Im bliżej ostatniego meczu Atlético na Vicente Calderón, tym coraz częściej w przeróżnych mediach pojawiają się osoby związane z klubem z Madrytu, by wypowiedzieć się na temat swoich wspomnień. Jedną z nich jest Margarita Luengo, która była gościem programu radiowego El Larguero.
Blisko 70-letnia kobieta znana jest przede wszystkim ze swojego rytuału, zgodnie z którym od ponad 21 lat układa przy jednym z narożników bukiet 24 goździków, spośród których 12 jest czerwonych, a 12 białych. Podczas rozmowy z dziennikarzem potwierdziła, że przeprowadzka na nowy stadion niczego nie zmieni i na Wanda Metropolitano również będzie przyozdabiać murawę kwiatami.
Skąd jednak wzięły się w ogóle te kwiaty? Aby to zrozumieć, trzeba cofnąć się do sezonu 1995-96, który uważany jest za jeden z najlepszych w całej historii klubu. To wtedy Rojiblancos sięgnęli po historyczny dublet, a jedną z największych gwiazd drużyny prowadzonej przez Radomira Anticia był Milinko Pantić. Serbski trener sprowadził swojego rodaka z greckiego Panioniosu i choć mało kto słyszał o jego istnieniu, transfer okazał się być strzałem w dziesiątkę.
Margarita Luengo od razu zakochała się w grze nowego Colchonero, od samego początku traktując go wyjątkowo, a dziś mówiąc o nim jak o swoim synu, który zresztą odwzajemnia sympatię ze strony kobiety. Jak sama kiedyś wspomniała: – Był początek 1996 roku. Dwie godziny przed meczem z Athletikiem siedzieliśmy w barze. Na barze stały kwiaty. Powiedziałam mężowi: „Daj mi cztery”. Zapytał: „Po co?”. Odpowiedziałam: „Bo Atlético dziś wygra, strzeli cztery gole, a po każdym rzucę jeden z nich na murawę” – odpowiedziałam. Powiedział, że chyba zwariowałam, ale nie protestował i dał mi kwiaty.
– Atlético wygrało 4-1. Pierwszego gola strzelił Kiko. Spełniłam swoją obietnicę, tak samo zresztą przy golach Peneva i Biagniniego. Najbardziej ucieszył mnie jednak gol Panticia. Już wtedy był moim ulubionym piłkarzem. Sposób w jaki wykonywał rzuty rożne… Był geniuszem! Każde jego dośrodkowanie to była taka pół-bramka. W meczu z Athletikiem asystował przy dwóch golach, dośrodkowując z tego samego narożnika. Od tamtej pory przy okazji każdego meczu na Vicente Calderón kładę tam bukiet kwiatów.
Margarita Luengo spełnia swój obowiązek za każdym razem, gdy tylko pozwala jej na to zdrowie. Czasem musi ją wyręczać ktoś z najbliższych, gdyż starsza kobieta ma spore problemy z kolanami. Trzeba jednak wspomnieć, że na początku doszło do dość przykrego incydentu. Kilka spotkań po zwycięstwie z Athletikiem Milinko Pantić wykonywał rzut rożny. Poślizgnął się jednak, potykając się o bukiet goździków, w efekcie czego zdenerwowany wyrzucił go za bandy w trybuny. Przy okazji kolejnej potyczki, kobieta znów położyła kwiaty, dodając do nich liścik: „Nie wyrzucaj goździków. Są dla Ciebie”.
Poruszyło to Serbem, który od razu zdobył jej numer telefonu. Spotkał się z nią i z jej rodziną, przeprosił ją i obiecał jej swoją koszulkę po następnym meczu na Vicente Calderón. Było to starcie z Realem Sociedad, a sama zainteresowana z dumą odebrała swój prezent. Jak sama mówi: – Koszulka z numerem 10, najlepszego piłkarza najlepszej drużyny w lidze. Był Cristiano Ronaldo tamtych czasów. Na jego poziomie grało potem tylko dwóch: Simao i Diego Ribas.
Od tamtej pory bukiet 24 goździków na cześć Milinko Panticia zawsze przyozdabia jego narożnik na Vicente Calderón i nie inaczej będzie na Wanda Metropolitano, choć Margarita Luengo zdradza jedynie, że wybrała już dla nich miejsce, lecz nie wiadomo, czy dokładnie w tym samym narożniku. Co ciekawe, od ponad 21 lat tylko raz kwiaty nie pojawiły się w narożniku. Miało to miejsce w tym sezonie podczas potyczki z Sevillą. Jak przyznaje sama kobieta: – Tamtego dnia umarł mój bardzo, bardzo bliski przyjaciel. Postanowiłam, że wyjątkowo goździki powędrują do niego, na jego grób.