Filipe, po nieudanym pobycie w Chelsea, wrócił przed rokiem do Atlético i zaliczył jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, sezon w karierze. Brazylijczyk pod okiem Diego Simeone szybko wrócił do swojej optymalnej formy i błyszczał świetną formą zwłaszcza w drugiej części rozgrywek.
Całkiem niedawno doświadczony lewy obrońca dał przykład swojego profesjonalizmu. 30-latek specjalnie skrócił swoje wakacje, dzięki czemu rozpoczął pretemporadę od pierwszego dnia, choć mógł jeszcze przez tydzień wylegiwać się na brazylijskich plażach i odpoczywać razem z rodziną. Zapraszamy do zapoznania się z obszernym wywiadem, który pojawił się dziś na łamach jednego z hiszpańskich dzienników.
Udało się już przeboleć ostatnie spotkanie zeszłego sezonu?
– Bez wątpienia. To był trudny, smutny moment, ale gdy ma się odpowiednio dużo futbolowego doświadczenia, wie się jak radzić sobie w takich sytuacjach. Dobrą rzeczą jest to, że po tamtej porażce czuję więcej motywacji i ambicji niż kiedykolwiek wcześniej. Chcę walczyć jeszcze intensywniej, pomagając tym wygrywać trofea. Z takim podejściem łatwiej jest radzić sobie ze wszystkimi przeszkodami. Martwiłbym się dopiero wtedy, gdy straciłbym tę wewnętrzną siłę i nadzieję.
Dla Simeone porażka na San Siro było jak śmierć, po której musiał przejść przez okres żałoby. W Twoim przypadku było podobnie?
– To było coś koszmarnego, okropnego. To oczywiste, że przegranie kolejnego finału jest jedną z najgorszych rzeczy jaka może się przydarzyć w karierze. Z drugiej jednak strony, gdy spojrzy się na to chłodnym okiem, trzeba przyznać, że rozegraliśmy znakomity sezon – dotarliśmy do finału Ligi Mistrzów, w lidze zgromadziliśmy 88 punktów… Myślę, że powinniśmy być z tego dumni. Nie będę kłamał i powiem, że miałem kilka nieprzespanych nocy. Najwspanialszą rzeczą w futbolu jest jednak to, że za chwilę ma się kolejną okazję, kolejny mecz do rozegrania. W moim przypadku były to występy na Copa America. Dlatego też szybko wróciła do mnie ta ambicja, która pcha w kierunku najwyższego poziomu i każe pozostać w pełni skupionym na osiąganiu kolejnych sukcesów.
Dla Ciebie najbardziej bolesne musi być chyba to, że w obydwu finałach musiałeś przedwcześnie zejść z boiska, za każdym razem przy korzystnym wyniku.
– Dwa lata temu wygrywaliśmy. W tym roku był remis i wiedzieliśmy, że najbezpieczniejszą opcją jest spokojne przetrwanie dogrywki. Porażka boli, bo w rzutach karych może wydarzyć się wszystko, niestety tym razem nie poszło po naszej myśli. Jestem dumny z moich kolegów, bo każdy dołożył swoją cegiełkę, dzięki której znów mogliśmy walczyć o triumf w Lidze Mistrzów. Nie udało się, ale nigdy nie przestanę próbować. Jeśli już nie jako zawodnik, to być może jako trener. Nigdy nie odpuszczę i wiem, że kiedyś w końcu wygram Champions League z Atlético.
Czy najgorsze jest to, że to Real dwukrotnie był zwycięzcą?
– Kiedy gra się przeciwko nim, trzeba pamiętać o ich klasie i sile. Mają najwięcej Pucharów Europy w historii, mnóstwo fantastycznych sezonów w Lidze Mistrzów. Mecze z nimi to nie potyczki z łatwym przeciwnikiem, tylko z zespołem, którego stać na ukąszenie nas w każdy sposób, w każdym momencie. To nasz największy rywal i drużyna, którą w każdych rozgrywkach stać na wszystko.
Ambicja i motywacja o których wspominałeś są powodem, dla którego wcześniej wróciłeś z urlopu?
– Trochę na pewno. Im dłużej odpoczywałem od futbolu, tym większe odczuwałem pragnienie powrotu na boisko. Przede wszystkim jednak wynikało to ze świadomości, że jeśli nie rozpocznę przygotowań razem z całym zespołem, to złapanie odpowiedniego rytmu i kondycji fizycznej będzie mnie kosztowało znacznie więcej. Dlatego zdecydowałem, że wrócę wcześniej i od pierwszego dnia będę walczył o moje miejsce w drużynie, którego nigdy nie można być pewnym i o które stale trzeba rywalizować. Muszę utrzymywać wysoką formę, bo z każdym rokiem wymagania są coraz większe.
Możemy spodziewać się jeszcze lepszego Filipe?
