W zapowiedzi jednego z październikowych meczów Atletico Madryt napisałem: Jeśli więc Viktoria polegnie w stolicy Hiszpanii, wówczas Rojiblancos czeka dwumecz z Academicą i to właśnie wówczas najbardziej prawdopodobne jest przerwanie serii kolejnych zwycięstw, która w moim mniemaniu zakończy się w 4. kolejce podczas wyjazdu do Coimbry. Choć moje przewidywania się sprawdziły, to jednak odczuwa się pewien żal względem dzisiejszej porażki 0:2. Nie chodzi o sam fakt przegranej, ale bardziej o styl, którego dziś kompletnie zabrakło. Nie tłumaczy tego nawet to, że na boisku oglądaliśmy naprawdę rezerwowy skład. Mimo wszystko Rojiblancos powinni wywalczyć przynajmniej remis, a tak przynajmniej na obecną chwilę nieco skomplikowali sobie swoją sytuację w grupie.
Diego Simeone postanowił dać szansę gry od pierwszej minuty Saulowi Niguezowi. Na szpicy ustawiony został Adrian Lopez, co w pewnym stopniu zapowiadało mizerię, jaka będzie miała miejsce w akcjach ofensywnych Atletico. Rzeczywiście tak było. Od pierwszego gwizdka Academica pokazywała ogromną chęć do gry. Już w 2. minucie gospodarze przeprowadzili ciekawy atak, ale po dośrodkowaniu Cleytona z lewej strony Salim Cisse główkował zbyt mało precyzyjnie. Trzeba przyznać, że pierwsza część gry nie była zbyt interesująca. Obie ekipy prezentowały wiele niedokładnych zagrań, piłka przebywała głównie w środkowej strefie boiska, a Rojiblancos sprawiali wrażenie zespołu, który po podejściu pod pole karne rywali kompletnie nie wie, co zrobić dalej. Los Colchoneros pierwszą w miarę udaną akcję przeprowadzili dopiero w 16. minucie. Ustawiony z prawej strony Koke zagrał do Adriana, ten piętą odegrał do Raula Garcii, jednak strzał hiszpańskiego pomocnika został skutecznie zablokowany przez jednego z obrońców. Jeśli ktoś zdecydował się oglądać to spotkanie, a nie był kibicem którejś z drużyn, to dam sobie uciąć rękę, że dość szybko przełączył kanał. W 24. minucie z rzutu wolnego ostro dośrodkowywał Wilson Eduardo, ale Sergio Asenjo zdołał skutecznie wypiąstkować piłkę poza pole karne. Podopieczni Pedro Emanuela na pewno mogli imponować tym, że pomimo teoretycznie o wiele mniejszych umiejętności starali się nadrabiać dobrą organizacją w obronie oraz dużą ambicją. W obliczu kiepskiej postawy Atletico ich starania przyniosły efekt po blisko pół godzinie. Po wrzucie piłki z autu i odegraniu od Marinho w 'szesnastkę’ Rojiblancos dośrodkował Joao Dias, a tam niezbyt udanie interweniującego Silvio zdołał wyprzedzić Eduardo i sprytnym strzałem pokonał bezradnego Asenjo. Kilkadziesiąt sekund później z boiska powinien wylecieć Celyton. Pomocnik gospodarzy bardzo brzydko wszedł w nogę Raula Garcii, ale sędzia nie odgwizdał nawet rzutu wolnego, a były gracz Osasuny musiał zostać poddany szybkiej i sprawnej interwencji medycznej. Na szczęście mógł grać dalej. Atakowanie szło podopiecznym Simeone bardzo opornie. W 38. minucie z rzutu rożnego wrzucał Koke, piłkę głową w kierunku Adriana zgrał Garcia, ale hiszpański napastnik wraz z pilnującym go obrońcą padł na murawę. Nie było jednak mowy o faulu i odgwizdaniu rzutu karnego. Później po jednym z dośrodkowań w dobrej sytuacji znalazł się Mario Suarez, ale pomocnikowi Atletico zabrakło kilku centymetrów do sięgnięcia piłki głową. Przed przerwą blisko zdobycia bramki był jeszcze Celyton, ale jego strzał z dystansu był zbyt lekki by zaskoczyć Asenjo.
