Przez ostatnie lata Atletico nie mogło się pochwalić bogactwem napastników. Najpierw był Falcao, na którego chuchano i dmuchano. Potem, kiedy okazało się, że David Villa nie jest do końca godnym następcą, na gwiazdę wielkiego formatu wyrósł Diego Costa. Kiedy i on wyruszył na podbój lepszych (czyt. bogatszych) klubów, na Vicente Calderon zawitał Mario Mandżukić. Chorwat również nie spełnił pokładanych w nim nadziei, ale sezon życia zanotował Antoine Griezmann, który typowym snajperem ponoć nie był.
Sezon 2015/16 miał być inny, gdyż najlepszy strzelec nie odszedł, a w miejsce Mandżukicia sprowadzono 2 nowych piłkarzy. Transfer Jacksona Martineza był bombą transferową i z realnych nazwisk dostępnych na rynku jedynie Cavani i Higuain dorównywali mu umiejętnościami i skutecznością. Apetyt rósł w miarę jedzenia i sprowadzono również odkrycie poprzedniego sezonu ligi hiszpańskiej, czyli Luciano Vietto. Po takich ruchach zarządu, pod wpływem euforii, pokusiłem się nawet o komentarz, pół żartem, pół serio, aczkolwiek lekceważący przeciwników, w stylu: Nie ma po co rozgrywać ligi, mistrzostwo jest nasze. Jedynym zmartwieniem miał być jedynie kłopot bogactwa. Niestety wyszło jak z broszurami z biur podróży, kiedy hotele okazują się mieć mniej gwiazdek niż napisano. Oczywiście nie popadłem ze skrajności w skrajność i teraz wcale nie wieszczę najgorszego sezonu od lat. Nic z tych rzeczy. Mecze podopiecznych trenera Simeone potrafiły obrzydzić futbol niejednokrotnie, ale na wszystko trzeba spojrzeć z dystansem.
Czy były przesłanki ku temu, aby twierdzić, że Martinez lub Vietto nie poradzą sobie w Madrycie? Kolumbijczyk od kilku lat strzelał regularnie w Porto, ale trzeba przyznać, że jest to liga, gdzie jest mnóstwo przeciętnych, żeby nie powiedzieć słabych zespołów. Jackson bronił się jednak stylem, gdyż bramki, które zdobywał wymagały pewnego kunsztu. Ponadto jest jednym z niewielu napastników, którzy ze stanowczością i bez zająknięcia mogą o sobie powiedzieć, że potrafią grać tyłem do bramki. Część osób kręciła nosem patrząc na rok urodzenia jednak to była obawa nie o skuteczność w obecnym sezonie, a bardziej pytanie ile lat utrzyma wysoki poziom. Vietto z kolei w ubiegłym sezonie zaliczył słabą końcówkę, ale ratowała go młodość i właśnie przebojowy początek rozgrywek, kiedy bez większych problemów z adaptacją zaczął straszyć bramkarzy przeciwników. Takie plusy i minusy sprowadzania poszczególnych graczy można sobie wyliczać i wyliczać. Znajdować niuanse i rozkładać na czynniki. Ameryki wprawdzie nie odkryję, ale muszę to napisać – pewności nie ma nigdy, boisko weryfikuje. Z każdą kolejną zmarnowaną dogodną sytuacją przez napastników Atletico rosła frustracja kibiców. Nowo pozyskani napastnicy z Ameryki Południowej nie odnaleźli się do tej pory w klubie znad Manzanares, Griezmann zaczął mieć problem z trafieniem karnego, a bramkostrzelność Fernando Torresa mogłaby być bohaterem programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Tak przedstawiona sytuacja nie napawa optymizmem, ale zastanawiam się czy sprawiedliwie oceniani są ww. Rojiblancos.
