Kończy się trening. Co później robi elitarny piłkarz?
– Nic nadzwyczajnego. Drzemka, nie mam już dwudziestu lat, trzeba odebrać dzieci ze szkoły. Bawię się z nimi, dopóki nie pójdą spać o dziewiątej, a później mam czas, aby obejrzeć film lub serial. Kiedyś zdarzyło się wymknąć oknem, ale nie prowadzę życia gwiazdy rocka.
Jesteś wyjątkiem czy regułą?
– To normalne, jeśli chcesz się utrzymać w moim wieku. Dawniej można było sobie pozwolić na więcej imprez, ale teraz prowadzę rutynowe życie. Żyję i oddycham piłką.
I nie jesteś tym znudzony? Tyle sławy i pieniędzy, a życie prowadzone odwrotnie względem tego.
– Czytałem w biografii Agassiego, że nie lubi tenisa i rozumiem to, bo wiem jak bardzo przez ten sport bywa się samotnym. Piłka nożna jest inna. Uwielbiam przyjeżdżać i trenować, być wśród ludzi. Jestem bardzo szczęśliwy ponieważ, w cudzysłowie, pracuję niewiele. Z dużą presją, ale kilka godzin, za które dobrze płacą. Wystarczy się rozejrzeć i zobaczyć jak żyją inni. Najważniejsze, aby traktować to poważnie. Nie chciałbym zamienić swojego zawodu za nic w świecie.
Czy piłkarze żyją w „bańce”?
– Bez wątpienia 80% z nich tak. Zwłaszcza młodzi, którzy naśladują swoich idoli. Uważają, że jeśli idą z markową torebką pod ramię, w butach za 400 euro i ośmioma tatuażami, to są już gwiazdami, a ludzie będą ich przez to szanować. Zapominają o prawdziwym świecie. To klasyczna bańka piłkarza.
Co zrobiłeś z pierwszym wynagrodzeniem?
– Kupiłem samochód [śmiech]. Jego koszt był wyższy niż wypłata, więc ojciec musiał mi pomóc. Miałem również swoje chwile, że wychodziłem lub wypiłem więcej, niż powinienem. Na szczęście tata zabrał mnie z powrotem na właściwą drogę.
Co było znakiem do zmiany?
– Zrozumiałem, że jeśli będę traktować to poważnie, zostanę kimś ważnym w piłce nożnej. Byłem bardzo młody, kiedy wyjechałem grać do Ajaksu, ale się nie odnalazłem. To samo było w Madrycie. Właśnie wtedy poznałem Lotinę w Depor. Tłumaczył mi, słuchał mnie i wysłał do psychologa. Zrozumiałem, że muszę dojrzeć. Chciałem być kimś więcej.
Masz zacięcie naukowe.
– Wiem tylko jak ułożyć kostkę Rubika, bo ktoś wcześniej pokazał mi tę sztukę [śmiech]. Jestem zafascynowany nauką, to moja wielka pasja obok futbolu i kina. Jestem pasjonatem astrofizyki. Nawet najtęższe umysły nie są w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, a na jedną odpowiedź przypada dziesięć innych. Chcę zrozumieć, choć wiem, że nie jestem w stanie wszystkiego. Przytłacza mnie świadomość, że jestem tylko anegdotą we Wszechświecie. Uwielbiam mieszać naukę z religią. Jestem wierzący, lubię szukać naukowego wyjaśnienia wiary w Boga i łączyć dwa oddzielne z założenia światy.
Czy w szatni znajdujesz partnerów do takich tematów?
– Niewielu. Za to z fizjoterapeutami często go poruszam.
A polityka? Co sądzisz o sytuacji w Katalonii?
– Tak, interesuję się. To temat, który śledzę, ale nie rozumiem. W świecie, który zmierza do zjednoczenia i otwarcia granic, nie pasuje mi to, że pewna społeczność chce się zamknąć. Myślę, że to przez to, że jestem Brazylijczykiem i mam trochę inną wizję. Jeśli wybrzmiewa hymn, ludzie są dumni. Lewica i prawica nie mają znaczenia. Ludzie są dumni z Brazylii, dlatego nie umiem zrozumieć tego, co się stało.
Czy sport i polityka nie powinny się ze sobą mieszać, a może to tylko wymówka, aby się nie wychylać?
– Kiedy zaczynasz i w pierwszym wywiadzie denerwujesz się, nie wiesz co powiedzieć i mówisz coś w stylu „dałem z siebie wszystko, nie ma łatwych rywali”. Dzięki temu unikniesz problemów. Przychodzi jednak czas, kiedy pewne rzeczy nie są dobre lub Ci się nie podobają i masz prawo wyrazić swoją opinię jak każdy obywatel. Musisz się odważyć.
