Jeśli przystępujemy do czegoś dobrowolnie, to jednocześnie akceptujemy warunki. Nieważne, czy zgadzamy się w pełni z ustalonym regulaminem, czy mamy do niego zastrzeżenia. Skoro uczestnictwo nie jest przymusowe, nie mamy prawa negować rozstrzygnięć wynikających z przyjętych zasad. O tym często zapominają piłkarze, którzy po porażkach niejednokrotnie stwierdzają „zasłużyliśmy na wygraną/awans”. Nie inaczej zachowało się kilku graczy Bayernu po odpadnięciu w półfinale Ligi Mistrzów kosztem Atlético.
W fazie pucharowej Champions League kluby są rozlosowywane tak, aby zwycięzcy grup oraz ekipy z tych samych krajów nie trafiły na siebie. Tym samym los skojarzył Rojiblancos z PSV, a Bayern z Juventusem. Po rozegraniu 1/8 finału pojawiły się pierwsze pretensje Karla-Heinza Rummenigge, któremu nie podobał się dobór par i silny przeciwnik jego zespołu. Wypowiedź była bezsensowna, gdyż na początku sezonu było wiadomym, że zespoły z pierwszych miejsc po fazie grupowej spotkają się z tymi, które zajęły drugą pozycję (z zastrzeżeniem kryterium kraju pochodzenia, o którym wcześniej wspomniałem). Nie przypominam sobie żadnego aneksu mogącego zmienić to z uwagi na prezentowanie mało widowiskowego futbolu. Nikt nie zabroni stworzyć osobnych rozgrywek, gdzie na wzór skoków narciarskich wprowadzi się sędziów przyznających noty za styl.
Kolejne powody do negowania siły podopiecznych Diego Simeone pojawiły się przy okazji bezpośredniego starcia z Bawarczykami. Pierwsze spotkanie na Vicente Calderón wygrali gospodarze 1-0 dzięki bramce Saúla Ñígueza i z niezłą przewagą przystąpili do rewanżu w Niemczech. Szybko jednak doszło do wyrównania stanu dwumeczu za sprawą dobrze egzekwowanego rzutu wolnego przez Xabiego Alonso. Wynik meczu wyrównał Antoine Griezmann i w tym momencie ponownie bliżej finału znajdowała się drużyna z Madrytu. Gol Roberta Lewandowskiego pozwolił wprawdzie monachijczykom odnieść zwycięstwo 2-1, ale ogólny stan rywalizacji brzmiał 2-2. W takim przypadku najważniejszą jest zasada goli strzelonych na wyjeździe. Colchoneros mieli jedno takie trafienie na koncie, a piłkarze Guardioli zero. Zgodnie z przepisami 28 maja w Mediolanie zagra Atleti.
Oczywiście awans zgodny z przepisami jest akceptowalny o ile wynik nie został wypaczony przez złe decyzje sędziowskie. W pojedynku na Allianz Arena w pierwszym momencie wydawało się, że gol dla Atlético padł ze spalonego. Na szczęście późniejsze dokładne analizy obaliły początkowe wątpliwości. Gorzej było z podyktowanym rzutem karnym, gdyż w tym przypadku Fernando Torres był ewidentnie sfaulowany przed „szesnastką”. Jak dobrze się stało, że strzał Hiszpana został obroniony przez Manuela Neuera, czym został wytrącony z ręki wszelki oręż osób pragnących zdyskredytować klub znad Mananares.
Można się zastanawiać, czy gole na wyjeździe powinny być brane pod uwagę przy remisie. Osobiście nie jestem do tego przekonany, ale to oznaczałoby więcej dogrywek, które są coraz częściej przechodzone, a piłkarze wyczekują karnych mających znamiona loterii (choć loterią nie są). Należałoby pewnie przy tym usprawnić rozgrywanie dogrywek np. przez udostępnienie trenerom dodatkowej zmiany albo ściąganie po jednym graczu z każdej ekipy. To jednak temat na inną dyskusję, a na pewno powinien on być podejmowany po zakończonych rozgrywkach, a nie po konkretnym meczu.
Szkoleniowiec i piłkarze Die Roten w pomeczowych wypowiedziach na ogół gratulowali przeciwnikom oraz zaznaczali, że dali z siebie wszystko. Typowa dyplomacja, nic szczególnego. Nasz „przyjaciel” Rummenigge czy Lewy byli jednak przekonani, że to oni zasłużyli na awans. Z tego można wywnioskować, że madrytczycy już nie. Przepisy nie przewidują występu trzech ekip w finale, co z uwagi na układ boiska i 2 bramki wydaje się całkiem rozsądnym posunięciem.
