Oprócz możliwości wygrania kolejnych trofeów, podopieczni Diego Simeone mają jeszcze 2 próby zdobycia chwały w tym sezonie. Są to oczywiście mecze z Realem Madryt i Barceloną. Zadanie wydaje się o tyle trudniejsze, że oba spotkania zostaną rozegrane na wyjeździe, a przy okazji kalendarz jest napięty jak stosunki saudyjsko-irańskie. Historia również przeciwko nam. Ostatnim sezonem ligowym, kiedy udało się nam wywieźć 3 punkty zarówno z Santiago Bernabeu jak i Camp Nou był 1987/88.
Podwójna stawka
Pisząc o stuprocentowej premii punktowej ekstra za zwycięstwo w meczach z Królewskimi i Blaugraną nie chodzi nawet o prestiż, a o faktycznie zauważalne zyski w tabeli. W walce o tytuł liczą się tylko 3 ekipy, a na dodatek żadna nie wypracowała do tej pory przewagi pozwalającej sobie na potknięcie. Z tego powodu każda strata punktów u przeciwników to nasz wydatny zysk. W kolejkach, w których wygrywamy swój mecz, a nasi rywale czynią podobnie, nasze zwycięstwo oczywiście umacnia naszą pozycję, ale nie pozwala dogonić rywali, a będąc przed nimi odskoczyć.
Cała trójka pretendentów do wygrania ligi na 99,83% straci jeszcze punkty. Nie można jednak wymagać od naszych konkurentów, aby czynili to hurtowo. Właśnie dlatego w kontekście walki o mistrzostwo bardzo ważne jest osiągnięcie jak najlepszych wyników w meczach z Realem i Barceloną. Moim marzeniem jest zwycięstwo w obu tych spotkaniach, choć zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo trudne i wymaga zgrania się wielu czynników w odpowiednim czasie. Przełączając się z trybu „Wiara i Optymizm” na „Racjonalizm i Realizm” zauważam, że również brak dwóch zwycięstw nie musi wcale tak bardzo oddalać nas od upragnionego tytułu. Najważniejszym jest nieprzegranie z Barceloną, gdyż nad lokalnym przeciwnikiem, jak na razie, mamy przewagę 4 punktów, która pozwala na potknięcie w meczu z nimi (o ile do czasu meczu z Realem sytuacja się nie zmieni). Patrząc tylko przez pryzmat walki o mistrzostwo będzie się trzeba cieszyć, jeśli wygramy przynajmniej z Dumą Katalonii albo osiągniemy 2 remisy.
Niewygodni Katalończycy
Na pierwszy ogień pójdzie FC Barcelona. I trzeba otwarcie przyznać, że jest to przeciwnik dla nas niezwykle niewygodny. Ostatnie 5 meczów to pasmo 5 porażek. Pod wodzą Cholo udało się wygrać zaledwie 1 spotkanie z 14 rozegranych. Było to w ¼ LM w sezonie 2013/14. I trzeba przyznać, że ten dwumecz pod względem taktycznym został rozegrany perfekcyjnie. Jeśli chcielibyśmy przypomnieć sobie ostatnie wyjazdowe zwycięstwo nad Katalończykami to musimy się cofnąć do 2006 roku. Prawie 10 lat temu wygraliśmy 3-1. Do Barcelony pojedziemy jako najlepsza ekipa Primera Division na wyjazdach. Jednak równowagą będą przeciwnicy przodujący w tabeli meczów domowych. Ponadto tylko Deportivo do tej pory udało się wywieźć punkt z Katalonii.
Po raz kolejny musimy oprzeć swoją grę na szczelnej obronie. Tyle, że nie możemy zając się wyłącznie murowaniem bramki, bo trio MSN w którejś akcji w końcu znajdzie sposób na naszych defensorów i Oblak będzie musiał skapitulować. W ataku musimy grać szybko, by pozwolić obrońcom oponentów popełnić błędy. Ich poprzedni mecz z Malagą pokazał, że nie są nieomylni, a przy odpowiednim pressingu można tym bardziej uzyskać korzyść w postaci wypracowania sobie dobrej okazji bramkowej.
Najbardziej ubolewam, że na Camp Nou nie zobaczymy Angela Correi, który musi pauzować za żółte kartki. Szybki gracz, który nie boi się wejść między obrońców byłby idealny jako opozycja do długotrwałej bezproduktywnej próby rozegrania ataku pozycyjnego bądź nieskutecznych dośrodkowań. W takim wypadku szansy należy upatrywać w osobie Yannicka Ferreiry Carrasco, który z meczu na mecz próbuje coraz to zmyślniejszych zagrać w ofensywie, a do spółki z będącym w coraz lepszej formie Filipe Luisem mogą sprawić, że w końcu będę pokładał nadzieje w lewej stronie. Nie można również zapomnieć o Antoinie Griezmannie. Wprawdzie z najlepszymi ekipami Francuz nie bryluje skutecznością, ale trzeba pamiętać, że jest to gracz, który potrafi zrobić różnicę i zdecydować o losach meczu.
