– Mamy prawdziwe equipazo. To najlepsze Atlético od wielu lat. Będziemy grać o wszystko, aspirujemy do każdego tytułu – zapewnia Enrique Cerezo. – Cele na przyszły sezon? Poprawić osiągnięcia z poprzedniego. Na wszystkich trzech frontach Ta grupa ma nieograniczony potencjał – przyznaje Diego Simeone. – Pożegnanie z Calderón to emocjonujący moment. Chcemy opuścić ten stadion w jak najlepszym stylu. Wszyscy musimy zrobić co w naszej mocy, by rozegrać najlepszy sezon w historii klubu – wyznaje Gabi.
Słowa prezydenta klubu, trenera i kapitana nie pozostawiają wątpliwości. Nawet jeśli nieco w nich demagogii, to jasno pokazują one, że nie tylko kibice zdają sobie sprawę z tego, czym dla Rojiblancos będzie sezon 2016-17. Jeszcze kilka lat temu wszyscy sympatycy Colchoneros przyjęliby wyniki osiągane w ostatnich dwóch-trzech latach z pocałowaniem ręki. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Po kolejnej, jakże dramatycznej porażce w finale Ligi Mistrzów i zaprzepaszczonej realnej szansie na mistrzostwo fani, obok oczywistej dumy, czuli po ubiegłej kampanii lekki niedosyt, zawód, rozgoryczenie.
Utrzymanie wszystkich kluczowych graczy i ściągnięcie kilku cennych piłkarzy w trakcie letniego okienka napawa ich jednak nadzieją. Nadzieją, że Cholismo przekroczy ostatnią granicę i pozwoli rozbić bank; że podopieczni Diego Simeone przestaną być jedną z trzech najlepszych ekip w Hiszpanii i ponownie zostaną tą najlepszą; że morza łez wylanych po dramatach z Lizbony i Mediolanu zostaną przyćmione przez oceany łez szczęścia po końcowym gwizdku w Cardiff; że Vicente Calderón zostanie pożegnane w najpiękniejszy sposób, czyli wspólnym świętowaniem potrójnej korony.
Jakkolwiek niemożliwie to brzmi, nie jest wcale niewykonalne. Ponownie wiele będzie zależeć od świetnych interwencji Jana Oblaka; skutecznej i agresywnej gry żelaznej defensywy, napędzającej bokami ofensywne akcje Atlético; konsekwentnego przerywania gry, efektywnego rozgrywania i setek mądrze wybieganych kilometrów przez środkowych pomocników; stałych fragmentów gry Gabiego i Koke; błyskotliwości i przebojowości skrzydłowych; wszechstronności i goli Antoine’a Griezmanna. Najwięcej będzie jednak zależeć od Cholo.
Diego Simeone zmotywowany jest bardziej niż kiedykolwiek. Argentyńczykowi nie wystarcza bycie drugim najbardziej utytułowanym trenerem w historii Rojiblancos, ustępującym o jedno trofeum jedynie legendarnemu Luisowi Aragonésowi; bycie najdłużej pracującym szkoleniowcem w jednym klubie w obecnej stawce Primera División, mającym za sobą już cztery i pół roku ciężkiej pracy na Vicente Calderón; bycie rekordzistą pod względem kolejnych ligowych meczów na ławce Colchoneros, rozpoczynającym nową kampanią ze 174 spotkaniami na liczniku; bycie zdecydowanie najskuteczniejszym trenerem Atlético od powstania tego klubu, notującym blisko 63% zwycięstw we wszystkich rozgrywkach i ponad 64% zwycięstw w hiszpańskiej ekstraklasie.
Cholo chce wprowadzić klub z Vicente Calderón na najwyższy szczyt, którym jest triumf w Lidze Mistrzów. Prawdziwy piłkarski Mount Everest, w czubek który jego podopieczni dwukrotnie mieli już wbijać swoją czerwono-białą flagę, ale za każdym razem na ostatnim podejściu, na ostatniej prostej przegrywali z białą lawiną, zrzucającą ich w dół i odkładającą marzenia o sukcesie przynajmniej o rok. Pod względem kapitału ludzkiego Diego Simeone ma do swojej dyspozycji wszystko, co potrzebne jest do rozegrania najlepszego sezonu w historii zespołu znad Manzanares. Jak pokazuje historia, są jednak kwestie, które nierozwiązane będą ciążyć nad Rojiblancos i prędzej czy później znów dadzą o sobie znać w kluczowym momencie.
