upadł, a pobyt napastnika w młodzieżówce Dumy Katalonii nie był zbyt udany, przez co w styczniu 2011 roku został wypożyczony na pół roku do rezerw Sampdorii. Po zakończeniu sezonu włoski klub zdecydował się go kupić i zapłacił za niego… 400.000 €. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo dziś Iscardi jest coraz większą gwiazdą i kwestią czasu jest jego odejście do lepszego klubu. Na Stadio Luigi Ferraris się jednak tym nie martwią, bo zysk na tym piłkarzu będzie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, ogromny. I pomyśleć, że na miejscu Włochów mogło być Atletico Madryt…