REALna szansa
Z Los Blancos sytuacja wygląda zgoła inaczej. Tutaj wcale nie przystępujemy ze straconej pozycji, bo ostatnio Realowi rzadko udawało się znaleźć patent na Los Rojinlancos. W zmaganiach ligowych już od prawie 3 lat nie są w stanie pokonać Atletico. Ostatnio nawet wizyty na Santiago Bernabeu nie są straszne dla klubu znad Manzanares. 2 ostatnie sezony przyniosły komplety punktów w meczach rozgrywanych jako goście.
Myślę, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest, momentami wręcz maniakalna, gra na Cristiano Ronaldo. Jest to gracz dobry, ale przereklamowany, szczególnie w ostatnim czasie. Portugalczyk niejednokrotnie potrzebuje wielu okazji, aby wpisać się na listę strzelców. Przy dobrze zorganizowanej obronie zadanie to wydaje się trudniejsze, co z czasem rodzi frustrację pogłębiającą się z każdą kolejną minutą meczu. Los Colchoneros z kolei najpewniej świetnie potrafią się zmotywować na spotkania derbowe. Zresztą nie może być inaczej, kiedy przeciwnikiem jest największy rywal, a w naszym składzie wychowankowie odgrywają ważną rolę.
Mam nadzieję, że w tym spotkaniu nie zabraknie w wyjściowym składzie Angelito. Nawet jeśli zaczniemy mecz zachowawczo i to Real przejmie inicjatywę, wierzę, że młody Argentyńczyk jest w stanie pokazać kilka przebłysków i zasiać zamęt w szeregach obronnych przeciwnika.
Przełamać impas
Ostatnie 3 mecze piłkarzy Simeone to seria bez zwycięstwa. Jesteśmy klubem o ambicjach, które każą taki stan rzeczy uznać za alarmowy. Zauważyłem jednak, że w meczu z Sevillą i rewanżu Pucharu Króla z Celtą gra była znacznie lepsza od wyniku. To nie jest już Atletico grające do wyniku 1:0, a następnie broniące za wszelką cenę rezultatu zapominając o zasadzie, że najlepszą obroną jest atak. Co najważniejsze, bardziej ofensywna gra nie przełożyła się na pogorszenie defensorów. Wprawdzie w meczu z Celtą daliśmy wbić sobie aż 3 gole, co po raz ostatni zdarzyło się niemalże dokładnie rok temu. Niemniej jestem w stanie uznać to za wypadek przy pracy i wyjątkowo słabą dyspozycję obrońców akurat tego dnia.
Problemem ciągle pozostaje atak, który na wszelkie możliwe sposoby próbuje w jak najbardziej optymalny sposób zestawić Diego Simeone. Każdy z zawodzących napastników w tym sezonie powinien pamiętać, że jest to idealny mecz na odkupienie swoich win. Jedna bramka, nawet zwycięska w takim meczu nie wymaże dotychczasowej nieskuteczności, ale pomoże uwierzy w siebie i w końcu się odblokować.
Otrzeć się o cud
W takich kategoriach trzeba rozpatrywać wygranie obu spotkań z potentatami. Sytuacji na pewno nie poprawił Koke, który przyznał, że celem Atletico w tym sezonie jest znowu walka o 3. miejsce. Z jednej strony może to być próba zdjęcia presji, ale wyszło postawienie się w gorszej pozycji. Do tego dochodzi odpadnięcie z Copa del Rey, które również stanowi krok w kierunku szeregu.
Gramy nadal w dwóch rozgrywkach, które mogą nam dać cenne trofeum. Obecna forma nakazuje jednak tonować nastroje i ze spokojem myśleć o ewentualnym wygraniu Primera Division lub triumfie w Lidze Mistrzów. Z tego powodu tym bardziej trzeba wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności i pokonać w tym sezonie choćby jeden raz Barcelonę lub Real, a najlepiej obie te ekipy. Na początku wspomniałem, że ostatni taki przypadek miał miejsce 28 lat temu. Ciekawostką jest fakt, że wtedy mecz z Realem następował dokładnie 4 kolejki po potyczce z Barceloną. Może i tym razem historia zatoczy koło i ziści się piękny scenariusz zdobycia twierdz głównych rywali.