Tak słabego meczu w wykonaniu Atletico Madryt w tym sezonie jeszcze nie było. Paradoksalnie, Rojiblancos najbardziej męczyli się z drużyną, z którą teoretycznie powinni sobie poradzić najłatwiej. Granada napędziła sporo strachu i, szczególnie w pierwszej połowie, była o krok od odniesienia co najmniej niespodziewanego, jeśli nie sensacyjnego, zwycięstwa. Na całe szczęście, zapas pecha podopieczni Diego Simeone wyczerpali chyba w poprzednim sezonie, bo w obecnych rozgrywkach fart towarzyszy im w niemal każdym trudnym spotkaniu. Pozostaje jednak pytanie: jak długo Los Colchoneros będą w stanie tak się ślizgać? Oby teraz było już tylko lepiej, bo w przeciwnym wypadku w nadchodzących derbach Madrytu Real rozniesie drużynę z Vicente Calderon w pył.
Przed meczem Cholo dokonał ciekawego wyboru – zdecydował, że na boisko wybiegnie ta sama 'jedenastka’, co przed tygodniem w starciu z Getafe. Szczerze mówiąc, nie pamiętam sytuacji, w której Argentyńczyk zdecydował się na taki sam skład w dwóch pojedynkach z rzędu. W każdym razie już od pierwszego gwizdka było widać, że o komplet punktów nie będzie dziś łatwo. Granada niemal od razu próbowała atakować, udowadniając tym samym, że nie ma zamiaru poddawać się Atletico bez walki. Z kolei Rojiblancos wyglądali tak, jakby z góry założyli, że wygrana im się po prostu należy i rywale najlepiej niech sami sobie strzelą gole. U podopiecznych Diego Simeone najbardziej w oczy rzucały się błędy w obronie oraz brak pomysłu na kreowanie gry. W 8. minucie w narożniku własnego pola karnego w piłkę nie trafił Juanfran, co stworzyło Guilherme Siqueirze okazję do oddania strzału. Na szczęście lewy obrońca Granady uderzył daleko obok bramki. Kilkadziesiąt sekund później z rzutu wolnego dośrodkował Gabriel Torje, ale Youssef El Arabi główkował tuż obok słupka. Parę minut wcześniej napastnik gospodarzy otrzymał żółtą kartkę za uderzenie w głowę Mario Suareza podczas walki w powietrzu o piłkę. Los Colchoneros byli mocno zagubieni i zapewne byli bardzo zaskoczeni postawą swoich przeciwników, którzy bez kompleksów czasami ich wręcz ośmieszali. Atletico oddało pierwszy strzał dopiero po ponad kwadransie z gry. Właściwie był to jedyny okres, w którym to Rojiblancos przeważali. Najpierw z dystansu uderzał Raul Garcia, ale choć piłka skozłowała tuż przed Tono, to bramkarz Granady zdołał odbić ją na rzut rożny. Kilkanaście sekund później ten sam golkiper popisał się bardzo dobrą interwencją przy groźnej główce Diego Godina. Później Adrian Lopez wrzucał jeszcze z prawej strony w 'szesnastkę’ gospodarzy, ale nic już z tego nie wyszło. W 23. minucie mieliśmy do czynienia z festiwalem błędów w szeregach obronnych gości. Najpierw dwa karygodne błędy popełnił Miranda, a później kilku zawodników przyglądało się jak El Arabi kolejno ich mija w drodze na bramkę. Na całe szczęście piłkę wybić mu zdołał Godin. Podopieczni Simeone mieli ogromne problemy z wyjściem z własnej połowy, a gdy już udało im się to osiągnąć, to i tak nie potrafili stworzyć niczego sensownego w ataku. Co prawda Filipe próbował coś rozgrywać, ale wobec nieporadności reszty kolegów jego starania były skazane na porażkę. Odcięty od podań był Radamel Falcao, a Raul Garcia i Adrian byli praktycznie bezproduktywni. Po pół godzinie gry świetną interwencją popisał się Thibaut Courtois. Po dośrodkowaniu Daniego Beniteza z rzutu wolnego, w polu karnym Atletico doszło do zamieszania, po którym w świetnej sytuacji znalazł się El Arabi, jednak jego strzał z bliskiej odległości jakimś cudem na rzut rożny zdołał odbić bramkarz gości. Na kilometr pachniało bramką dla gospodarzy, którzy dodatkowo nakręcani byli dopingiem swoim kibiców i tym, że po drugiej stronie mieli do czynienia z wyjątkowo słabymi Rojiblancos. W 34. minucie na uderzenie z dystansu zdecydował się Mario Suarez, ale piłka poleciała nad poprzeczką. Chwilę później podopieczni Simeone mogli mówić o ogromnym szczęściu. Granada wyprowadziła wzorową kontrę, za którą nie bardzo nadążyła defensywa Los Colchoneros. Ostatecznie piłka dotarła do Torje, którego strzał jakimś cudem zdołał wślizgiem lekko przyblokować Arda Turan, dzięki czemu futbolówka trafiła jedynie w słupek, a dobitka Yacine’a Brahimiego wylądowała w trybunach. Następnie z dystansu strzelał Mikel Rico, ale była to próba niecelna. Atletico było rozbite i właściwie nie wiedziało jak na to wszystko odpowiedzieć. Przed przerwą udało się jednak nieco oswobodzić i wyprowadzić kilka ataków, które jednak zakończyły się jedynie mocnym, choć minimalnie niecelnym uderzeniem Falcao z około 30 metrów.