– Mam nadzieję, że zacznę sezon tak jak zakończyłem poprzedni. Rok temu zacząłem przygotowania w sierpniu i osiągnięcie odpowiedniej formy zajęło mi trochę czasu. W początkowych spotkaniach bywało trudno pod koniec, ostatnie minuty często były dla mnie sporym wyzwaniem. Teraz pod tym względem powinno być o wiele lepiej. Jestem pewien, że rozegramy sporo wielkich meczów dzięki skokowi jakościowemu, który przynoszą nowi zawodnicy.
Te problemy w inauguracyjnych występach to efekt wymagań Profe Ortegi?
– Prawda jest taka, że podczas każdej pretemporady, w trakcie której przechodziłem do innego klubu, rozpoczynałem pracę stosunkowo późno. Odbijało się to potem na tym, że trudno było w krótkim czasie osiągnąć optymalną formę. Teraz uznałem, że zacznę już od pierwszego dnia, dzięki czemu o nic się nie muszę martwić i wiem, że kondycja nie będzie żadnym problemem.
Co zmienił w Tobie Simeone?
– W Deportivo był okres gdy prawie pobiłem rekord występów w kolejnych meczach. Tak naprawdę jednak to Cholo wyciągnął ze mnie to, co najlepsze. W wielu miejscach byłem pewny miejsca w jedenastce i nie musiałem się o to martwić. Różnica z Diego jest taka, że poza byciem przyjacielem na boisku i poza nim, nigdy nie czułem się nietykalny. Zawsze wymaga ode mnie jak najwięcej. Gdy popełniam błąd lub zaliczam słaby występ, od razu ze mną rozmawia i kieruje na odpowiednie tory. Dzięki temu nauczyłem się pozostawać w pełni skoncentrowanym, bo tutaj nigdy nie można osiąść na laurach.
Podzielasz zdanie, że liczy się zwycięstwo nie styl?
– Bez najmniejszej wątpliwości. Spójrz, gdzie jest Atlético grając dobrze i grając źle. Z Simeone rozegraliśmy sporo wielkich meczów, ale odnieśliśmy też zwycięstwa, na które z przebiegu meczu nie zasługiwaliśmy. Zawsze jednak doskonale wiemy, co chcemy na murawie robić. Mamy odpowiednią mentalność, mamy silną defensywę i świadomość, że żaden piłkarz nie jest ważniejszy od zespołu. Kluczem naszej filozofii jest myślenie o tym, co teraz, a nie o tym, co jutro. Pomaga nam to lepiej skupiać się na każdym nadchodzącym pojedynku.
Co powiesz na temat głosów, że gracie agresywnie i brzydko?
– Jeśli spojrzy się na numery, widać, że pewnych rzeczy nie da się ukryć. Kiedy zespół rzadziej utrzymuje się przy piłce, próbuje jak najlepiej się bronić, a co za tym idzie popełnia więcej fauli i otrzymuje więcej kartek. W naszym przypadku to się jednak zmienia i w poprzednim sezonie wyglądaliśmy pod tym względem nie gorzej od rywali, otrzymując mniej upomnień od sędziów. Jesteśmy zespołem, który szanuje rywali i arbitrów. Taka jest nasza filozofia, a piękno futbolu polega na tym, że dróg do zwycięstwa jest wiele. Nasza jest taka, a nie inna i nadal będziemy kontynuować takie podejście.
Co zmieniło się po powrocie z Chelsea?
– Przygoda w Anglii była dla mnie dobrym doświadczeniem. Odszedłem tam z wielu powodów. Chciałem spróbować sił w innej lidze i udowodnić sobie, że mogę odnieść tam sukcesy. Wygrałem dwa trofea, ale nigdy nie czułem się jak w domu. Teraz po aż pierwszy mogę głośno i otwarcie powiedzieć, że gram w klubie, w którym chcę być i który kocham całym sercem. Gram wyznając jego zasady i reprezentując barwy, które kocham. Czuję się jakbym był jednym z wychowanków, bo w tym miejscu czuję się wspaniale. Odejście pozwoliło mi docenić jak fantastycznym miejscem jest Atlético i pokazało, że nigdzie nie będę czuł się tak jak tu.
Dlaczego piłkarze, którzy odchodzą z Atlético, mają problem z odnoszeniem wielkich triumfów? Falcao, Costa, Arda…
– Wielu po rozstaniu się z Calderón odnosiło wspaniałe zwycięstwa, ale myślę, że wygrywanie w Atlético ma swój niepowtarzalny smak i jest cenniejsze niż w jakimkolwiek innym klubie. Gdy wchodzisz na boisko, wiesz, że jeśli wygrasz, będziesz się z tego w pełni cieszył przez dwa-trzy dni. W innych drużynach tego nie ma, bo tylko tu czuje się to wspaniałe wsparcie od ludzi nie tylko na trybunach, ale i na ulicy. Więź z fanami jest niesamowita. Tutaj można czuć się piłkarzem pełną gębą. Po każdym treningu czekają setki ludzi, na ulicy wszyscy przypominają i żyją ostatnim meczem. Wszystko to sprawia, że można poczuć się kimś ważnym w tym klubie i że chce się tu zostać i dawać z siebie wszystko by spełnić oczekiwania kibiców.
