Twoim zdaniem strata punktów z Betisem ostatecznie przekreśla szanse na awans do Ligi Mistrzów?
Kontrowaliśmy grę, byliśmy na prowadzeniu i naprawdę nie brakowało dużo do tego, aby wygrać. Jednak w ciągu dwóch minut Betis wykorzystał dwa nasze błędy i wyszło jak wyszło.
Czyli czwarte miejsce, na trzy kolejki przed końcem, jest nieosiągalne?
Nie zgodzę się z tym. Wciąż do zdobycia jest dziewięć punktów, a my jesteśmy zespołem, który zawsze walczy do końca bez względu na wszystko. Nic nie jest jeszcze stracone, wciąż mamy możliwość osiągnięcia tego, co sobie założyliśmy.
Strzeliłeś pierwszego gola w sezonie, ale Betis sprawił, że pewnie niezbyt możesz się z niej cieszyć…
Udało nam się stworzyć fajną akcję i zdobył bramkę. Dobrze, że później, tuż przed samym końcem Falcao zdołał wyrównać, bo ten zdobyty punkt może się okazać bardzo ważnym. Szkoda, że nie udało się wygrać, ale nie myślimy o tym, że nagle coś straciliśmy. Musimy dać z siebie wszystko do ostatniego gwizdka w sezonie, począwszy od środowego pojedynku z Realem Sociedad. Musimy wygrać.
Problem w tym, że Malaga i Valencia ma nad Wami 6 punktów przewagi, a do zdobycia jest tylko dziewięć…
Wiemy, że mamy przed sobą tylko trzy mecze, a każdy z nich chcemy potraktować jak swego rodzaju finał, który trzeba wygrać. Szczególnie zwyciężyć trzeba w bezpośredniej konfrontacji z Malagą za tydzień na Vicente Calderon. To będzie trudne, ale oni też mają ciężki terminarz. Oprócz nas, czeka ich np. mecz z Barceloną. Jak mówiłem – nic nie jest stracone, trzeba zdobyć dziewięć punktów i wierzyć, że to coś da. Matematycznie wciąż mamy szansę na Ligę Mistrzów.