Już jutro Atletico Madryt rozegra zaległy mecz 3. kolejki La Liga i na wyjeździe zmierzy się z Betisem. Dla podopiecznych Diego Simeone będzie to dokładnie połowa 21-dniowego maratonu, w trakcie którego zaplanowanych jest 7 pojedynków, z których pierwsze 3 zostały już wygrane. W pierwotnym terminie spotkanie to zostało przełożone ze względu na to, że w każdej z drużyn kilku najważniejszych piłkarzy musiało się stawić na zgrupowaniach swoich reprezentacji. Co ciekawe, zmiany daty chcieli głównie Rojiblancos, gdyż Los Verdiblancos byli temu niechętni, argumentując swoje stanowisko zaawansowanymi działaniami promocyjnymi tego starcia. Ostatecznie LFP przychyliła się do wniosku klubu z Vicente Calderon i przeniosła mecz na środę, 26. września, na godzinę 21:00.
Najlepszy start sezonu w XXI wieku?
Tak dobrego początku sezonu Los Colchoneros w XXI wieku jeszcze nie zanotowali. Co prawda zdarzały się w poprzednich latach sytuacje, gdy po 4 pierwszych kolejkach Atletico podobnie jak teraz miało na swoim koncie 10 punktów, ale wówczas sama gra nie była tak spektakularna jak teraz. Trzeba także pamiętać, że poza La Liga Rojiblancos zdołali sięgnąć po Superpuchar Europy, a w Lidze Europy w 1. kolejce wywalczyli komplet punktów, nie pozostawiając żadnych złudzeń Hapoelowi Tel Awiw. Dlatego jeśli jutro drużyna z Vicente Calderon co najmniej nie przegra z Betisem, wówczas bez żadnych wątpliwości będzie można stwierdzić, że otwarcie obecnego sezonu jest najlepszym odkąd wróciła ona do Primera Division po dwuletnim pobycie w Segunda Division. Zresztą liczby mówią same za siebie: 6 spotkań, 5 zwycięstw, 1 remis, bilans bramkowy 18:6 i do tego wywalczone kolejne europejskie trofeum. Oczywiście to dopiero początek rozgrywek, ale ciężko wyobrazić sobie wypracowanie lepszej pozycji do walki o Ligę Mistrzów niż plasowanie się po pierwszych kolejkach w czubie tabeli. Poza tym Atletico wreszcie nauczyło się wygrywać trudne i dość kiepskie w ich wykonaniu mecze, ale o tym za chwilę.
Dr Diego i Mr Godin jak Jekyll i Hyde
Najpierw przyjrzyjmy się jednemu z zawodników Rojiblancos i o dziwo nie mam na myśli Radamela Falcao, Ardy Turana czy też Diego Costy. Myślę, że wszyscy pamiętają okres, w którym na Vicente Calderon grał Luis Perea, wszak Kolumbijczyk dopiero niedawno opuścił Madryt, by po 8 latach spędzonych w stolicy Hiszpanii przenieść się do meksykańskiego Cruz Azul. Dlaczego o nim wspominam? A no dlatego, że 90% występów Turbo (a było ich aż 314!) nie było po prostu poprawnych, średnich itp., bowiem gdy pojawiał się on na boisku, to po meczu kibice albo mówili o nim jako o jednym z bohaterów, albo jako o jednym z winowajców. Nie da się tym samym zaprzeczyć, że jest on jedną z legend w najnowszej historii Atletico i każdy kibic zapytany o jego osobę z pewnością wypowie się długo, barwnie i wyczerpująco.
O Kolumbijczyku nie wspominam bez powodu, bowiem podobnym piłkarzem stał się teraz Diego Godin. Urugwajski stoper w trakcie poprzedniego sezonu powoli wychodził z cienia swojego starszego kolegi, a od tego lata stał się samodzielnym liderem pod względem skrajności swoich występów. Ciężko bowiem wytłumaczyć to, że raz psuje on cały mecz (jak np. w poprzednim sezonie w spotkaniach z Realem Madryt i Realem Saragossą, a w tym z Rayo Vallecano), a za chwilę jest jednym z najlepszych piłkarzy na boisku, tworząc z Mirandą parę nie do przejścia (jak np. z Chelsea i Athletic Bilbao), a czasem nawet dokładając bramkę i to nie samobójczą (patrz: ostatni pojedynek z Realem Valladolid)! W każdym razie Godin z pewnością skrywa w sobie duży potencjał i spore umiejętności, jednak czasem jakaś dziwna siła sprawia, że na jakiś czas o tym zapomina. Pozostaje zatem żyć w niepewności i czekać kiedy ta urugwajska bomba znów wybuchnie. Miejmy nadzieję, ze nie nastąpi to jutro.
