Słowo „rezerwa” ma dla mnie dwojaki wydźwięk. Z jednej strony postrzegam to jako dodatkowe siły, alternatywę, możliwość manewru. Z drugiej zaś kojarzy mi się z zapleczem, czymś traktowanym po macoszemu, wykorzystywanym w ostateczności. Druga drużyna Atlético w ostatnich latach coraz bardziej definiowana jest przez ten negatywny opis. Nasze rezerwy od kilku lat notowały regres w 3. lidze, który w końcu doprowadził do spadku do Tercera División. A trzeba pamiętać, że w końcówce XX wieku była to ekipa, której w awansie do Primera División przeszkodził jedynie regulamin.
Ów dobry sezon miał miejsce w sezonie 1998/99, kiedy Atlético B zajęło 2. miejsce na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Przepisy jednak nakazują rezerwom grę co najmniej szczebel niżej niż pierwsze zespoły. Z tego względu z awansu cieszyła się trzecia na finiszu Numancia. Piłkarzem, który reprezentował wtedy Rojiblancos, a później zrobił największą karierę jest zdecydowanie Rubén Baraja. Długoletni gracz Valencii rozegrał wtedy 25 spotkań w drugiej lidze, a na listę strzelców wpisał się 11 razy. Ponadto udało mu się zaliczyć kilka występów w pierwszej drużynie. Innymi zawodnikami, którzy dostali szansę wybicia się w mocnych klubach byli Pablo García i Quinton Fortune. Pierwszy z nich grał w AC Milan i Realu Madryt, ale bez większych sukcesów, a drugi przez kilka lat reprezentował Manchester United, choć też nie może mówić o piłkarskim spełnieniu. Część graczy radziła sobie w dalszej karierze na poziomie 1. i 2. ligi hiszpańskiej. Pokazuje to, że Colchoneros potrafili sprowadzać i wychowywać całkiem niezłych piłkarzy.
Niestety rok później przyszło pierwsze załamanie. Po raz kolejny przeszkodą dla rezerw okazał się regulamin, a właściwie główny zespół Atleti, który spadł z ligi. Druga drużyna, mimo zajęcia bezpiecznego miejsce w Segunda División, musiała zostać zdegradowana do niższej klasy rozgrywkowej. Kolejny sezon zakończyli na pierwszym miejscu w swojej grupie Segunda División B, ale nie udało im się wywalczyć awansu w barażach. Nawet gdyby osiągnęli promocję to nadal pozostaliby w 3. lidze z wiadomych już zapisów. Kiedy w końcu pierwszy zespół zdołał powrócić do La Liga, otworzyła się droga, aby rezerwy mogły dostać się poziom wyżej. Szansa na to pojawiła się w 2004 roku, ale po wygraniu swojej grupy znowu nie udało się przejść przez baraże. Była to ostatnia taka szansa, gdyż później drużyna z Estadio Cerro del Espino plasowała się w środku stawki, aż w końcu zajęła 18. miejsce w sezonie 2014/15, co wiązało się ze spadkiem do 4. ligi. Oznaczało to również, że drużyna Atlético Madryt C występująca do tej pory na tym poziomie musi zostać zdegradowana do 5. ligi. Władze klubu podjęły decyzję o wstrzymaniu jej działalności do czasu awansu ekipy B.
Mówią, że czasem trzeba sięgnąć dna, żeby móc się odbić. Wprawdzie niżej od Tercera División jest jeszcze kilka lig, ale już tutaj można mówić o peryferiach hiszpańskiego futbolu. Jest to liga regionalna podzielona na 18 grup. Zwycięstwo nie premiuje do awansu, który wiedzie przez złożony system baraży. Jeśli młodzi Rojiblancos chcą o nich myśleć, muszą skończyć sezon przynajmniej na 4. pozycji. Obecnie są 3., ale przewaga nad kolejnymi przeciwnikami nie jest duża i na 9 kolejek przed końcem rozgrywek wszystko się może zdarzyć. Pomimo że poziom jest zwyczajnie słaby w drużynie jest kilka postaci, które mogą wybić się wyżej. Powołania na mecze pierwszej drużyny otrzymali Samuel Villa, Nacho Monsalve i Theo Hernández. Żadnemu z nich nie udało się jednak zadebiutować u Diego Simeone. Z kolei kilku innych graczy przebywa na wypożyczeniach, które realizują z różnym skutkiem.
