Christian Keidel jest jednym z prawników pracujących w monachijskiej firmie adwokackiej Martens Rechtsanwälte, która już niedługo będzie walczyła w Lozannie o to, by udało się skrócić zakaz transferowy nałożony w ubiegłym roku na Atlético.
Niemiec udzielił krótkiego wywiadu jednemu z hiszpańskich dzienników, w którym odniósł się do zbliżającej się rozprawy oraz ocenił szansę Rojiblancos na powodzenie w zabieganiu o skrócenie kary nałożonej przez FIFA.
24 kwietnia będziecie bronić Atlético przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu. Jakie są odczucia przed rozprawą i na czym opierać się będzie linia obrony?
– Przesłuchania odbędą się przed TAS-em, do którego wpłynęło już nasze pismo zawierające nasze argumenty. Jestem optymistą jeśli chodzi o przebieg i finał tej sprawy. Trzeba pamiętać, że cały problem leży przede wszystkim w niejasnym hiszpańskim ustawodawstwie i zapisach w regulaminie tamtejszej federacji piłkarskiej, a nie w zachowaniu Atlético wobec poszczególnych piłkarzy.
Trudno zrozumieć, w jaki sposób klub może pozyskiwać piłkarzy w zgodzie z przepisami krajowej federacji, łamiąc jednocześnie przepisy FIFA. Co dokładnie masz na myśli, gdy odnosisz się do hiszpańskiego ustawodawstwa?
– Hiszpańska federacja nie do końca poprawnie stosowała odpowiednie przepisy FIFA, co według nas nie może być powodem do obarczania winą Atlético. Gdy mowa o rejestrowaniu piłkarzy, należy rozróżnić kwestie materialne od formalnych. W przypadku wszystkich piłkarzy przedmiotem są te pierwsze. Przypadek Realu nie był inny. Tam nawet syn Zidane’a był na liście nielegalnie pozyskanych piłkarzy. FIFA zabrania pozyskiwania nieletnich piłkarzy z zagranicy, by chronić najmłodszych. Trudno jednak powoływać się na te przepisy, gdy piłkarz przebywa w danym kraju z innego powodu niż futbol. Dla przykładu syn Zidane’a mieszkał w Madrycie już dużo wcześniej zanim dołączył do Realu. Ma to oczywisty związek z karierą jego ojca i bezsensem byłoby zabranianie mu przez to gry w Hiszpanii.
Realowi udało się zredukować karę do jednego okienka. Prezydent Atlético powiedział niedawno, że oczekuje takiego samego potraktowania. Czy są realne różnice pomiędzy obiema sprawami?
– Przypadek Atlético w niczym się nie różni. Piłkarze, którzy znajdują się na liście, nie są Hiszpanami, ale urodzili się w Hiszpanii. Z tego powodu ich rejestrowanie nie łamie przepisów FIFA. Wszelkie oskarżenia wynikają z tego, że hiszpańska federacja nie zadbała o to, by dokładnie oznaczyć wszystkie te przypadki, dzięki czemu FIFA miałaby jasność sytuacji.
Atlético dogadało się, że decyzja zostanie ogłoszona przed otwarciem letniego okienka. Jak wygląda cała procedura?
– Rozprawa odbędzie się w kwietniu. Później decyzja będzie należeć do TAS-u, który przed 1 lipca ogłosi, czy podtrzymuje wyrok FIFA, czy też go zweryfikuje na korzyść Atlético. Podobnie wyglądało to w przypadku Realu, któremu karę skrócono o jedno okienko.
Twoja firma adwokacka ma doświadczenie przed TAS-em i niejednokrotnie parała się sprawami związanymi ze sportem. Jak i dlaczego Atlético zdecydowało się postawić na Was, firmę z odległego Monachium?
– Wygląda na to, że nasza reputacja jest nadal mocna. Zostaliśmy wybrani jako ci, którzy najlepiej pasują do tej sprawy. Później widzieliśmy się w Madrycie, między innymi podczas półfinałowego meczu Atlético przeciwko Bayernowi, co było dla mnie trudne, bo jestem kibicem Bawarczyków… (śmiech) Władze Atlético są bardzo przyjazne, a i sam klub jest takim, który można lubić.
Źródło: „AS”