Oczekiwania przed wczorajszym meczem z Villarreal były różne. Z jednej strony kibice Atlético Madryt liczyli na to, że uda się odnieść kolejne zwycięstwo i utrzymać status quo w La Liga przed przerwą na mecze reprezentacji. Z drugiej jednak było wiadomo, że w wyjściowym składzie zabraknie kilku kluczowych zawodników. Ostatecznie Rojiblancos zaliczyli chyba najgorsze spotkanie w tym sezonie, a remis na El Madrigal trzeba uznać za naprawdę dobry wynik. Żółte Łodzie Podwodne potwierdziły, że są poważnymi kandydatami do walki o Ligę Mistrzów i niewiele zabrakło im do tego, by ograć podopiecznych Diego Simeone.
Paradoksalnie wczorajsze starcie zaczęło się znakomicie dla Atlético Madryt. Z prawej strony w pole karne rywali dośrodkował Juanfran. Piłka miała najprawdopodobniej trafić do Koke, jednak wychowanka Rojiblancos uprzedził Mario Gaspar. Obrońca Villarreal interweniował jednak na tyle niefortunnie, że skierował futbolówkę do własnej bramki, kompletnie zaskakując stojącego w niej Sergio Asenjo.
Później było już jednak tylko gorzej. Gospodarze nie zamierzali się poddawać i niemal natychmiast ruszyli do odrabiania strat. Po raz pierwszy w polu karnym Los Colchoneros zagotowało się po akcji Hernána Péreza. Paragwajczyk znakomicie poszedł prawą flanką, po czym zagrał wszerz 'szesnastki’ do Caniego. Na szczęście pomocnik Żółtych Łodzi Podwodnych uderzył z siedmiu metrów obok bramki. Kolejnym zagrożeniem był rzut wolny wykonywany przez Bruno Soriano, po którym efektowną paradą popisał się Thibaut Courtois.
Przed przerwą niezłym strzałem z szesnastu metrów popisał się Tomás Pina. Na szczęście piłka przeleciała obok słupka. Z kolei Rojiblancos mogli się pochwalić tylko i wyłącznie słabym uderzeniem z dystansu Davida Villi, przy którym najmniejszych kłopotów nie miał Sergio Asenjo. Można pokusić się o stwierdzenie, że piłkę posłaną przez El Guaje złapałaby nawet Arna Kristinsdóttir.
Druga połowa w wykonaniu Los Colchoneros była równie rozczarowująca. Zupełnie niewidoczny był Raúl García, a pozostali pomocnicy również nie błyszczeli i nie byli w stanie przejąc kontroli nad wydarzeniami na boisku. Widoczny był brak Filipe, a Diego Simeone nie zdecydował się wpuścić na boisko Ólivera Torresa – Cholo zrobił tylko dwie zmiany. Być może stało się tak dlatego, że etatowy zmiennik, jakim jest Cristian Rodríguez, poleciał na zgrupowanie reprezentacji Urugwaju.
W każdym razie gospodarze konsekwentnie próbowali atakować, choć, na szczęście dla Atlético Madryt, nie robili tego zbyt skutecznie i ich strzały były albo niecelne, albo lądowały w rękach Thibauta Courtoisa. Wydawało się, że może gościom uda się wywieźć z El Madrigal (niezasłużone) zwycięstwo, co byłoby prawdziwym cudem. W końcu jednak gospodarze zdołali wyrównać. Z piłką w polu karnym znalazł się Jérémy Perbet, którego nie zdołał zatrzymać ani Toby Alderweireld, ani Miranda. Zawodnik Villarreal zagrał w kierunku stojącego tuż przed bramką Ikechukwu Uche, jednak piłkę do bramki skierował Juanfran. Nie można mieć do niego jednak żadnych pretensji, gdyż gdyby nie reprezentant Hiszpanii, to wówczas gola strzeliłby nigeryjski napastnik gospodarzy.
Bramki:
0-1 Mario 2′ (sam.)
1-1 Juanfran 79′ (sam.)
Skład Villarreal: Sergio Asenjo – Mario Gaspar, Mateo Musacchio, Gabriel Paulista, Jaume Costa – Tomás Pina (Manuel Trigueros 60′), Bruno Soriano, Hernán Pérez (Javi Aquino 60′), Cani – Jonathan Pereira (Jérémy Perbet 73′), Ikechukwu Uche
Skład Atlético Madryt: Thibaut Courtois – Juanfran, Toby Alderweireld, Miranda, Emiliano Insúa – Gabi, Tiago, Koke, Raúl García (Arda Turan 61′) – Diego Costa ( Adrián López 82′), David Villa
Żółte kartki: Bruno Soriano, Jaume Costa, Jérémy Perbet (Villarreal); Tiago, Gabi, Raúl García, Koke (Atlético Madryt)