Absencje kontuzjowanych piłkarzy i jeden z najsłabszych występów Atlético w ostatnim czasie były tym, z czym musiał się wczoraj zmierzyć Simeone. Argentyńczyk zachował się w jednak w tej sytuacji tak, jak mało kto mógł się spodziewać.
Jedną z rzeczy, która sprawiła, że stał się jednym z najlepszych trenerów Rojiblancos w historii, jest umiejętność radzenia sobie z kryzysowymi sytuacjami. Diego zawsze wykazywał spokój i cierpliwość, gdy inni na jego miejscu już dawno by zwariowali. W drugiej połowie meczu na Bernabéu 47-latek zachował się jednak jak nie on.
Real wygrywał 1-0, co było wynikiem bardzo dobrego planu, który przygotował Zidane. Francuz nie czuje kompleksu Simeone i z pięciu bezpośrednich pojedynków przegrał tylko jeden – ten pierwszy. Czasem jednak, nawet gdy wynik nie jest do końca korzystny, wystarczy poczekać na odpowiedni moment, na jeden kluczowy błąd rywala. Tak było m.in. 8 kwietnia, gdy w samej końcówce derbowego meczu gola na wagę remisu strzelił Griezmann po wcześniejszej pomyłce Jamesa, z której skorzystał Filipe.
Cholo jest jednym z trenerów, który najlepiej reaguje na to, co dzieje się na boisku. Potrafi znakomicie przewidzieć to, co stanie się przed końcowym gwizdkiem. Jego zaangażowanie i postawa przy linii bocznej oraz zaplanowane w głowie 15-minutowe okresy każdego spotkania czynią go strategiem, który nigdy nie traci głowy. Nawet gdy na twarzach zawodników maluje się panika, Diego pozostaje niewzruszony.
Wczoraj jednak Simeone zadziałał na przekór sobie i swojej naturze. Faktem jest, że prawa strona nie funkcjonowała w ofensywie prawie wcale; że Carrasco nie dawał drużynie praktycznie niczego; że Saúl i Koke przechodzili obok meczu, będąc praktycznie niewidocznymi. Niemniej sposób, w jaki Cholo zareagował na taką postawę swojego zespołu, wydaje się być nieodpowiedni.
We wspomnianych już kwietniowych derbach Diego także musiał stawić czoła niekorzystnemu wynikowi. Real prowadził 1-0. Na boisku jako pierwsi z ławki pojawili się Thomas i Correa, co pomogło zdobyć nieco przestrzeni, rozerwać trochę defensywę Królewskich, ale jednocześnie nie zakłócało pracy całej drużyny.
Wczoraj stało się inaczej. Simeone być może zapomniał o jednej ze swoim kluczowych maksym, mówiącej że rywalizacja trwa 180 minut. Real wygrywał, ale nie wykazywał większej determinacji, by na siłę podwyższyć wynik. Z drugiej strony porażka 0-1 nie byłaby tragedią i można byłoby myśleć o odrobieniu takiej straty na Calderón. Cholo pospieszył się jednak i zbyt wcześnie postawił wszystko na jedną kartę.
Zejście Saúla, który z pewnością byłby w stanie zapanować nad emocjami i uważać, mając na koncie żółtą kartkę, mocno rozbiło drugą linię. Atlético rozerwało się na dwie, niewspółpracujące ze sobą połówki, z których żadna nie prezentowała nawet średniego poziomu. Z jednej strony bezcelowo szarpiąca ofensywa, z drugiej drżąca przed każdym kontratakiem Realu defensywa. Zidane natomiast, widząc tę sytuację, dał zespołowi znak, by ten – bazując na swojej szybkości – dobił rywali.
Źródło: „AS”