Nasze rezerwy nie są wyjątkiem, jeśli chodzi o obniżenie lotów. Obecnie w Liga Adelante występuje tylko Athletic Bilbao B, który okupując ostatnie miejsce jest na najlepszej drodze do spadku. Jeśli żadnej ekipie nie uda się awansować do 2. ligi, to sezon 2016/17 będzie pierwszym od 14 lat, w którym zabraknie rezerw na zapleczu Primera División. Powrót Atlético jest o tyle trudny, że część zdolnych graczy woli pójść na wypożyczenie do wyższej ligi. Jeśli sztab zdecyduje się ich zatrzymać, ryzykuje rok potencjalnego zastoju, gdyż ciężko rozwijać się grając przeciwko słabym graczom. Do tego dochodzi wspomniany wcześniej system baraży, w którym w jednej grupie może zaistnieć sytuacja, że awans uzyska 4. drużyna, a mistrz nie.
W obecnej strukturze optymalnie byłoby mieć ekipę rezerw w Segunda División. Wtedy najzdolniejsi wychowankowie, którzy nie są gotowi do gry w pierwszym zespole, mogliby ogrywać się na przyzwoitym poziomie trenując pod okiem naszych trenerów. Uważam, że rezerwy powinny być zobligowane do grania taktyką głównej drużyny. Jestem wręcz zdania, że Diego Simeone powinien doglądać rezerw i móc mieć możliwość ingerencji w sprawy taktyczne. Młodzi piłkarze w ten sposób łatwiej uczyliby się gry pierwszego zespołu i lepiej zgrywaliby się później z bardziej doświadczonymi kolegami. Taka sytuacja jest o tyle dobra, że przez ostatnie lata Cholo zapracował na solidną pozycję w klubie i nic nie wskazuje na jego rychłe odejście. Oczywiście każdy kolejny trener powinien mieć takie same prawa. Być może sprawi to, że szkoleniowcy prowadzący drugie drużyny dzięki zebranemu doświadczeniu i poznaniu filozofii gry będą doskonałym materiałem na przejęcie schedy w głównym zespole. Minusem, który dostrzegam jest fakt, że miejsce w 2. lidze nie jest dane raz na zawsze. Znów mogą zdarzyć się słabsze sezony oznaczające spadek i niepewność utrzymania silnego składu, który mógłby szybko powrócić na wyższy poziom.
Z tego właśnie powodu myślę, że formuła rezerw traktowanych jako ważny element wyszkolenia nie zawsze zda egzamin. Najpierw trzeba zreformować system szkolenia młodzieży, który zapewni dopływ odpowiedniej liczby graczy prezentujących dobry poziom i rokujących na przyszłość. Jednak nawet to nie da 100% skuteczności, czego najlepszym przykładem jest FC Barcelona ze znakomitą szkółką, której rezerwy grają obecnie tylko w 3. lidze. Z tego względu alternatywą mogłoby być zastąpienie instytucji rezerw formą osobnych rozgrywek dla drużyn młodzieżowych. Najlepsze ekipy już teraz mogą rywalizować choćby w Młodzieżowej Lidze UEFA, a podobne rozgrywki na poziomie krajowym w Hiszpanii również mogłyby odnieść pożądany sukces. Dla najbardziej utalentowanych juniorów wiele by się nie zmieniło, bo oni są mniej lub bardziej ważną częścią pierwszych drużyn lub zbierają doświadczenie w słabszych ekipach.
Podsumowując, rezerwy w obecnej postaci są nam niepotrzebne. Służą jedynie jako przechowalnia przeciętnych lub słabych graczy, którzy zatrzymają się na niższych ligach. Jest kilku piłkarzy zdolnych, którzy jednak nie mają możliwości zagrania przeciwko poważnym przeciwnikom lub dostają taką szansę w innym klubie. Włodarze pewnie nie rozwiążą rezerw z tego powodu, bo nie stanowią one wielkiego kosztu, ale też chyba nie widać woli uczynienia ich znowu przyzwoitym miejscem dla młodych Rojiblancos.