Odniesiesz się do wypowiedzi Piqué?
– Jestem jego fanem, choć często nie zgadzam się z tym, co mówi. On jednak ośmielił się. Podobnie jak Arbeloa. To ludzie, którzy nie boją się powiedzieć co myślą i nie boją się o swoją sławę. To godne podziwu i oby więcej piłkarzy było takich jak oni.
PSG zapłaciło za Neymara 222 mln €. Czy futbol oszalał?
– Neymar jest wart tych pieniędzy. To jego cena. Jest w trójce najlepszych piłkarzy na świecie. Ilekroć się mówi, że coś jest niemożliwie, idzie i osiąga to. Kocha wyzwania. Zmienił rynek, co mogło spowodować wzrost presji, ale nie odczuwa tego. Jest facetem, który żyje w swoim świecie i cieszy się z tego. Wiem, że liczba jest szalona, ale to pokazuje, że piłkarz jest w stanie wygenerować taką wartość. Piłka nożna generuje więcej pieniędzy, niż ludzie myślą.
To wpływa na konkurencję w futbolu.
– Zawsze istniały bogatsze kluby, to żadna nowość. Wcześniej piłkarze chcieli odejść do Barçy, Realu, Bayernu lub Manchesteru United. Teraz gwiazdy mają więcej drużyn, które są w stanie walczyć o Ligę Mistrzów i jest większe zróżnicowanie.
Byliśmy świadkami konfliktu Neymara z Cavanim. Czy szatnia może negatywnie odebrać tak drogi transfer?
– W każdym zawodzie, w każdej grupie z czasem nowi zyskują zaufanie po pewnym czasie. Choć obrońcy myślą inaczej niż napastnicy. Jeśli jutro Atleti kupi Iniestę za 100 milionów, pierwszą rzeczą, o której pomyślę, będzie świadomość, że ten facet wygra nam mecze, a jego sukces przyniesie nam korzyści. Napastnicy są bardziej egoistyczni. Konflikt jest nieunikniony… ale możliwy do rozwiązania.
Latem wydawało się, że Barcelona bez Neymara popadnie w kryzys. Są jednak liderem i wygrywają wszystko. Messi rozwiązuje wszystkie problemy.
– Messi jest tak dobry, że byłby w stanie wygrać ligę nawet z przeciętnym zespołem. Pozostaje w klubie przez te wszystkie lata dzięki wewnętrznej atmosferze. Messi utrzymuje formę bez względu na to, co się wokół niego dzieje.
Grałeś wielokrotnie przeciwko Messiemu, czasami z niezwykłą twardością.
– Grałem 30 meczów przeciwko niemu i w części pełniłem rolę rzeźnika. Czasem powstrzymanie go jest po prostu niemożliwe bez faulu. Jestem inteligentny i myślę o najlepszym sposobie, aby go zatrzymać. Wiem, że nie lubi grać do tyłu, muszę być dla niego niewygodny, bo kiedy czuje się komfortowo, to już po Tobie. Myślę, że całkiem nieźle sobie z nim radzę… chociaż strzela nam gole.
Czy ma do Ciebie żal po zakończeniu meczu?
– Zawsze podaje mi rękę po zakończeniu meczu, gratuluje, jeśli wygramy. Witamy się za każdym razem, kiedy się widzimy. Czuję do niego podziw. Z tego co widziałem, jest najlepszy. W sobotę znów będziemy walczyć i mam nadzieję, że po końcowym gwizdku znów uściśniemy sobie dłonie.
Gra przeciwko Barcelonie powinna określić sezon Atleti. Nie mogliście sprowadzić nowych graczy i przeprowadziliście się na nowy stadion. Jak to wpłynęło na szatnię?
– Brak możliwości transferów był trudnością, ale jednocześnie pozytywem, gdyż nie mamy problemu ze zgraniem. Znam Koke, odkąd miał 16-17 lat. Przyszedł trenować z nami i zagrał tiki-takę z Forlánem. Doskonale wiem, co będzie robił przez cały czas i to się nie zmienia. To bardzo ważne
Lubisz nowy stadion?
– Tak, to imponujący stadion, ale wciąż musimy się do niego przyzwyczaić. Nie będę kłamał, tęsknię za Calderón, ale to jest kolejny krok. Nadal czujemy się trochę jak na neutralnym boisku, ale to kwestia przyzwyczajenia. Na Calderón znałem detale, wiedziałem kiedy słońce oślepiało. Z Wanda nie zaznajomiliśmy się jeszcze, ale wkrótce to nastąpi.
Co z flirtem Griezmanna z United?
