Właśnie dla Atletico Madryt zakończył się sezon 2010/2011. W klubie wszyscy sfrustrowani, 7. miejsce i konieczność gry w eliminacjach LM nie jest spełnieniem oczekiwań zespołu, który niedawno podbił całą Europę. Do zadowolenia powody mają tylko niektórzy piłkarze, a w ich gronie znajduje się ikona kibiców – Kun Aguero. On zaliczył udany sezon: z 20 golami w lidze ustanowił swój życiowy rekord w klubie, całkowicie przyćmił zdobywcę dwóch złotych butów i MVP ostatnich mistrzostw Diego Forlana, właśnie zdobył 101 bramkę w klubie i zaliczył pierwszego hat-tricka. Dodało mu to wiary we własne siły i w ogólnie smutnych okolicznościach spotęgowało myśli o tym, że być może jednak jego miejsce jest w lepszym zespole.
Ze swoimi przemyśleniami udał się do swoich zaufanych dwóch (sic!) agentów spytać ich o radę, oni są w końcu profesjonalistami i na pewno będą wiedzieli jak mu pomóc w dokonaniu tak ważnej dla jego kariery decyzji. Chłopaki głupi nie są, do tej pory siedzieli cicho i nie naciskali Kuna na transfer, skoro wyrażał w kółko chęć pozostania w Atletico – jeszcze by pomyślał, że chodzi im tylko o kasę i by ich pogonił. Teraz jednak gdy sam przyszedł do nich z pomysłem aż podskoczyli z ekscytacji. „Tak Sergio, jesteś świetny, cała Europa błaga byś dla nich grał!” radzili, jednocześnie już wyobrażając sobie co zrobią z kilkumilionową prowizją z transferu. Potem szybka konsultacja z rodzicami i teściem, który zawsze miał dla naszego filigranowego napastnika pełno świetnych porad, którymi zresztą nie omieszkiwał regularnie dzielić się z prasą.
Wszystko to rozegrało się na przestrzeni ostatnich kilkunastu dni lub kilku tygodni, gdyż jeszcze niedawno Kun z pełnym przekonaniem mówił o chęci wypełnienia obecnego kontraktu. Cała grupa zadowolona z tego co udało im się ustalić wsiadła do auta i pojechała do klubu podzielić się swoimi przemyśleniami z jego władzami. Argumenty mieli gotowe, bo z niewolnika nie ma pracownika, a sam Cerezo w kółko mówił, że jak ktoś będzie chciał odejść to klub nigdy nie będzie mu tego zabraniał, bo piłkarze grają tam gdzie chcą. Pomóc w tym miało urealnienie w zeszłym roku klauzuli odejścia (z 60 do 45 mln euro) połączone z sowitą podwyżką wynagrodzenia za dobre sprawowanie. Założenie było proste: ogłaszam odejście, klub godzi się na nieznaczne opuszczenie mojej klauzuli odstępnego (powiedzmy do 30 mln, w końcu to i tak wór pieniędzy) i wszyscy wygrywają.
Niestety, trochę przerachowali. Totalne zaskoczenie władz klubu nie zdało rezultatu, a przynajmniej nie taki jak zamierzali. O szoku na VC o jakim najlepiej świadczy fakt, że nawet nie wiadomo do końca, kto z zarządu był na tym spotkaniu. Najpierw mówiono o tym, że nikt, ostatecznie ustalono, że rozmawiał prawdopodobnie sam Gil Marin. Gdy usłyszał co Kun ma mu do powiezdenia, pewnie mało nogi się pod nim nie ugięły. Być może myślał: „ostatnio ciągle powtarzaliśmy w prasie, że go nie sprzedamy, znowu wyjdziemy na głąbów”, „sam mówił, że nie odejdzie”, „miał być kręgosłupem przyszłego Atleti”, „z obecnym Forlanem praktycznie zostajemy bez ataku”, ” DDG już odszedł, dwóch na raz to za dużo!”, „nawet nie mamy dyrektora sportowego żeby teraz ten burdel ogarnąć!” itp. itd. Te koszmarne myśli nie zbiły jednak najlepszego klubowego prezesa europy minionego roku z tropu. Zamiast tego odezwały się w nim geny tego samego sprytu, uporu i fantazji, które jego ojcu pozwoliły nakraść się milionów i wywieść w pole tysiące socios. Zagrał va banque. Wytłumaczył młodemu Argentyńczykowi, jakie są jego faktyczne możliwości i perspektywy, że wiąże go jeszcze 3 letni kontrakt wart miliony euro rocznie, oraz że jego 45 milionowa klauzula odejścia wiąże wszystkie składające za niego oferty klubu i o ile nie zostanie inaczej ustalone z Atletico, może ona zostać jeszcze podniesiona o podatki i opłaty, co łącznie sprawi że cena Kuna wynosić będzie gigantyczną kwotę ok. 60 mln euro. A ponieważ Kun jest fundamentem krótko i długoterminowej strategii klubu, klub nie ma w tych warunkach obowiązku godzić się na jego odejście i nie ma zamiaru spuścić z tej ceny choćby centa…
