Tradycja, tożsamość, przywiązanie – tak mniej więcej mógłby się zaczynać spot wyborczy komitetu Grzegorza Brauna. W mojej opinii powinien być to również wyznacznik dla klubów piłkarskich przy budowaniu składu i wizerunku. Pochyliłem się nad tematem i na tapetę wziąłem ligę hiszpańską. Kraj dzieli się na wspólnoty autonomiczne, toteż przyjrzałem się poszczególnym regionom z osobna.
Andaluzja (Betis, Granada, Malaga, Sevilla): Jeden z dwóch regionów, który ma największą reprezentację w najwyższej klasie rozgrywkowej. Niestety ilość nie idzie w tym przypadku w parze z jakością. Kluby te praktycznie w ogóle nie stawiają na wychowanków, a kwintesencją jest Granada, która nie posiada żadnego wychowanka, czy nawet piłkarza z Andaluzji. Malaga z kolei jest zlepkiem międzynarodowych graczy. W pojedynku sewilskim nieznacznie lepiej wypadają Verdiblancos. Można wnosić, że ziemia ta nie rodzi piłkarskich talentów, jednak tezę obalają Diego Tristan, Joaquin czy Carlos Marchena.
Asturia (Sporting Gijon): Tegoroczny beniaminek nie ma większej konkurencji w regionie. Jego skład w większości stanowią Hiszpanie, a co najważniejsze, mogą pochwalić się niemałą grupą wychowanków i Asturyjczyków. Na pewno pomaga im w tym brak drugiego klubu, który potrafiłby ocierać się o Primera Division.
Galicja (Celta, Deportivo): Kluby te nie brylują w pracy z młodzieżą. Patrząc na zespół z El Riazor, można dostrzec, że graczy z rodzimego regionu wcale nie jest więcej niż Katalończyków.
Katalonia (Barcelona, Espanyol): Barcelona jest znana ze swojej pracy z młodzieżą. Duża część, nawet jeśli nie przebije się do pierwszego składu, może liczyć na grę w ligowych średniakach. Łyżką dziegciu wydaje się Fabregas, którego oddali bez żalu, by po kilku latach odkupić za grube miliony. Espanyol, aby podkreślić swoje związki z regionem, w latach 90. zmienił nazwę (poprzednio Espanol). Ten klub trochę mnie zaskoczył, bo myślałem, że ich Katalończycy są głownie odrzutami sławniejszego rywala. Tymczasem mają nawet wychowanków, a tylko ¼ składu stanowią obcokrajowcy.
Kraj Basków (Athletic, Eibar, Sociedad): Region, który poprzez piłkę nożną najgłośniej wyraża swoją odrębność. O Bilbao i ich polityce zatrudniania tylko piłkarzy mających baskijskie pochodzenie wie każdy interesujący się ligą hiszpańską. Ponadto przez ponad 100 lat ich koszulki były nieskalane reklamą. Sociedad wprawdzie nie ma tak radykalnej strategii, ale na tle ligi wypadają świetnie. Posiadają sporą grupę wychowanków i Basków, którzy odgrywają kluczowe role. Eibar z racji nieporównywalnie mniejszej renomy nie może sobie pozwolić na utrzymanie najzdolniejszych wychowanków. Próbują wprawdzie nadrobić to zatrudnianiem graczy z regionu, choć do Athleticu i Sociedadu dużo im brakuje.
Madryt (Atletico, Getafe, Rayo, Real Madryt): Region stołeczny jest tym drugim z największą liczbą klubów w Primera Division. Rojiblancos mają w składzie kilku wychowanków i młodych graczy, którym Simeone daje szansę na pokazanie się. Real od wielu lat stawia na głośne transfery i rola wychowanków jest ograniczana. Z klubu odeszła ikona i żywa legenda Iker Casillas, a jakiś czas temu na niektórych produktach oferowanych na rynkach arabskich usunięto z herbu krzyż. Najlepsi gracze oczywiście wybierają dwa największe kluby ze stolicy, więc małe kawałki tortu pozostają dla dwóch kolejnych. Rayo Vallecano nie ma swoich wychowanków, a gracze z okolic stanowią głównie wychowankowie Królewskich. Getafe z kolei jest klubem strasznie bezpłciowym. W ogóle nie realizują polityki pracy z wychowankami czy graczami z Madrytu.
