Każde okienko transferowe łączy się ze zmianami kadrowymi. Część piłkarzy postanawia opuścić swój klub lub też sztab szkoleniowy decyduje o ich pozbyciu się. Jeśli chodzi o najlepszych piłkarzy, to najczęściej oni podejmują decyzje o swojej dalszej przyszłości, a klub w końcu i tak musi odpuścić w myśl zasady „z niewolnika nie ma pracownika”. W tym tekście zajmę się odejściami z Atletico i podzielę je na kategorie.
Odejście nr 1: Nie chcę, ale muszę.
Właściwie jedynym przedstawicielem tego stylu jest Thibaut Courtois. Jego historia przypomina trochę dziecko przebywające w rodzinie zastępczej, którego biologiczni rodzice nie stracili całkowicie praw rodzicielskich. Rojiblancos przyjęli Belga z szeroko otwartymi ramionami i obdarzyli wielkim zaufaniem, o czym świadczy powierzenie roli pierwszego bramkarza mimo młodego wieku. Przez trzy lata Simeone i spółka traktowali go jak swojego, ale przez cały ten czas w głowach krążyła wizja, że w każdej chwili może nastąpić moment rozłąki. Stało się to w końcu po trzech wspaniałych sezonach kiedy przyszli wyrodni rodzice z Londynu i zażyczyli sobie swojego syna z powrotem, bo już nauczyli się z nim obchodzić. Najgorszym w całej sytuacji okazał się fakt, że sam zainteresowany chciał zostać w Atletico, jednak kwestie finansowe nie pozwoliły na wykupienie karty zawodniczej zdolnego i już ogranego golkipera.
Odejście nr 2: Persona non grata.
Jest to typ odejścia, który u wielu budzi największe emocje. Są to jednak uczucia negatywne. Tutaj „najwybitniejszym” przedstawicielem jest Sergio Aguero. Najpierw w niezwykle ciepłych słowach wypowiadał się o Atletico, aby później określić klub znad Manzanares „jedynie miejscem pracy” i stwierdzić, że mógłby grać dla Realu. Ludzie tacy jak ja, czyli szanujący tradycję i przywiązanie do barw wiedzą, że takie rzeczy są zabronione niepisanym prawem. Oczywiście, żeby być sprawiedliwym, przyznaję, że w koszulce Los Colchoneros grał bardzo dobrze. Każdy może również mieć własne podejście do futbolu, jednak szkoda, że Argentyńczyk nie prezentował od początku swojego prawdziwego stosunku do klubu, który dał mu szansę na karierę w Europie i wielkie pieniądze. Nie byłbym sobą, gdybym nie nadmienił, że takie sytuacje można niwelować poprzez posiadanie znakomitej szkółki piłkarskiej, aby wychowankowie stanowili znaczną część składu (#InoWychowankowie). Pretendentem do tej kategorii już wkrótce może zostać David DeGea romansujący z Realem Madryt. Co ciekawe, bramkarz Manchesteru United pokazuje, że do tej kategorii można wskoczyć nawet po czasie. Mnie nawet nie jest przykro, bo zwyczajnie uważam, że szkoda szargać sobie nerwy na takich osobników. Świat się od tego nie zawali, a lepiej skupić się na piłkarzach i ogólnie ludziach lubianych.
Odejście nr 3: Ale o co chodzi?