Nie tak to miało wyglądać. Teraz z kolei grunt zaczął uciekać spod nóg Kunowi. Wściekły wyszedł od prezesa i pospiesznie opuścił klubowe budynki. Prasa od razu zaczęła spekulować, że na spotkaniu Gil Marin powiedział Kunowi że klub zamierza go sprzedać, na co on wściekł się bo sam chciał się u nas zestarzeć, co z resztą nawet niedawno podkreślał w mediach. W tych warunkach Kun postanowił zwiększyć presję na klubie. Wszystkich w szok wprawił wtedy wpis Kuna na jego Twitterze i oficjalnej stronie. Więc to jednak Kun chce odejść! Prasa hiszpańska i światowa oszalały na punkcie tej wiadomości, kręcąca się od lat karuzela plotek na temat jego odejścia zaczęła kręcić się z prędkością działa Gatlinga. Największe klubu na świecie zaczęły zgłaszać swoje zainteresowanie. Wbrew pozorom sytuacja Kuna nie jest jednak wcale tak komfortowa, jak mogłoby się wydawać.
Po pierwsze, ma kosmiczną klauzulę odejścia w wysokości 45 mln euro, która jak już wspominaliśmy może zostać podniesiona o podatek do 60 mln, jeżeli Atletico nie weźmie tych kosztów na siebie, a w tych warunkach jest to raczej niemożliwe. Po drugie, Kun ma świetną pensję, co wyłącza z rywalizacji o niego większość klubów. Precyzyjnie rzecz ujmując, w tych warunkach na Kuna stać może z 5-6 klubów na świecie. To bardzo niewiele. A Kuna kontrakt wiąże jeszcze przez 3 lata. Wszystkie te kluby będą wolały poczekać aż konflikt Kuna z klubem przedłuży się o rok lub dwa i wtedy zapłacą za niego 1/2 lub nawet 1/3 jego obecnej ceny (w końcu Kun będzie miał wtedy dopiero 25 lat, a oszczędność 20 baniek piechotą nie chodzi).
Kun już skompromitował się w oczach kibiców swoim wybrykiem. Po wysłuchaniu „dobrych rad” nabrał przekonania, że jest gwiazdą, i że może odchodzić kiedy mu się podoba, ogłaszając swoje decyzje z dnia na dzień i pisząc ckliwe listy do kibiców. Niestety, zmanipulowany młody chłopak wykazał się typową dla swojego wieku i wykształcenia spolegliwością, i teraz będzie musiał ponieść tego konsekwencje. Nie obliczył, że piłka nożna to wielkie zobowiązania. Nie wykoncypował, że zaskoczenie klubu może przynieść odwrotny od zamierzonego efekt. Gdyby w lutym dyskretnie ogłosił zarządowi swoją decyzję, może wtedy byłoby inaczej. Teraz może liczyć tylko na cud i na litość szejka z Manchesteru, albo na wsparcie dyskretnego prezesa Pereza, który sam mimo swojej fascynacji jego osobą ofertę na Kuna określał mianem nietaktu, ale w tych warunkach, skoro wszyscy go proszą, może będzie w stanie pomóc chłopakowi w potrzebie. Transfer do innych klubów jest mniej prawdopodobny z różnych względów. Jeżeli tak się jednak nie stanie, Kun będzie miał poważny problem. Kontrakt go wiąże i nic na to nie poradzi. Może albo przeprosić i wziąć dupę w troki i udać się na trening z dawnymi kolegami, albo może iść na konflikt: zacząć grać piach lub zastrajkować, być może kończąc na ławie albo i w rezerwach, a w każdym razie kompromitując się jako profesjonalista i na zawsze tracąc status megagwiazdy współczesnej piłki i ikony swojego klubu.
Najgorsze jest to, że normalnie pomogliby mu swoim wsparciem w takiej sytuacji kibice. Niestety teraz za jego plecami zostało ich już bardzo niewielu.