– Jest facetem, który mówi wyraźnie co czuje. Będzie miał wiele ofert, a gracz o jego wielkości dąży do jak najwyższego kontraktu i wyceny. To sprawiedliwe, ponieważ odgrywa tutaj dużą rolę. Ostatecznie, niezależnie od tego jak wiele mówił o innych klubach, chciał tu pozostać, bo jest szczęśliwy. I na pewno może pozostać na dłużej.
Wraca Diego Costa. Wystarczy, aby wygrać tytuły?
– To właśnie to, czego potrzebujemy. On ma Atleti we krwi. Świetny w walce, kontrataku, silny… kwintesencja Atleti. Do tego jest graczem, który poczynił największe starania, aby przybyć do klubu.
To najlepszy gracz, z którym grałeś?
– Najlepszy. U Valeróna widziałem rzeczy, których nikt inny nie robił. Neymar i Hazard to ogromne talenty, ale tym, który dał mi najwięcej tytułów jest Diego Costa. Zawsze strzelał przy wyniku 1-0. Można zdobyć 30 bramek hat-trickami, a można z tych 30 goli 20 razy dać zwycięstwo 1-0. I kimś takim jest właśnie Diego Costa.
To interesujące, że Simeone jest trenerem, który bardzo dużo wymaga od graczy, ale ci, którzy odeszli, potem chcą wrócić.
– Ze wszystkich zalet trenera Simeone najtrudniejsze jest to, że udaje mu się utrzymać intensywność i uwagę graczy przez wiele lat, niezależnie czy grają, czy nie. Ma zawodnika wkurzonego, bo nie gra, ale nagle wystawia go w wyjściowym składzie, a ten umiera za niego. To cały Simeone. Lider. Nie wszystko jednak jest kwestią charakteru. Bardzo dobrze studiuje rywali. Wygrywa mecze. Jest bardzo blisko. Kompletny trener, który nadal będzie się rozwijał.
Odszedłeś do Chelsea, kiedy Atleti wygrało ligę. Dlaczego? Z powodu pieniędzy? Czy piłkarze są tylko najemnikami?
– To pracownicy, którzy biorą pod uwagę różne kwestie przed zmianą zatrudnienia, podobnie jak wszyscy inni. Nie miałem racji i zdałem sobie sprawę, kiedy przyjechałem do Londynu, ale miałem swoje powody: spróbować innej ligi, innego kraju, innej kultury. Wybierałem pomiędzy Bayernem i Chelsea. Taki jest mój przypadek, ale są też piłkarze, którzy przechodzą dla pieniędzy. Nie ma w tym nic złego. To rozsądne.
Dlaczego postanowiłeś wrócić?
– Szybko zrozumiałem, że brakowało mi ludzi z Calderón i zespołu. Atleti skontaktowało się ze mną bardzo szybko w sprawie powrotu. Problem polegał na tym, że na mojej pozycji grał Siqueira, który jest jednym z moich lepszych przyjaciół i nie chciałem, aby mój powrót oznaczał jego odejście. On jednak zachęcał mnie i ucieszyłem się: wracam do domu. To było o wiele łatwiejsze, niż oczekiwałem. Ludzie traktowali mnie zadziwiająco i nie chowali urazy.
Wtedy nastąpiło pewnie zachwianie w Atlético. Nie wiadomo było jak długo potrwa projekt Simeone.
– Aby zrozumieć co się dzieje, trzeba uwzględnić kontekst. Kiedy przybyłem do Atleti w 2010 roku, to co przeżyłem, było katastrofą. Zespół nie miał żadnej stabilności. Quique Flores próbował dokonywać cudów i dopiero pojawienie Cholo zmieniło wszystko. Początkowo były myśli, że to się skończy jak zwykle, ale teraz każdy chce tu przyjść, a nie odejść.
Prawie cały szkielet mistrzowskiego Atleti ma ponad 30 lat. Na horyzoncie są młodzi Saúl, Lucas czy Thomas. Czy zmiana pokoleniowa może nastąpić jednocześnie z sukcesami?
– To bardzo trudne, ale można się przebudować i nadal pozostać na tym samym poziomie. Real jest tego przykładem. Wiemy, że u Simeone nikt nie gra za to kim był, ale kim jest. Młodzież jest coraz silniejsza, a doświadczeni gracze mają większe trudności z utrzymaniem miejsca w składzie. I to jest dobre, bo przez to zespół naturalnie się rozwija. Jeśli jutro odszedłby Koke, co się nie zdarzy, byłby problem. W moim przypadku widzę jak rosną następcy, co ułatwia weteranom odejście.
Masz 32 lata. Planujesz już swoją emeryturę?
– Chciałbym grać do czterdziestki, ale… chcę być trenerem. Oglądam wszystkie mecze, jakie mogę i analizuję. Zastanawiam się, co zrobię.