Wszystkich przebił jednak złotousty Arturo Vidal. Chilijczyk przed meczem wciskał jakieś pierdoły o zbyt suchej murawie, a po porażce skupił się na „brzydkim futbolu” autorstwa Rojiblancos oraz wygłosił kolejną głupia opinię, że „nie zawsze wygrywa zespół lepszy”. Otóż nie. Zawsze wygrywa lepszy. I znów możemy wrócić do regulaminu piłki nożnej. Liczą się tylko bramki! Nie ważne, kto ma jakie posiadanie piłki, czy ile oddał strzałów. Wszyscy piłkarze Bayernu mogli poruszać się z elegancją konia podczas próby ujeżdżania w wszechstronnym konkursie konia wierzchowego i nikogo to nie powinno obchodzić. Oddanie ponad 30 strzałów również ani trochę nie może argumentować rzekomego zasłużenia na grę w finale. Ładować dla podbijania statystyk każdy może i jeśli zrobilibyśmy wyzwanie #Hot35Shots, to nawet dobrze dysponowany ligowy średniak z Bundesligi mógłby podjąć się tej próby.
Mistrzowie Niemiec sami są sobie winni, że nie awansowali. Nie strzelili rzutu karnego, ich bramkarz uratował ich z opresji, kiedy takowy obronił. Ponad 30 strzałów na prostokąt o wymiarach 7,32×2,54 m strzeżonych przez niezbyt szerokiego Oblaka okazało się fiaskiem. Colchoneros z kolei czekali na swoją szansę i ją po prostu wykorzystali. W futbolu liczy się skuteczność i w tym aspekcie lepsi okazali się gracze argentyńskiego szkoleniowca. Nie na darmo FIFA przyznaje Złotą Piłkę głównie napastnikom, którzy zdobywają mnóstwo bramek, ale nikt nie skupia się na liczbie oddawanych przez nich strzałów.
Gra Los Indios od początku była taka, jakiej się wszyscy spodziewali. Oddanie pola oponentom było zaplanowane i wynikało z taktyki oraz filozofii Cholo. Nie ma mowy o żadnym farcie. Żelazna defensywa dała nam zwycięstwo z Barceloną i to samo udało się powtórzyć w półfinale Champions League. Skrajnie defensywne ustawienie jest nazywane przez przeciwników murowaniem bramki albo popularnym stawianiem autobusu we własnym polu karnym. I nie bójmy się tych opinii. Tak, mamy autobus! I jestem z tego dumny, że prostymi środkami, ale za to stuprocentowym zaangażowaniem i determinacją doprowadzamy do białej gorączki przeciwników sfrustrowanych swoją nieskutecznością. Nasze pole karne to nasza świętość. Twierdza, do której dostępu bronimy za wszelką cenę. Diego Simeone uczynił z bronienia dostępu do bramki sztukę.
Nie jest tajemnicą, że opieramy się na perfekcyjnym przygotowaniu fizycznym, a katorżnicze treningi szybko eliminują nieodpowiednich graczy. Jeśli jednak ktoś przystosuje się do takiego stylu pracy, to może być pewien, że stanie się lepszym zawodnikiem i osiągnie sukcesy. Podporządkowanie się wizji Argentyńczyka oraz zrozumienie jego planów jest kluczowe dla piłkarzy. To pozwala im walczyć z najlepszymi, a następnie ich pokonywać. Na tym został zbudowany najlepszy blok defensywny w Europie i to bez wielkich nakładów finansowych w porównaniu z innymi klasowymi zespołami. Możemy gdybać czy inny trener potrafiłby uczynić Diego Godína najlepszym środkowym obrońcą świata albo wprowadzić do składu nieopierzonego Lucasa Hernándeza, który rozegrał perfekcyjne zawody z Dumą Katalonii.
Psy szczekają, bus jedzie dalej. Główny cel podróży to oczywiście Mediolan, ale wcześniej czeka nas przystanek w Walencji oraz wizytacja z Vigo. Nasz pojazd ma się dobrze i stale jest reperowany oraz podrasowywany. Wierzę że rywale po spotkaniu z naszym autobusem będą wyglądali jak samochód Arturo Vidala, który były gracz Juventusu rozbił. Po wypadku zresztą stwierdził, że nie zawinił. To z pewnością drogowcy źle przygotowali nawierzchnię, a sam zainteresowany zasłużył na dalszą jazdę.
Po zdobyciu pucharów, drużyny organizują przejazd przez miasto właśnie autobusem, więc czas na pozytywny wydźwięk tego środka transportu w kontekście piłki nożnej.