Minimalistyczny Betis
Słówko o naszych przeciwnikach. W poprzednim sezonie byli rewelacją początku rozgrywek, kiedy przez pewien czas zajmowali nawet fotel lidera. Później jednak przyszła stopniowa obniżka formy i Los Verdiblancos powoli spadali w dół tabeli, by an koniec sezonu zatrzymać się na 13. miejscu, co przez sporą część kibiców zostało przyjęte z lekkim niesmakiem. Tegoroczny start sezonu Betis również ma udany, jednak widać jedną bardzo ważną różnicę – gra obronna. Teraz defensywa drużyny z Benito Villamarin jest znacznie lepsza i przede wszystkim bardziej zgrana. Może i w 1. kolejce stracili aż 3 bramki w wygranym 5:3 meczu z Athletic Bilbao, ale w następnych trzech spotkaniach piłka tylko dwa razy wpadła do ich bramki, przy czym w ostatnich dwóch starciach linia obrony zagrał na zero. Ogromna w tym zasługa Paulao, który bezsprzecznie jest liderem tej formacji. Na nasze szczęście Brazylijczyk nie zagra w jutrzejszym pojedynku, ponieważ w ten weekend w meczu z Espanyolem doznał kontuzji. W jego miejsce powinien zagrać Damien Perquis, który jest jednak nieco gorszym defensorem. Z czym jeszcze Rojiblancos mogą mieć problem? Na pewno trzeba uważać na Benata. Tego piłkarza nie trzeba chyba przedstawiać, bowiem jest to największa gwiazda Los Verdiblancos i to od niego zależy cała ofensywna gra. Poza tym groźni są przede wszystkim Ruben Castro, Jorge Molina i Ruben Perez, który jest wypożyczony do Betisu z… Atletico. Jednak występ dwóch ostatnich zawodników stoi pod znakiem zapytania w pierwszym przypadku z uwagi na uraz, a w drugim na warunki wypożyczenia. Podsumowując, nasi rywale dobrą grę obronną łączą z minimalizmem w ataku i nie należy się chyba nastawiać na to, że w jutrzejszym meczu padnie wiele bramek.
Lepsze brzydkie zwycięstwa niż piękne przegrane?
Na chwilę wróćmy jeszcze do obozu Los Colchoneros. Na początku napisałem, że Atletico wreszcie nauczyło się wygrywać trudne i słabe w ich wykonaniu spotkania. Nie da się ukryć, że za kadencji Gregorio Manzano takiego pojedynku jak z Realem Valladolid byśmy nie wygrali. Jest to chyba kwestia odpowiedniej motywacji, ambicji i filozofii wpojonej przez trenera. To, czego brakowało przyszło wraz z Diego Simeone. Pod wodzą Argentyńczyka Rojiblancos powoli uczą się zwyciężać w sytuacjach, gdy rywale skupiają się na szczelnej obronie i gdy w ataku wychodzi bardzo mało. Ostatnie pół godziny w niedawnym meczu ligowym było testem dla Atletico, który został zdany co najmniej na mocną czwórkę. Los Colchoneros udowodnili, że zapomnieli o fatalnej końcówce z Rayo Vallecano i pomimo niepewnego wyniku z Realem Valladolid zdołali dowieźć zwycięstwo do końca. To bardzo ważne, bo w poprzednim sezonie właśnie przez głupie starty punktów ze słabszymi ekipami drużyna z Vicente Calderon nie zdołała zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Teraz powinno być inaczej, a przynajmniej jak na razie wszystko na to wskazuje.
Benito Villamarin prawie jak Vicente Calderon
Na koniec dwa słowa o ostatnich meczach pomiędzy Betisem i Atletico Madryt na stadionie tych pierwszych. Jak pokazuje historia ostatnich kilkunastu lat, Rojiblancos nadzwyczaj dobrze radzą sobie na Benito Villamarin. Z ostatnich 12 takich spotkań wygrali 5 razy, 4 razy remisując i tylko 3 razy przegrywając. Statystyki byłyby jeszcze lepsze, gdyby nie pojedynek z ostatniego sezonu, w którym Los Colchoneros prowadzili przez ponad 80 minut, aby dopiero w doliczonym czasie gry doprowadzić do wyrównania. Oto pełny wykaz ostatnich pojedynków:
2011/2012: Betis – Atletico 2:2 (La Liga)
2010/2011: Betis – Atletico 1:2 (Mecz towarzyski)
2008/2009: Betis – Atletico 0:2 (La Liga)
2007/2008: Betis – Atletico 0:2 (La Liga)
2006/2007: Betis – Atletico 0:1 (La Liga)
2005/2006: Betis – Atletico 1:0 (La Liga)
2004/2005: Betis – Atletico 1:0 (La Liga)
2003/2004: Betis – Atletico 1:2 (La Liga)
2002/2003: Betis – Atletico 2:2 (La Liga)
2000/2001: Betis – Atletico 1:1 (Segunda Division)
1999/2000: Betis – Atletico 1:0 (La Liga)
1998/1999: Betis – Atletico 0:0 (La Liga)
Sędzia: Alvarez Izquierdo (Barcelona)
Typy AtleticoPoland.com:
Dylanowy – 1:0
Stazx – 3:1
Hubo84 – 2:0
Mari – 1:1
cor72z – 1:2
Korona – 1:2
Shy – 2:1