Już jutro pierwsze w tym sezonie derby Madrytu. Piłkarze Atlético i Realu powalczą na Wanda Metropolitano nie tylko o zwycięstwo, ale także o przełamanie nie najlepszej ostatnio formy. Czego od tego pojedynku oczekują kibice Królewskich?
Janusz Banasiński (redaktor portalu realmadryt.pl):
Ostatnimi czasy Real Madryt zawodził i irytował mnie do tego stopnia, że gdyby przysługiwało mi takie prawo, złożyłbym do Eleven reklamację i za odzyskane pieniądze kupowałbym sobie raz w miesiącu dużego kebaba w zestawie z półlitrową coca colą, uważając, że to o wiele lepsze dla zdrowia niż mecze Los Blancos. Często odnosiłem wrażenie, że nie chce mi się oglądać tego tak samo, jak piłkarzom Królewskim nie chce się grać.
Niezależnie od tego, czy zwyciężali z kimś 3:0 czy też przegrywali z Gironą lub Tottenhamem, czułem się za każdym razem identycznie, bo i gra podopiecznych Zinédine’a Zidane’a wyglądała w ten sam sposób. Bez iskry, bez sportowej złości, topornie, bez tego pierwiastka magii, który zawsze mnie w tej drużynie fascynował. Ot wyjść na murawę i poczekać aż samo się wygra. Najlepiej na stojąco i przy użyciu słabszej nogi. Pomimo słabszych wyników i mizernego, nudnego dla oka stylu, uważam jednak, że starcie z Atlético – przynajmniej w moim odczuciu – nadchodzi w idealnym momencie. I to wcale nie dlatego, że wyczuwam nagle jakieś wielkie przełamanie czy punkt zwrotny. Choć wiem, że może to zabrzmieć nieco egoistycznie, to jednak futbol w pierwszej kolejności zawsze był dla mnie dostarczycielem – często skrajnych – emocji, a starcie z Los Rojiblancos jest tak naprawdę pierwszym, na które w tym sezonie rzeczywiście niecierpliwie czekam. To będzie pierwszy mecz bezjajecznego Realu Zidane’a, podczas którego w telewizor będę się gapić przez 90 minut, a nie jedynie w niego zerkać, ogarniając w międzyczasie pokój czy zmywając naczynia.
Bo nawet jeśli mogę otwarcie przyznać, że piłki prezentowanej przez Atlético absolutnie nie trawię, a futbolem przyszłości nie nazwałbym tego nawet pod groźbą tortur, to jednak mimo wszystko trudno nie cieszyć mi się z tego, co w stolicy Hiszpanii zdziałał Diego Simeone. Przywrócenie przez niego blasku derbom Madrytu było bowiem – patrząc już nie tylko z perspektywy fana Los Blancos – jedną z najfajniejszych rzeczy, które spotkały futbol w XXI wieku. Oprócz starć z Barceloną mecze z Atlético są obecnie jedynymi, które nie byłby mi się w stanie znudzić, nawet gdyby rozgrywane były codziennie.
Nie wiem, kto wygra i czy w ogóle ktoś wygra. Oczywiście, będę trzymał kciuki za Real, choć na zwycięstwo nie postawiłbym pewnie 10 groszy. Wyniku nie będę typował, pytajcie Wróżbity Macieja. Przepraszam, ale w tego rodzaju potyczkach nie potrafię się zastanawiać, czy ktoś zagra 4-4-2, a może 4-3-3. Niech tym zajmują się ci, którzy się na tym znają. Dla mnie ważne są przede wszystkim emocje.
Będę więc po prostu cieszył się tym, że pośrodku prezentowanego przez Królewskich marazmu znajdzie się wreszcie moment na dopisanie kolejnego rozdziału w jednej z najbardziej wciągających futbolowych opowieści minionych lat.
Dawid Król (redaktor portalu realmadryt.pl):
Myślę sobie – najbliższe derby tym się różnią od spotkań między Atleti a Realem w ostatnich latach, że jak kiedyś oczekiwaliśmy po tych meczach futbolu wyrachowanego, mniej radosnego niż grany w innych potyczkach, tak teraz kibice obu drużyn chcą, aby ich zespoły przeciw rywalowi zza miedzy się podniosły. Ani Atleti, ani Real nie zachwycają. Ostatni ładne spotkanie w wykonaniu podopiecznych Simeone przypada na… Las Palmas? W drużynie Zidane’a moim zdaniem będzie to Borussia.