Cardiff y nada más
Naprawdę ciężko opisać, co musiało dziać się w głowie Diego Simeone po porażce w Mediolanie. Argentyńczyk przyznał jakiś czas temu, że była ona dla niego jak śmierć, po której potrzebował czasu na spokojne przeżycie okresu żałoby, na przemyślenie wszystkiego. W kolejnych wywiadach zapewnia, że nigdy nie przeszło mu przez myśl by odejść z Vicente Calderón. Nawet jeśli jest silniejszy; nawet jeśli czuje dzięki temu jeszcze większą motywację; nawet jeśli go to nie załamało, musi uważać i panować nad swoimi decyzjami.
Tego typu śmierć zawsze pociąga za sobą chęć zemsty; a jeśli przytrafia się dwa razy w przeciągu dwóch lat, potrafi zmienić podejście człowieka raz na zawsze. Choć ciężko podejrzewać, by ktoś tak silny, waleczny i charakterny jak Cholo dał się wywieźć w pole i poddał się niekontrolowanej żądzy rewanżu, to trzeba wymagać od niego kontrolowania sytuacji i trzymania ręki na pulsie. Motywacji do wygrania Champions League nie może zabraknąć i cały czas musi ona być na najwyższym poziomie, ale granica między konsekwentnym dążeniem do celu a szaleńczym, bezmyślnym biegiem na szczyt, ignorując przy okazji wszystko dookoła, jest bardzo cienka. Triumfalny, rozważny marsz po Puchar Europy – tak. Zafiksowanie się na dotarcie do Cardiff i oddanie się pod kontrolę demonom przeszłości – nie.
Rotacje
Wdzięczny temat, bodaj najczęściej wałkowany przez kibiców Colchoneros. Zarówno w Lizbonie, jak i w Mediolanie kilku kluczowych piłkarzy po prostu nie dało już rady wytrzymać fizycznie trudów finału. Na Estádio da Luz odpadli Diego Costa, Juanfran i Filipe, który, razem z Koke, nie dokończył również pojedynku na San Siro. W sezonie 2013-14 brak rotacji był poniekąd spowodowany ograniczonymi możliwościami. Cholo w kluczowych fragmentach zaledwie operował 14-15 zawodnikami, co odbiło się niestety czkawką w najważniejszym momencie.
Powyższe statystyki ukazują jednak, że problem jest prawdopodobnie poważniejszy niż mogłoby się wydawać i zamiast zostać rozwiązany, z różnych względów jest ignorowany. W sezonach, w których Atlético przegrywało finały Ligi Mistrzów, aż 30% zawodników rozegrało w ich trakcie 4000 minut i więcej. Liczby z kampanii 2014-15 są całkiem niezłe głównie z uwagi na fakt, iż w lutym 2015 roku kontuzja Miguela Ángela Moyi otworzyła drogę do bramki Janowi Oblakowi, a José Giménez stopniowo wygryzał ze składu borykającego się z urazami i zawieszeniami Mirandę.
Przerażające jest to jak wygląda eksploatowanie Rojiblancos w porównaniu ze ścisłą europejską czołówką. W ubiegłym sezonie każdy z jedenastu najczęściej grających Colchoneros spędził na murawie od swoich odpowiedników z innych klubów więcej o od 96 do 444 minut. W zestawieniu z Królewskimi, którzy triumfowali w Mediolanie, różnica to blisko 250 minut. A trzeba przecież pamiętać, że główną przyczyną rotacji w ataku były nie chęci oszczędzenia swoich podopiecznych, a katastrofalna forma większości z nich. Ponadto w obronie zapanowała w pewnym momencie plaga kontuzji, a Tiago i Augusto Fernández powinni być tak naprawdę zliczeni razem i wzięci pod uwagę jako jeden zawodnik. Wówczas statystyki wglądałyby jeszcze słabiej.
