Tiago to jeden ze starej gwardii Los Rojiblancos, gracz z najdłuższym stażem w zespole obok Raúla Garcíi (Portugalczyk jest w klubie nieprzerwanie od 2010 roku). Środkowy pomocnik był (być może wciąż jest) jednym z ulubieńców Diego Simeone. Przesadą byłoby stwierdzenie, że to filar drużyny ze stolicy Hiszpanii. Jednak fakt piastowania funkcji 2. kapitana to niezbity dowód jego przywództwa na boisku oraz poza nim. W Madrycie jako piłkarz przeżył wszystko – od łez po przegranych finałach Pucharu Króla (w 2010 roku z Sevillą) i Ligi Mistrzów, aż do łez radości po wygranych w lidze i w pucharze Hiszpanii na boiskach potentatów. Jego pełna emocji reakcja na Nou Camp odzwierciedlała przywiązanie do klubu i świadomość wielkiego sukcesu. Zresztą sami zobaczcie/przypomnijcie sobie (2:02):
Z Calderón chciał jednak odejść tylnymi drzwiami. Już w trakcie sezonu Simeone nalegał na przedłużenie kontraktu z Tiago. „Jeśli Cholo będzie chciał żebym został, zrobię to” – deklarował 33-latek. Portugalczyk dostał wreszcie propozycję 2-letniej umowy, którą postanowił odrzucić tłumacząc się, że jego czas w Madrycie dobiega końca. Trudno się dziwić, skoro w niedalekiej przyszłości czekał na niego ostatni wielki kontrakt w życiu i trener, z którym z sukcesami pracował u progu swojej kariery.
Wykorzystany przez Mourinho?
Nie znamy szczegółów zakończonych niepowodzeniem przenosin do Londynu. Za kulisami mówi się, że to kwestia licencji, chociaż nie brakuje teorii o wykorzystaniu Portugalczyka przez José Mourinho do namówienia Filipe Luísa i Diego Costy na transfer do Chelsea. Środkowy pomocnik Atlético miał być koniem trojańskim na Vicente Calderón. Temat podjął dziennikarz hiszpańskiego AS’a, Javier Matallanas na codzień piszący o Atlético. „Tiago walnie przyczynił się do transferu Diego Costy. Portugalski pomocnik, były piłkarz Mourinho namówił napastnika Atlético do podpisania umowy z angielskim zespołem. W nagrodę za siłę perswazji, Tiago także dostanie kontrakt od Chelsea” – napisał.
Teoria wydaje być się mocno naciągana, wszakże o piłkarskiej karierze całej trójki (Filipe, Costy i Tiago) decyduje portugalski superagent, Jorge Mendes. Człowiek, który rozdaje karty podczas negocjacji największych transferów w Europie nie musi sięgać po tak deprecjonujące środki, a nierozwiązanie problemu licencji zwyczajnie nie umknęłoby uwadze Mendesa. Wobec tego Tiago nie mógł zostać oszukany przez swojego agenta. Portugalczyk wprawdzie dba o swoje interesy, ale właśnie przez wzgląd na nie, nie oszukuje swoich podopiecznych. Zresztą bądźmy szczerzy – czy Mourinho i Mendes potrzebują pomocy osób trzecich żeby zakontraktować jakiegokolwiek piłkarza? Szczerze wątpię.
Całe zamieszanie wokół transferu Tiago Mendesa to heca na czternaście fajerek, która ukazuje w pierwszej kolejności słabość Atlético. Ale nie taką, rozumianą przez uległość działaczy lub trenera wobec swoich piłkarzy. Madrytczycy na rynku transferowym działają po omacku. Chociaż takie słowa mogą się wydawać mocno kontrowersyjne w obliczu rozsądnych zakupów Oblaka, Siqueiry i Mandżukica, to tak naprawdę incydent z Tiago w roli głównej pokazuje, że nie doszukamy się w działaniach klubu jakiegokolwiek planu. Pogodzono się z jego odejściem i w pewnym stopniu zreorganizowano zespół. Na drugiego kapitana awansował Raúl García, trzecim został Diego Godín. Mario Suárez automatycznie wskoczył do podstawowej „XI”, a Saúl został zapewniony o wiązaniu z nim nadziei w nadchodzącym sezonie. Co w tym wypadku oznacza powrót Tiago? Zburzenie ledwo co powstałego porządku? Cofnięcie decyzji? Jak wobec 2-letniej umowy z Portugalczykiem na przyszłość zdolnego Saúla zapatruje się Simeone? Ten sezon reprezentant La Rojita miał już spędzić nad Manzanares, podążając ścieżką wyznaczoną kilka lat temu przez Koke. No i wreszcie jaka będzie reakcja trybun Vicente Calderón? W końcu, jakby nie patrzeć, Tiago wraca po ponad 20 dniach tylko dlatego, że nie zarobi milionów funtów od Chelsea, z drugiej strony odrzucił ofertę Valencii.
Jedni są zdania, że Atléti postąpiło słusznie, bo podpisując nową umowę uniknęło wydawania pieniędzy na łatanie dziur po Portugalczyku. Inni zarzucają dobrowolną utratę godności przez klub.
Kto ma rację?