Walencja (Levante, Valencia, Villarreal): Valencia jako lider w regionie powinna błyszczeć przykładem i zgarniać najlepszych chłopaków z tej wspólnoty autonomicznej. Tymczasem wydaje się, że będą stanowić poczekalnię dla podopiecznych Jorge Mendesa. Villarreal prezentuje się lepiej, choć nie wszyscy wychowankowie w klubie przebywają od bardzo młodego wieku, a przybyli np. mając 17 lat. Wydawałoby się, że Levante jako biedniejszy klub z miasta Walencja będzie wypadał zdecydowanie najgorzej. Wychowankami wprawdzie klub nie stoi, ale dosyć sporo piłkarzy z regionu znajduje się w składzie.
Wyspy Kanaryjskie (Las Palmas): Obok klubu z Gijon, Las Palmas najbardziej mnie zaskoczyło. Posiadają znaczną grupę wychowanków i piłkarzy urodzonych na tym archipelagu.
Jestem wielkim zwolennikiem pracy klubów z młodzieżą (#InoWychowankowie), ale myślę, że zaskoczę dużą część osób. Otóż jestem przeciwny wszelkim próbom wprowadzenia nakazu obecności wychowanków w kadrze, a tym bardziej w składzie meczowym. Uważam, że każdy powinien decydować sam, w jaki sposób chce prowadzić swój zespół. Jest to jednak w mojej opinii zdecydowanie bardziej opłacalne i efektywne w dłuższej perspektywie. Niestety włodarze patrzą jedynie kilka lat naprzód. Byłbym jednak zadowolony, gdyby kluby, które nie mają zamiaru promować piłkarzy z własnego miasta i wspólnoty zmieniły swoje barwy i herby, aby nie wysyłać sprzecznego przekazu. W ośrodkach, w których na małym obszarze działa więcej ekip można zauważyć, że słabsi i biedniejsi nie brylują w kwestii wychowanków. Niemniej każdy region rodzi odpowiednią ilość zdolnych piłkarzy, aby obdzielić również mniejsze kluby.
Być może ktoś się zastanawia, czemu akurat Athletic, Sociedad, Sporting Gijon, Las Palmas i Barcelona brylują w sferze promowania wychowanków i lokalnych graczy? Tutaj musimy sięgnąć do historii i możemy się dowiedzieć, że te kluby realizowały zasadę cantery, która mówiła m.in. o szkoleniu młodzieży. Dziś już tylko Los Leones sztywno się tego trzymają, choć widać u pozostałych klubów nie do końca zapomniano i w jakimś stopniu strategia klubowa opiera się o lokalnych piłkarzy. Baskowie na każdym kroku próbują podkreślić swoją odrębność i być może mają to zapisane w genach. Np. rzadko posiadają krew z grupy B, a odsetek ludzi z grupą 0 jest najwyższy na Starym Kontynencie. Współczynnik Rh- występuje u nich ponad dwukrotnie częściej niż u reszty Europejczyków.
Wyżej pisałem o Realu Madryt i usuniętym krzyżu z herbu. Otóż nie gram tutaj katolickiego apologety, bo problem polega na czymś innym. Krzyż sam w sobie nie był osobnym elementem, a stanowił całość jako korona władcy Hiszpanii, którą dodał król Alfons XIII. W takim wypadku, w mojej opinii byłoby najodpowiedniejszym posunięciem usunięcie całej korony i pozostawienie „gołego” herbu.
Sytuacja w lidze hiszpańskiej, jeśli chodzi o wychowanków nie wygląda źle, ale też nie ma szału. Dla pełnego oglądu należałoby to porównać z innymi silnymi ligami. Tekst ten pozwolił mi usystematyzować swoje sympatie w lidze hiszpańskiej. Atletico jest oczywiście nadal jedyną miłością. Niemniej w górę wywindowały akcje Sportingu oraz Las Palmas. Z kolei ekipom takim jak Malaga, Granada i Getafe życzę spadku z ligi.