Teraz inaczej widzę też aspekty, w których Atletico może Realowi zaszkodzić. Rok czy dwa lata temu siłę Rojiblancos widziałbym w organizacji taktycznej, mocnym pressingu i silnym środku… Teraz będą to zrywy, czy to Carrasco, czy to Saula, a może dobre dośrodkowanie, podanie lub strzał Koke. W przeszłości powiedziałbym, że kluczem do zwycięstwa z Atletico będzie skuteczna gra napastników, teraz, że najważniejsze będzie odzyskanie choćby części właściwej dla Realu wysokiej jakości w środku pola.
Ostatnią sprawą jest to, że zmienia się moje myślenie co do samego Atleti. Szanuję ten klub, ale jak przed rokiem myślałem, że idzie do przodu, tak teraz trudno mi sobie wyobrazić dalszy rozwój zespołu Simeone. Jest nowy inwestor, ale nie podobają mi się idee. Wiemy, że brakuje napastnika, tyle że moim zdaniem powinno się szukać kogoś lepszego niż Diego Costa, snajperów w rodzaju Falcao czy Aguero. Wydaje mi się, że duch krańca pewnej epoki jest także obecny w zespole Rojiblancos, ale ten mecz może go rozwiać. Być może po derbach znów zacznę myśleć o Atleti po staremu. Na pewno ważna będzie dobra dyspozycja Griezmanna, której Francuz stale ostatnio szuka.
Sebastian Warzecha: (redaktor magazynu „Olé”):
Myślę, że nie odkryję tu Ameryki, ale i tak należy od tego zacząć: to nie będą derby takie, jak w ostatnich kilku sezonach… choć w pewnym sensie będą identyczne. Identyczne, bo Real i Atlético walczą o takie same cele, będąc w podobnej formie. Inne, bo obie ekipy grają po prostu słabo, zaliczyły w tej kampanii dużo wpadek i kibice w Madrycie – niezależnie od kibicowskiej orientacji – są coraz mniej wyrozumiali i cierpliwi.
Podstawowym problemem są napastnicy. Griezmann, Benzema, Ronaldo i cała reszta. To, co w ostatnich sezonach było siłą Realu, w tym stało się jego przekleństwem. Atleti opierało się raczej na defensywie, ale to Griezmann był postacią centralną, wokół której wszystko się ostatecznie kręciło. Jego słabsza forma powoduje, że cierpi cały zespół Rojiblancos, choć z drugiej strony trudno wszystko zrzucać na Francuza, podobnie jak trudno obwiniać Ronaldo i Benzemę za niepowodzenia Realu.
Bo i defensywa w obu zespołach popełnia wręcz komiczne błędy. W Realu, o którym mogę więcej napisać, Marcelo w ogóle nie przypomina siebie, a tego, że wypadł Dani Carvajal tak naprawdę nikt nie zauważył, bo Hiszpan chyba sam do końca nie wierzył, że może grać tak słabo. Myli się często Sergio Ramos i jedynie Raphael Varane trzyma odpowiedni poziom. Można dodać jeszcze Casemiro, który śmiało mógłby oddać miejsce Marcosowi Llorente. Zresztą Ceballos za Modricia czy Kroosa też byłby dobrym rozwiązaniem.
Co więc można napisać o nadchodzącym meczu? Że jest szalenie istotny. To mogą być derby przebudzeń, derby, które odmienią losy sezonu dla Realu lub Atlético lub derby, które pogrążą podopiecznych Simeone/piłkarzy Zidane’a (po spotkaniu – skreślić niepasujące). Remis nikogo tu nie urządza i wydaje się, że wszystko rozstrzygnie się nie tyle taktyką, co wolą walki i chęcią przełamania. Jeśli oba zespoły nie będą w stanie ich z siebie wykrzesać – cóż, to mogą być też najnudniejsze derby od lat. Ale oby tak się nie stało.