Tym samym, skoro Atlético to takie wspaniałe equipazo i zespół mocny jak nigdy, to rotacja musi być częstsza, a więcej odpoczynku powinni dostawać zwłaszcza boczni obrońcy, Koke i Antoine Griezmann.
Skuteczność i rzuty karne
Filozofia i styl gry klubu z Vicente Calderón jest efektem wpływu jaki na Diego Simeone miał Carlos Bilardo. Głównym celem jest jak najlepsza efektywność, napędzana pragmatyzmem i upartą grą opartą o solidną, twardą defensywę, szanowanie piłki i szybkie kontrataki. Rojiblancos za kadencji Argentyńczyka przyzwyczaili już do tego, że nie tylko nie pozwalają rywalom na oddawanie zbyt wielu strzałów, ale i sami nie są w tym względzie nazbyt aktywni, w większości spotkań kreując sobie zaledwie kilka naprawdę dogodnych sytuacji.
Z jednej strony zwycięstwa 1-0 i 2-1 wydają się być opanowane niemalże do perfekcji. Można wręcz wierzyć, że Colchoneros nie tyle nie potrafią atakować, co po prostu nie lubią i nie chcą tego robić, ograniczając się do niezbędnego minimum. Niestety ich skuteczność w wielu występach pozostawia wiele do życzenia i prowadzi do straty punktów w spotkaniach, które w normalnych warunkach należałoby wygrać.
Jak pokazują liczby, Atlético nie należy do europejskiej czołówki pod względem wykorzystywania stwarzanych przez siebie sytuacji. O ile na krajowym podwórku wygląda to jeszcze nie najgorzej, o tyle w Europie jest już pod tym względem dość kiepsko. Oczywiście trzeba pamiętać o tym, że w Primera División większość potyczek jest ze znacznie słabszymi klubami, podczas gdy w Lidze Mistrzów podopieczni Cholo mają szczęście do trafiania na takie zespoły jak Bayern czy Barcelona. Niemniej zaledwie 11% skuteczności napotykając na swojej drodze drużyny takie jak Astana, Galatsaray i PSV nie jest wynikiem, z którego można być dumnym.
Nie wypada wspomnieć w tym miejscu o rzutach karnych, które zamiast atrakcyjną okazją stały się dla Rojiblancos prawdziwą zmorą. W sezonie 2014-15 ich etatowymi wykonawcami byli Raúl García i Mario Mandžukić, którzy w sumie wykorzystali wszystkie ze swoich siedmiu jedenastek. Jedno trafienie z wapna dołożył Gabi, a jedynym, który spudłował, był Guilherme Siqueira. W poprzedniej kampanii skuteczność Colchoneros z jedenastu metrów spadła do 40%. Tylko połowę swoich rzutów karnych wykorzystał Antoine Griezmann (nie trafiał dwukrotnie w arcyważnych derbowych meczach z Królewskimi), a pudło w jedynej swojej próbie zaliczył Fernando Torres. Serie jedenastek w rywalizacjach z PSV, Realem i niedawnej z Cádizem pokazały, że Jan Oblak z pewnością nie jest specjalistą od ich bronienia, a z psychiką i jakością ich wykonania przez graczy znad Manzanares bywa bardzo różnie.
Stałe fragmenty gry
Kolejny element, który działając wydajniej jest w stanie przynieść wymierne korzyści, o czym piłkarze Atlético wiedzą doskonale. Choć jeszcze do niedawna bramki zdobywane głową, w tym po stałych fragmentach gry, były jednym z charakterystycznym elementów Rojiblancos, to w poprzedniej kampanii wyglądało to już mizernie. Do powyższych statystyk zaliczane są odpowiednio:
Dla sezonu 2015-16: gole Diego Godína, José Giméneza, Saúla Ñígueza, Fernando Torresa, Antoine’a Griezmanna i Luciano Vietto
Dla sezonu 2014-15: gole Diego Godína, José Giméneza, Mirandy, Tiago, Saúla Ñígueza, Raúla Garcíi, Antoine’a Griezmanna, Fernando Torresa i Mario Mandžukicia
Dla sezonu 2013-14: gole Diego Godína, Mirandy, Toby’ego Alderweirelda, Tiago, Raúla Garcíi, Davida Villi i Diego Costy
W poprzednim sezonie brakowało zwłaszcza skutecznych ofensywnych wejść Diego Godína, José Giméneza i Tiago. Po odejściu Raúla Garcíi swoją cegiełkę go puli goli strzelonych głową dołożył Saúl Ñíguez, ale on sam nie jest w stanie zrobić wszystkiego. Oczywiście dysponowanie głównie niskimi skrzydłowymi i napastnikami obniża możliwości przy stałych fragmentach gry, ale zaledwie dwa trafienia stoperów na przestrzeni całego sezonu to trochę zbyt mało. Dobrym prognostykiem jest jednak to, że w sparingach Rojiblancos zdobyli dwie bramki bezpośrednio po dośrodkowaniu ze stojącej piłki (Diego Godín z Tottenhamem i NPFL All Stars) i jedną pośrednio (Yannick Carrasco z Cádizem).