Ta kategoria przedstawia graczy, którzy sami nie wiedzą, czego chcą. Świetnym przykładem jest Radamel Falcao. Kiedy Atletico nie awansowało do LM udało się go namówić do pozostania na kolejny sezon. Po kolejnym roku, kiedy udało się wywalczyć prawo walki z najlepszymi ekipami w Europie okazało się, że El Tigre odejdzie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jego nowym pracodawcą zostało Monaco. Klub z księstwa był beniaminkiem Ligue 1 i nie zyskał awansu nawet do Ligi Europy. Tutaj możemy przyjąć, że Kolumbijczyka skusiły wielkie pieniądze Dmitrija Rybołowlewa. Jednak w owym czasie Falcao mógł wybrać kilka innych klubów, które zaproponowałyby horrendalne apanaże, a do tego pozwoliły spełnić się piłkarsko. Innym piłkarzem, który sam nie wie czego chce jest Arda Turan. Najpierw agent Turka twierdził, że jego podopieczny chce odejść do lepszego klubu, następnie były gracz Galatasarayu zadeklarował chęć gry dla Rojiblancos do końca kariery, aby ostatecznie ogłosić chęć odejścia z powodu… zbyt dużej intensywności biegania. Kiedyś napisałem o nim, że u mnie jego status jest równy wychowankom. W tym miejscu chciałbym to oficjalnie odwołać. Broniłem Ardy, kiedy wszyscy wieszali na nim psy za gierki agenta, ale ostatecznie jego związek z Atletico zakończył się w dość kuriozalnych okolicznościach.
Odejście nr 4: Sukces, sukces i jeszcze raz pieniądze.
Kategoria o tyle dobra, bo przejrzysta. Większość piłkarzy będzie wprawdzie mówiła o chęci rozwoju i zdobywania trofeów przemilczając kwestie finansowe. W tej kategorii można również umieścić piłkarzy z dwóch poprzednich. Zdecydowałem się jednak na wyodrębnienie tego typu głównie z uwagi na odejścia po sezonie mistrzowskim. Diego Costa i Luis Filipe postanowili wtedy zasilić szeregi Chelsea. Ekipa z Londynu w teorii mogła się wydawać klubem dającym więcej nadziei na sukcesy w przyszłości. Było to jednak złudne, gdyż to Atletico od kilku lat zaliczało stały progres. Wnioskuję z tego, że to jednak proponowana wysokość zarobków wzięła górę. Trzeba zauważyć, że reprezentanci tej kategorii nie zasilili głównego rywala zza miedzy, a pożegnania przebiegły w co najmniej poprawnej atmosferze.
Odejście nr 5: Szacunek się należy!
Na koniec zostawiłem sobie mój ulubiony typ odejść. Chodzi tutaj o piłkarzy, którzy wzięli rozbrat z klubem po kilku, a najlepiej kilkunastu latach dobrej gry dla klubu. Dodatkowym wymogiem jest brak niesmaku przy pożegnaniu. Dla mnie takim piłkarzem jest Miranda. 4 wspaniałe lata, w tym niezapomniany mistrzowski sezon 2013/14, kiedy to Brazylijczyk prezentował w obronie niezwykły spokój i inteligencję. Ponadto pierwszym obrazem, który będzie mi się kojarzył z nowym nabytkiem Interu, jest jego bramka zdobyta w dogrywce finału Pucharu Króla przeciwko Realowi Madryt dająca ostatecznie zwycięstwo. Nie można również zapominać o dobiciu Chelsea w walce o Superpuchar Europy. Odejście Mirandy nie powoduje również nerwowej atmosfery poszukiwań piłkarza na jego pozycję. Jose Gimenez fantastycznie asystował Godinowi na środku obrony, więc również ekonomicznie jest to korzystne dla Atletico. Do tej kategorii zaliczam również Fernando Torresa. Lata lojalnej gry dla klubu, który nie osiągał sukcesów, a następnie transfer do klubu, który stanowił jego ulubiony poza Hiszpanią u mnie zasługują na szacunek.
Skupiłem się jedynie na piłkarzach, którzy stanowili siłę zespołu, a nie na zapchajdziurach i zawodnikach niechcianych w klubie. W innym przypadku można by kategorii nr 1 przypisać drugie dno, które klasyfikowałoby graczy chcących zostać w Atletico, ale nie mieszczących się w wizji Diego Simeone. Osobiście mam nadzieję, że największą grupę będą stanowiły odejścia nr 5 i futboliści będą odchodzić po latach dobrej gry, aby ustąpić miejsca młodszym. Z kolei piłkarze utrzymujący wysoki poziom do późnych lat kariery będą mogli zawiesić korki na kołku właśnie w Atletico.