Kontrakt legendy rojiblancos wygasa już 30 czerwca i nic nie wskazuje na to ze zostanie on odnowiony. Pozostało 6 miesięcy aby klub oraz zawodnik doszli do porozumienia. Urugwajczyk staje w obliczu drugiego dnia z całkowitą swobodą negocjowania swojej przyszłości z jakimkolwiek klubem, jednak nagłe odejście w obecnym okienku transferowym jest całkowicie wykluczone.
Brak porozumienia między Godínem a Miguelem Gil Marínem to dość spory problem. Nie dlatego, że nic się nie wydarzyło w te święta Bożego Narodzenia – z wyjątkiem ślubu Urugwajczyka, w którym uczestniczył prezydent Enrique Cerezo – ale ponieważ nadal istnieje silna różnica zdań, która pojawiła się od początku sezonu.
Wszystko zaczęło się w ostatnich dniach letniego okienka transferowego. Godín, który z klubem związany jest od 27 sierpnia 2010 roku, po podniesieniu Superpucharu Europy, otrzymuje ofertę od Manchesteru United – kontrakt do 2021 roku – piłkarz wysłuchał oferty i spotkał się z działaczami i tak właśnie rozpoczęła się burza.
Atlético, bez żadnego czasu na przygotowanie, wykłada wszystkie karty na stół. Na spotkaniu prezydenta klubu, Atleti proponuje przedłużenie kontraktu na lepszych warunkach niż zaproponował Manchester. Jednakże, na słownej obietnicy Atletico się kończy – piłkarz nie otrzymuje prawdziwego kontraktu.
Zgodnie ze stanowiskiem Atletico Madryt, częściowo przez opóźnienie w odpowiedziach siostry Godína, która jest reprezentantem zawodnika, wraz z wymogami finansowego fair-play uzgodniony wzrost płac nie był już możliwy. Atleti twierdzi, że nowe zapisy w kontrakcie Urugwajczyka nie mogły by być skuteczne do początku sezonu 19-20 i nie byłby by zgodne z oczekiwaniami kapitana.
Z tego czy innego powodu faktem jest, że Godin nie podpisze przedłużenia, kontrakt pozostaje taki, jaki był: bez nowej umowy po 30 czerwca. Stąd, z pierwszych publicznych oświadczeń dotyczących jego przyszłości, dał jasno do zrozumienia, że nie ma chęci kontynuowania współpracy z klubem.