Taktyka
Kwestia strategii jest już bardziej życzeniowa niż poparta odpowiednimi liczbami. Niemniej wielu kibiców jest niezwykle ciekawa, czy Diego Simeone, mając już do pełnej dyspozycji wszystkich zawodników, rzeczywiście będzie korzystał z ustawienia 4-3-3, czy też konsekwentnie nie odejdzie od swojego flagowego 4-4-2. Patrząc na graczy w ofensywie wydaje się, że pierwszy wariant mógłby być dla rywali zabójczy, choć pamiętajmy, że równie morderczy miał być super atak w poprzednich rozgrywkach, a jak wyszło naprawdę wiedzą wszyscy.
Niemniej odejście od powtarzanego w kółko 4-4-2 przyniosło w poprzedniej kampanii sporo korzyści. W ligowym starciu z Barceloną na Camp Nou wystawienie z przodu Yannika Carrasco, Saúla Ñígueza i Antoine’a Griezmanna pozwoliło przez pierwsze 30 minut kompletnie zaskoczyć Katalończyków i objąć prowadzenie 1-0. W Lidze Mistrzów w półfinałowym rewanżu z Bayernem i w finałowej potyczce z Realem grę Rojiblancos rozruszało dopiero wprowadzenie w przerwie Yannicka Carrasco i przejście na bardziej ofensywne 4-3-3.
Na inaugurację nowego sezonu Cholo jest zmuszony postawić na czwórkę pomocników, bowiem nie może skorzystać m.in. z zawieszonego Antoine’a Griezmanna i nie będącego w pełni sił Ángela Correi. Co będzie później? Cóż, Diego Simeone zapytany niedawno o próbowane przesunięcie Koke bardziej do środka, odparł: – Czasem ponosi mnie fantazja, a potem uderza rzeczywistość. Jest Gabi, Tiago, Augusto… Ich mocna pozycja sprawia, że trzeba wypychać Koke do przodu. Zresztą uważam, że on najlepiej czuje się jako lewy pomocnik w 4-4-2.
Nadzieja umiera ostatnia
Ciężko przewidzieć jak potoczy się nadchodzący sezon. Ciężko również przewidzieć, który i czy w ogole którykolwiek z powyższych postulatów okaże się trafny i faktycznie ulegnie poprawie. Trzeba jednak standardowo zaufać Cholo, bo co by się nie działo, on najlepiej wie, co robi. Argentyńczyk musi jednak pamiętać, że z każdym kolejnym sezonem, z każdą kolejną coraz mocniejszą kadrą i z każdymi kolejnymi coraz bardziej szumnymi zapowiedziami oczekiwania fanów słusznie są coraz większe.
Pojedyncze mecze można wygrywać opadając z sił, notując 5% skuteczności i nie wywalczając ani jednego rzutu rożnego lub wolnego, marnując w międzyczasie trzy rzuty karne. Na przestrzeni całego sezonu tego typu detale wychodzą w najmniej pożądanym momencie. Za zajęcie trzeciego miejsca w lidze i przyzwoite wyniki w pucharze i w Lidze Mistrzów nikt nie będzie miał pretensji. Znów będzie jednak zawód, zwłaszcza że dla sporej grupy piłkarzy nadchodząca kampania to ostatni dzwonek na osiągnięcie czegoś wielkiego, prezentując równą i wysoką formę.
Jak nie teraz, to kiedy?