Mario Suárez spędził na Vicente Calderón, z krótkimi przerwami, szesnaście lat. Wywalczył z Atlético pięć tytułów. Jak sam przyznaje, płakał na murawie w Lizbonie i na trybunach w Mediolanie.
Po odejściu z Madrytu nie przebił się we Fiorentinie, z której w połowie poprzedniego sezonu odszedł do Watfordu. Pod koniec tegorocznego letniego okienka został wypożyczony do Valencii i już jutro zagra przeciwko swoim byłym kolegom. Zapraszamy do zapoznania się z wywiadem, jaki z Hiszpanem przeprowadziła hiszpańska MARCA.
Minął nieco ponad miesiąc, a Ty już oczekujesz trzeciego trenera w Valencii…
– Nie ukrywam, że wiedziałem, gdzie przychodzę. Wiele razy grałem przeciwko Valencii i znam specyfikę tego klubu. Choć ma za sobą nie najlepszy rok, to nadal klub ze znakomitą historią i wielkimi tradycjami i każdy chciałby tu zagrać. Czasem nie wszystko układa się dobrze, ale Valencia potrafi podnieść się z każdego kryzysu i wrócić do chwały.
Krok po kroku będziemy widzieć coraz lepszego Mario?
– Wiem, że mogę dawać z siebie więcej i im szybciej to nastąpi, tym lepiej. Mam za sobą trudny rok, zarówno pod względem osobistym, jak i piłkarskim. Po odejściu z Atlético brakowało mi regularności w grze. Trochę się to zmieniło gdy odszedłem do Anglii, by pracować razem z Quique. Z oczywistych względów nie mogłem z Valencią przepracować okresu przygotowawczego, ale czuję się dobrze. Wiem, że w meczach z Eibarem i Betisem zagrałem słabo, nie byłem sobą. Każdego dnia jednak pracuję nad tym, by być w coraz lepszej formie. Z każdym kolejnym spotkaniem jestem tego bliżej.
Twój zespół, grając trzema pomocnikami, potrzebuje mocnego środka pola.
– W każdej drużynie ta forma jest kluczowa. Musi być odpowiednio skonstruowana, by dawać balans, wsparcie, krycie. Moja pozycja jest bardzo ważna na boisku, ale gram na niej od dziecka i wiem jaka wiąże się z nią odpowiedzialność. Z kolegami rozumiemy się coraz lepiej. Jest trochę nowych twarzy, są też piłkarze młodzi. Na wszystko potrzeba czasu. Start sezonu nie był najlepszy, ale powoli się odkuwamy i czujemy coraz lepiej.
Dani Parejo ma na sobie olbrzymią presję…
– To trudna sytuacja. Ci, którzy przebywają z nim na co dzień, znają jego umiejętności i wartość. W swojej karierze strzelił mnóstwo fantastycznych goli i zaliczył wiele świetnych asyst. Fani są wymagający względem niego, bo wierzą, że stać go na więcej. Muszą jednak pamiętać, że Dani daje z siebie wszystko na każdym treningu i w każdym meczu. Nigdy się nie ukrywa i nie ucieka od odpowiedzialności. Czasem jego podania są niecelne, ale to dlatego, że zawsze stara się podejmować ryzyko. Potrzebujemy go.
Na Mestalla przyjeżdża teraz Atlético. To musi być dla Ciebie szczególny mecz, prawda?
– To pierwszy raz, gdy gram przeciwko klubowi, w którym się wychowałem. Nie jest łatwo grać przeciwko byłym kolegom, trenerom, całemu sztabowi, wszystkim… Nie ma jednak miejsca na sentymenty, dam z siebie wszystko i chcę wygrać. Kocham Atlético, ale muszę patrzeć na to, co jest najważniejsze dla mojego obecnego zespołu. Chcę, by wygrali wszystkie mecze w tym sezonie poza tymi z Valencią.
Wygląda na to, że po słabym starcie ekipa Cholo wróciła do swojej najlepszej wersji…
– Od pięciu lat piłkarze pracują z tym samym trenerem, sztabem, z tą samą filozofią i pomysłem na grę. Grają na pamięć, wręcz mechanicznie, z sezonu na sezon zmienia się naprawdę niewiele. My z kolei przeżyliśmy w lecie wiele roszad i zaczęliśmy rozgrywki z trenerem, którego tu już nie ma. Teraz opiekuje się nami Voro, a my oczekujemy kolejnego szkoleniowca. Jeśli chcemy coś ugrać z Atlético, musimy zagrać naprawdę wielki futbol. Potrzebna jest intensywność i odpowiednia agresja. Mamy odpowiednią jakość, ale musimy lepiej ją wykorzystywać.
Okres w Atlético obfitował w emocje…
– Finał w Lizbonie jest moim najgorszym sportowym wspomnieniem. W Mediolanie też czułem się okropnie, współczułem moim kolegom i wszystkim innym kibicom. Bolało, że triumf w Lidze Mistrzów znów wymknął nam się z rąk.
Atlético się jednak nie załamuje i znów próbuje grać o wszystko. W środę pokonali Bayern, trochę ich ten mecz kosztował sił…
– Wiem, ale wiem również jak wielką pracę wykonuje tam Cholo wspólnie z Profe Ortegą. Ten zespół jest w pełni przystosowany do gry na najwyższym poziomie co trzy dni. Im więcej grasz, w tym lepszym rytmie jesteś. Swoją drogą środowy mecz był dla Atlético bardzo komfortowy. To Bayern operował piłką, bijąc głową w mur, nadziewając się na kontry. Jestem pewien, że będą jutro w perfekcyjnej formie fizycznej. Musimy być gotowi na 120%. Nie możemy popełnić żadnego błędu.
Atlético to przykład dla innych?
– Stabilizacja na ławce to fundamentalna sprawa. Żeby osiągnąć sukces, trzeba iść ku niemu małymi krokami i ciężko pracować. Tylko to da odpowiednie efekty. Gdy nie dokonuje się rewolucji, a wszystko idzie dobrze, każdy zawodnik chce zostać, wszyscy czują się znakomicie i są głodni dalszej pracy i sukcesów. Atlético jest przykładem na to, jak konkurować z najlepszymi. Musisz dawać z siebie wszystko i każdego dnia pracować z pokorą. W Valencii mamy podstawy, by iść w tym kierunku. Jesteśmy najmłodszą ekipą w stawce i mamy spory potencjał.
Zmierzysz się z Koke, który jest w fantastycznej formie.
– Zgadzam się. Wielu porównuje go do Xaviego. Biorąc jednak pod uwagę różnicę w czasie, Koke jest, według mnie, piłkarzem bardziej kompletnym. Może grać w środku pola, jako rozgrywający lub na boku pomocy. Ciężko pracuje, ma ogromne umiejętności i znakomicie wykonuje stałe fragmenty. A ma dopiero 24 lata! Ma wszystko, by stać się jednym z najlepszych na świecie. Cieszę się z tego i życzę mu wszystkiego, co najlepsze.
Na horyzoncie czeka już nowy trener…
– Paki i jego sztab dali z siebie wszystko. Teraz pracujemy z Voro i to z nim przygotowujemy się do jutrzejszego meczu. Musimy się skupić na tym, by odnieść zwycięstwo. Później przyjdzie dwutygodniowa przerwa, w trakcie której będziemy musieli jak najlepiej dotrzeć się z nowym trenerem. Mamy nadzieję, że wspólnie sprawimy, iż Valencia wróci na szczyt.
Źródło: MARCA