Na drugą połowę nie wybiegł już Saul, którego zmienił Pedro Martin. Zadaniem młodego napastnika było wsparcie Adriana, który w trakcie pierwszych 45 minut był niemal nieprzydatny i niewidoczny. Po wznowieniu gry Rojiblancos niemal natychmiast ruszyli do ataku, co na chwilę dało nadzieję na to, że być może powalczą jeszcze o zwycięstwo. W 46. minucie groźne zza 'szesnastki’ uderzał Koke, ale Ricardo choć z problemami, to zdołał odbić piłkę na rzut rożny. Chwilę potem żółta kartkę otrzymał Silvio, który ręką zatrzymał kontratak gospodarzy. Kilka minut później rzutu karnego domagał się Pedro, który twierdził, że był faulowany. W mojej ocenie powtórki tego nie potwierdziły, choć z pewnością nie była to łatwa do oceny sytuacja. Przez pierwszy okres drugiej połowy Los Colchoneros zdziałali o wiele więcej niż przez poprzednie 45 minut. Groźnie było po stałych fragmentach wykonywanych przez Koke, jednak za każdym razem kończyło się tylko na strachu. W miarę upływu czasu podopieczni Simeone tracili animusz, a także głowę. W 55. minucie do nieporozumienia doszło w szeregach obronnych gości, kiedy z bramki na 20. metr wybiegł Asenjo, czego nie zauważył Cata Diaz, więc w rezultacie Argentyńczyk zmuszony był wybić piłkę na aut. Kilka chwil później z boiska zszedł Mario Suarez, który narzekał na jakiś uraz, gdyż kamery uchwyciły moment, w którym Hiszpan był opatrywany na ławce rezerwowych. W jego miejsce pojawił się Emre, który niemal natychmiast miał okazję do strzelenia gola, ale jego uderzenie z dystansu minęło słupek. Powoli wydarzenia na boisku zaczęły przypominać to, co działo się w pierwszej połowie. Oglądaliśmy coraz mniej ciekawych akcji, a Atletico stopniowo opadało chyba z sił. Przez cały mecz nie widać było pressingu, z którego drużyna z Vicente Calderon do tej pory słynęła. W 65. minucie zza pola karnego strzelał Garcia, ale była to próba niecelna. Pięć minut później sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy. We własnej 'szesnastce’ Jorge Pulido sfaulował Cisse. Do piłki podszedł Eduardo, który bez problemu pokonał Asenjo i wyprowadził Academikę na dwubramkowe prowadzenie. To niemal całkowicie zgasiło Rojiblancos, którzy od tej pory pogodzili się już chyba z porażką i nie forsowali tempa, które wyraźnie spadło. Na piętnaście minut przed końcem w niezłej sytuacji znalazł się Adrian, który jednak zamiast uderzać zdecydował się na podanie, które przeciął jeden z obrońców. W 82. minucie świetnie wrzucał Koke, ale ani Pedro ani Garcia nie zdołali przeciąć toru lotu piłki. Do końca meczu podopieczni Emanuela bronili się niemal wzorcowo i nie pozwalali rywalom na stworzenie zagrożenia. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry po rzucie rożnym główkował jeszcze Pedro, ale piłka przeszła nad poprzeczką.
Tym samym zakończyła się passa 16 zwycięstw z rzędu w europejskich pucharach. Również sytuacja w grupie B Ligi Europy się skomplikowała, bowiem Atletico i Viktoria mają po 9 punktów, a Academica ma 5 oczek straty. Na dwie kolejki przed końcem teoretycznie wszystko jest możliwe. Teraz jednak trzeba się skupić na tym, by w niedzielę pokonać Getafe, bo tylko tak będzie można utrzymać bezpieczny dystans nad resztą stawki w La Liga.
Skład Atletico: Asenjo – Silvio, Cata Diaz, Pulido, Filipe – Tiago (Kader 71′), Mario Suarez (Emre 58′), Koke, Saul (Pedro 46′), Raul Garcia – Adrian
Bramki:
1:0 – W. Eduardo 28′
2:0 – W. Eduardo 70′ (karny)
Brawo panowie, druga porażka 2:0, nie ma to jak nie przegrać od początku sezonu i zmienić grę o 180 stopni.
Jasne że nie da się wygrywać wiecznie ale znowu zaczynają coś odpierdalać. Mamy mecze z Getafe, Granadą i Hapoelem na poprawę formy przed Realem i Barceloną.
Spokojnie. Porażke z Valencią można wrzucić w koszty, to akurat żaden wstyd przegrać z nimi na wyjeździe biorąc również pod uwagę przebieg meczu. No, a mecz z Academicą był chyba najmniej ważny ze wszystkich i Cholo dał zagrać np. Saulowi czy Pedro i w tym meczu również mieliśmy pecha. Ogólnie ostatnie 4 celne strzały na bramkę Atletico to gole więc nie ma powodu do zmartwień. Trzeba pyknąć Getafe z 2:0, 3:0 i wszystko powinno wrócić do normy.
Nie zapominajmy jak wyglądał skład, mając przewagę punktową można sobie pozwolić na coś takiego.
Trzeba zejść z tonu w meczach gdzie nie trzeba sie spinać i zachować siły na cały sezon, w którym zmęczenie fizyczne i psychiczne gra główną rolę.