Diego Ribas da Cunha, zawodnik o genialnych umiejętnościach technicznych, a także potrafiący jednym podaniem otworzyć drogę do bramki. Wiele razy udowodnił, że posiada wielki dar – widzi więcej niż inni zawodnicy co w połączeniu ze swoimi umiejętnościami daję mu wielką przewagę nad rywalami. Jednak jedną z wad Brazylijczyka jest jego charakter, ale to nie o tym będzie mowa.
Przed pojawieniem się Diego na Vicente Calderon, trenerzy Atletico Madryt stawiali na taktykę 4-4-2 z dwoma defensywnymi pomocnikami. Wszystko ze względu na to, że w klubie brakowało zawodnika, który swoimi podaniami mógłby obsłużyć napastników, czyli typowego mediapunta. Przełom nastąpił w sezonie 2005/2006, kiedy to Pepe Murcia (ówczesny szkoleniowiec Atletico Madryt) postanowił zdjąć jednego z napastników, a w środku pola przed defensywnie usposobionymi pomocnikami ustawił Argentyńczyka, Ariela Ibagaze. El Cano (jak był popularnie nazywany Ibagaza) był zawodnikiem idealnie pasującym do ustawienia 4-3-3. Jednak po zakończeniu sezonu opuścił klub podobnie jak Murcia. I nowe ustawienie ponownie przeszło do lamusa.
Następny szkoleniowiec Los Colchoneros, Javier Agurirre przeszedł do przestażałego już ustawienia 4-4-2. Ponownie w klubie brakowało rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Podobnie było za ery Abela Resino oraz Quique Sanchez Floresa. Dopiero Gregorio Manzano, który pojawił się w klubie na początku obecnego sezonu postanowił zrezygnować z ustawienia 4-4-2 i postanowił korzystać z 4-3-3 z ofensywnym pomocnikiem nazywanym mediapuntą. Jednak jedynym problemem było to, że w klubie brakowało takiego zawodnika. Dlatego też hiszpański szkoleniowiec postanowił ściągnąć do klubu Diego, który wydaje się idealnie pasować do tej roli.
Wychowanek Sao Paulo zadebiutował w barwach Los Rojiblancos w meczu z Valencią (przegrana 0-1) pojawiając się na murawie w drugiej połowie. Już od samego początku starał się zrobić różnice na boisku przeżucając piłki z śroka pola na skrzydła oraz angażując się w pojedynki 1 na 1 z zawodnikami rywala co wychodziło mu bardzo dobrze.
W kolejnym spotkaniu, w którym przeciwnikiem Atletico był Celtic Glasgow Brazylijczyk zaprezentował się bardzo dobrze wywiązując się ze swojej roli wzorowo. Na początku spotkania asystował przy bramce Falcao, a następnie sam trafił do siatki rywala. Także w tym spotkaniu pokazał cały swój kunszt techniczny, grając niemal każdą piłkę idealnie do nóg swoim partnerom. Spotkanie na Vicente Calderon z Rancigniem Santander (4-0) także było dobre w wykonaniu Diego, który wywalczył rzut karny oraz zagrywając kilka wspaniałych piłek. Jednak po 45 minutach opuścił boiska z kontuzją i opuścił następny mecz z Sportingiem Gijon (4-0). Diego Ribas wykurował się na szlagierowe starcie na Nou Camp przeciwko FC Barcelonie, jednak tam podobnie jak reszta zawodników Atletico był bezradny przegrywając z Dumą Katalonii aż 5-0. Także ostatnie spotkanie z Sevillą (0-0) nie było złe w jego wykonaniu.
Bez dwóch zdań ściągnięcie Diego Ribas da Cunha do Atletico Madryt przez Manzano było świetnym ruchem. W każdym kolejnym meczu zawodnik wypożyczony z Wolfsburga utwierdza nas w fakcie, że potrafi grać jak za czasów Werderu Brema i czarować kibiców swoimi niesamowitymi umiejętnościami technicznymi oraz podaniami. Dlatego uważam, że warto było czekać kilka lat na takiego mediapunte, mediapunte z prawdziwego zdarzenia.