Napastników powinno się rozliczać ze strzelania bramek brzmi utarty slogan. Rozliczało się, ale parę lat temu kiedy trenerzy piłkarscy pragnęli jeździć walcem. Dziś przesiedli się na autobusy. Nikt nie gra taktyką 4-3-3, tylko 4-5-1. Hiszpanie pokazali, że można odnosić sukcesy grając nawet bez napastnika. Wielkie dorobki strzeleckie są śrubowane przy wydatnej pomocy polegającej na odpuszczaniu meczów przez ligowych słabeuszy. W Anglii nikomu się jakoś nie śni strzelać po 40 bramek co sezon. Czy to jest dobre, czy złe, kwestia sporna. Na pewno futbol jest coraz mniej atrakcyjny dla oka, szczególnie kibica neutralnego. Nawet Atletico w tym sezonie postawiło na obronę. Nasza pozycja ligowa to przede wszystkim dobra postawa bloku defensywnego i Oblaka. Gramy w myśl zasady: byle na zero z tyłu, a z przodu (prawie) zawsze coś wpadnie. Dziś każdy zespół zaczyna budowę zespołu od graczy defensywnych, bo kiedy boiskowi wyrobnicy są skompletowani można sprowadzać wszelkiej maści gwiazdy i gwiazdeczki, aby mogły szaleć w ofensywie. Pozostaje jeszcze argument zmarnowanych okazji. Samego faktu braku strzelonego karnego czy niewykorzystania tzw. setki nie sposób obronić. Należy jednak pamiętać, że zwykle piłkarze grający w czołowych zespołach są w stanie w meczu mieć po 5-6 strzałów na bramkę. Wystarczy im wtedy kilkunastoprocentowa skuteczność, aby wpisać się na listę strzelców. Tymczasem Atletico potrafi całą drużyną oddać w meczu 7 strzałów tak jak to miało miejsce w spotkaniu z Deportivo. Często nawet jeśli Los Colchoneros kontrolują przebieg meczu i suną z atakami raz po raz, to mimo tego nie potrafią stworzyć sobie okazji bramkowej. Misternie przygotowana akcja kończy się niedokładnym dośrodkowaniem albo nieudolną próbą wejścia z piłką do bramki.
Prawda jest taka, że nasza gra opiera się przede wszystkim na dyscyplinie taktycznej i rozważnej grze. Na początku sezonu można było mieć pretensje do Godina o niepewne poczynania, ale ostatnio nasi obrońcy nie dają powodów do zmartwień. Ze zdobywaniem bramek jest u nas o tyle dobrze, że potrafimy to czynić w różnych sytuacjach. Raz wejdzie perfekcyjny rzut wolny, raz dobre dośrodkowanie z rożnego, czasem ktoś perfekcyjnie dogra na główkę, a czasem wykorzystamy błąd przeciwnika. Gdyby politycy w Europie tak umieli zdywersyfikować dostawy gazu to nie baliby się zakręcenia kurka przez prezydenta Rosji.
Najważniejsze słowa, które teraz powinny opisywać Atletico to STABILIZACJA i SPOKÓJ. Za niecały miesiąc rusza okno transferowe i liczę, że nie będziemy na nim szczególnie aktywni, a najlepiej jeśli w ogóle go nie otworzymy, bo jeszcze kogoś wyziębi. Mały lufcik, aby utrzymać cyrkulację powietrza, wystarczy zostawić. Taki żeby Kranevitter się prześlizgnął. Żadnych zastępstw dla Tiago, ale przede wszystkim zero zmian personalnych w ataku. Jesteśmy wiceliderem ligi, w LM pewnie awansowaliśmy do kolejnej fazy, więc chyba nie taki zły sezon, prawda? Nasz zespół działa bardzo dobrze, a ten sezon należy wykorzystać na dotarcie się trybów machiny. A jeśli przy okazji damy radę walczyć o któreś trofeum to tylko się cieszyć.
Możemy krytykować formę naszych napastników, ale niech to nie przesłoni ogólnie dobrej postawy i konsekwentnego zdobywania punktów przez całą drużynę. Dopóki wszystko działa, nie będę specjalnie narzekał na brak skutecznych snajperów. Ba, niech najlepszym strzelcem będzie któryś z obrońców, nic mi to nie wadzi, jeśli na koniec sezonu wzniesiemy trofeum, a może i decydującą bramkę strzeli właśnie któryś z napastników. W myślach większości kibiców nieskuteczność na przestrzeni całego sezonu zostanie wybaczona, a wręcz zapomniana. Niemniej czekam na 100. bramkę Torresa (#JeSuisTorres #Team99) w barwach Atleti i liczę, że nie każe na nią czekać aż do finału Ligi Mistrzów.