Dlaczego chcesz powrotu Costy?
– Jest piłkarzem, z którym przeżyłem wiele wspaniałych chwil w mojej karierze, kocham go jak brata. Wszyscy znamy jego podejście i to jakim uczuciem darzy Atlético. Pozostaje z nami w kontakcie, odwiedza nas kiedy tylko może i bez wątpienia byłby tu bardzo szczęśliwy. Jest jedną z najlepszych '9′ na świecie i na Calderón byłby w stanie wrócić do optymalnej formy. Zawsze będę chciał go w swoim zespole i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zagram z nim w jednej drużynie.
Nowym snajperem został Gameiro. Biorąc pod uwagę ostatnie doświadczenia z napastnikami, jak ważnym jest posiadanie właściwej '9′?
– W każdym klubie środkowy napastnik jest najważniejszym graczem na najtrudniejszej pozycji. Naszym najlepszym graczem bez wątpienia jest Griezmann, ale priorytetowym zadaniem każdej '9′ jest zdobywanie bramek, co jest najtrudniejszą rzeczą w futbolu. Nie jest łatwo grać w Atlético i na Calderón, ale gdy się już uda wpasować w ten zespół, nasz system gry pozwala graczom na osiąganie sukcesów. Gameiro jest i będzie ciepło przyjęty, będzie czuł się tu jak w domu i miejmy nadzieję, że zaprezentuje to, co pokazywał w Sevilli. Jestem pewien, że odniesie z nami wiele cennych triumfów.
Obrona Atlético, włącznie z Oblakiem, jest najlepsza na świecie?
– Nie można zaprzeczyć, że mamy świetną obronę i fantastycznego bramkarza. Miałem to szczęście, że mogłem grać z dwoma fenomenalnymi golkiperami – wcześniej z Courtois, teraz z Oblakiem. Takich zawodników rzadko się spotyka i przyjemnością jest oglądać ich w akcji. Ogromna praca graczy z przodu ułatwia nam skuteczną grę w defensywie. Na stoperze mamy Godína, Savicia, Giménez i Lucasa, którzy zapewniają stabilność na lata. Z każdym rokiem rozwijamy się coraz bardziej, dzięki czemu nasza obrona faktycznie radzi sobie wyśmienicie.
I pomyśleć, że początkowo mówiono, że absolutnie nie znasz się na bronieniu…
– W tym względzie zawdzięczam wiele Lotinie, który miał do mnie mnóstwo cierpliwości. Godzinami uczył mnie sztuki bronienia jakbym był dzieckiem. Rzeczy, których normalnie uczy się w wieku ośmiu lat, ja przyswajałem mając dwadzieścia dwa lata. Dziś Lotina jest moim przyjacielem, któremu wiele zawdzięczam. Kropkę nad i postawił jednak Simeone, to on dokonał ostatecznych szlifów. Dzięki nim stałem się piłkarzem, którym jestem dziś. Nadal chcę się poprawiać i rozwijać, ale wiem, że jestem teraz naprawdę dobrym defensorem.
W młodym wieku przyszedłeś do Ajaxu, Rentistas wypożyczali się do Castilli, do Deportivo… Po tych trudnych początkach bardziej doceniasz swoje sukcesy?
– Mogę powiedzieć, że tak. Zawsze polegam przede wszystkim na sobie i nigdy się niczego nie bałem, ale przeszedłem wiele miejsc, by znaleźć się tu i odnosić sukcesy. Mój start nie był łatwy. Obrońca ma trudne zadanie, bo rzadko może czerpać pełną radość z futbolu – jeden błąd i już jest się o wszystko obwinianym. Koncentracja jest kluczem do bycia najlepszym. Przeszedłem wiele, nauczyłem się wiele i dziś czuję, że to wszystko odpowiednio zaprocentowało.
W 2009 roku rozgorzał Twój konflikt z Lendoiro gdy nie pozwolił Ci odejść do Barcelony…
– To był trudny okres. Zobaczyłem okazję życia do wygrywania tytułów i zacząłem myśleć bardzo egoistycznie. Zraniłem fanów, którzy na to nie zasługiwali. W końcu jednak stanąłem twardo na ziemi i zacząłem patrzeć na wszystko bardziej realistycznie. Dzięki temu zostałem w Deportivo i jestem za to wdzięczny, bo mogłem grać tam dalej bez żadnych problemów, z szacunkiem ze strony kibiców. Szczęśliwie dziś jestem w miejscu, w którym czuję się szczęśliwy i chcę by tak zostało.
Źródło: MARCA