Każdy kibic Los Colchoneros zdawał sobie sprawę, że jeśli drużyna z Vicente Calderon chce wygrać, to ich postawa w drugiej połowie musi się zmienić o 180 stopni. Jedyne, na co można było liczyć, to jakaś płomienna przemowa Simeone, który znany jest z tego, że jest świetnym motywatorem. W każdym razie Argentyńczyk zdecydował się zdjąć w przerwie Adriana i wprowadzić w jego miejsce Diego Costę. Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund drugich 45 minut Rojiblancos grali jednak w dziesiątkę, bo brazylijski napastnik miał chyba pewne problemy ze skompletowaniem stroju i na boisku pojawił się już w trakcie gry. W grze Atletico było widać lekką poprawę, choć wciąż było daleko do tego, by stwierdzić, że goście z Madrytu wreszcie przeważają. W 47. minucie rozpędzony Benitez wbiegł w pole karne, ale skutecznie uprzedził go Courtois. Kilka chwil później z prawej strony w kierunku Falcao dobre podanie posłał Juanfran, ale El Tigre najpierw był skutecznie pilnowany przez Irineya, a potem zatrzymał go Tono. Czas mijał, a akcji wciąż było jak na lekarstwo. W 59. minucie Cholo zdecydował się zdjąć Raula Garcię i wprowadzić w jego miejsce Koke. Jak bardzo trafiona była to zmiana okazało się kilka minut potem. Diego Costa otrzymał dobre podanie, ale przed 'szesnastką’ przegrał walkę z obrońcami Granady. Na szczęście Brazylijczyk zdołał jeszcze odegrać piłkę na prawą stronę, gdzie dopadł do niej Koke i posłał ją na długi słupek w kierunku Ardy Turana, a turecki pomocnik bez problemu umieścił ją w siatce przy dalszym rogu. Biorąc pod uwagę dotychczasową postawę Los Colchoneros, trafienie to było wręcz darem niebios. Przez chwilę nawet Rojiblancos zaczęli przeważać. Chwilę po wznowieniu gry w boczną siatkę uderzył Falcao. W 67. minucie z lewej strony z piłką ładnie pociągnął Diego Costa, który po przebiegnięciu blisko połowy boiska i ograniu obrońcy musiał uznać wyższość Tono. Z prawego skrzydła na długi słupek świetne wrzucił Juanfran, ale kolumbijski napastnik z pięciu metrów nie trafił do pustej bramki. Gospodarze nie zamierzali jednak rezygnować i składać broni, tylko po otrząśnięciu się z chwilowego szoku znów zaczęli atakować. Zadanie ułatwił im nieco Mario Suarez, który za celowe zagranie ręką otrzymał w 71. minucie żółtą kartkę, a że było to już jego drugie upomnienie w tym meczu, to pomocnik Atletico musiał zejść z boiska. Simeone zareagował natychmiast i w miejsce Ardy Turana wpuścił Tiago, co oznaczało jedno – Los Colchoneros będą bronić wyniku. Im mniej czasu pozostawało do zakończenia meczu, tym bardziej nerwowo było na boisku, co przekładało się na coraz większą ilość fauli. W 81. minucie z rzutu wolnego uderzał Falcao, ale Tono dobrze odbił piłkę do boku. Na pięć minut przed końcowym gwizdkiem po dośrodkowaniu Beniteza z rzutu rożnego obok bramki gości główkował niepilnowany Fabian Orellana. W doliczonym czasie gry kolejną okazję zmarnował El Tigre, który po dobrej akcji Filipe znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Granady, ale z kilku metrów posłał piłkę nad poprzeczką. Więcej akcji już nie oglądaliśmy i mimo ambitnej postawy gospodarzom nie udało się wywalczyć nawet punktu.
Co teraz? W czwartek na Vicente Calderon przyjedzie Hapoel Tel Awiw, a w niedzielę w stolicy Hiszpanii zjawi się Sevilla. Warto wygrać oba te spotkania, a zwłaszcza to drugie, które pozwoli podejść do derbów z Realem na jeszcze większym luzie. O ile w ogóle można mówić o jakimkolwiek luzie przed starciem z Królewskimi…
Skład Atletico: Courtois – Juanfran, Miranda, Godin, Filipe – Gabi, Mario Suarez, Raul Garcia (Koke 59′), Adrian (Diego Costa 46′), Arda Turan (Tiago 73′) – Falcao
Bramki:
1:0 – Arda Turan 61′